Testerzy relacjonują

Trzy sposoby na sandaczowe kaprysy

Powoli zbliża się czas, kiedy większość z nas zacznie uzupełniać swoje przynętowe zapasy. Obecnie mamy mnogość różnego rodzaju wzorów, rozmiarów i kolorów, co niejednokrotnie potrafi przyprawić o prawdziwy zawrót głowy. Etap bezmyślnego kupowania „jedynie słusznych" nowości mam już na szczęście za sobą, dlatego też od kilku sezonów sięgam raczej po tradycyjne i sprawdzone rozwiązania, które jak dotąd mnie nie zawiodły.

Przygotowując się do sezonu sandaczowego dbam o to, aby w moich pudełkach nie zabrakło trzech "pewniaków" do których zaliczam: Phantaila, Jerky'ego i Mambę. Te trzy przynęty zapewniają mi pełne spektrum działania nad wodą i doskonale wpasowują się w sandaczowe gusta. 
Co najważniejsze: ich zróżnicowana praca i "indywidualność" dają mi możliwość dopasowania się 
do gustów często wybrednych sandaczy. Wyjątkowość każdej z tych przynęt sprawia, iż w zasadzie w każdej sytuacji i na każdej wodzie, jestem w stanie skłonić "zandera" do ataku.

Obławianie każdej sandaczowej miejscówki zaczynam zawsze od najbardziej uniwersalnej przynęty, którą w moim mniemaniu jest Phantail. Guma ta daje się doskonale poprowadzić w tradycyjnym opadzie, jak i w delikatnym dżigowaniu, pracując przy tym bardzo zamaszyście. Jednak nie 
to stanowi o "potędze" Phantaila. Dla mnie przynęta ta ma w zasadzie jedną ważną główną cechę, 
którą jest równa, silna i niezachwiana praca w trakcie powolnego prowadzenia w strefie przydennej. Co najważniejsze - przynęta ta pracuje idealnie również przy bardzo lekkim obciążeniu, dzięki czemu doskonale nadaje się do obławiania bardzo płytkich blatów.

Jeśli chodzi o rozmiar, sięgam w zasadzie tylko po największy, 4" model, w którym gustują ryby każdej wielkości.

Kolorystyka… Tu raczej tradycyjnie: biel (S-10-100); perła (S-01-121) 
i seledyn (S-41-160). Po inne kombinacje kolorystyczne w zasadzie nie sięgam. Jeśli te nie działają, zmieniam po prostu model przynęty i taka taktyka często przynosi pożądany efekt.

Jako druga do akcji wkracza Mamba, która jest dla mnie przynętą "jednego zadania", czyli opad, opad i jeszcze raz: opad. Przynęta w tej technice wydaje się być niezastąpiona i pracuje intensywnie zarówno z niewielkim jak i nieco większym obciążeniem. Podczas pracy generuje bardzo silne impulsy, które działają pobudzająco nawet na niezbyt aktywne ryby.
Zdarza mi się również nieco poeksperymentować.

Nacinam wówczas przynętę mniej więcej w połowie jej długości i u nasady ogona. Dwa równoległe nacięcia zmieniają znacząco jej pracę, która staje się jeszcze bardzie intensywna i zamaszysta. Szczególnie w opadzie z lekkim obciążeniem zabieg ten powoduje "kołysząco-obrotowy" ruch całej przynęty. Jeśli chodzi o wielkości, to sięgam głównie po dwa rozmiary: 4" i 5". Kolorystycznie - również tradycyjnie: biel (S-10-140); perła (S-01-070); seledyn (S-41-160).

Przynętą ostatniej szansy w moich sandaczowych potyczkach jest Jerky, którego siła tkwi zapewne 
w nieprzewidywalności. Gdybym chciał scharakteryzować jednym zdaniem jego pracę, to rzekłbym: "pracuje tak, jak chcę". Tylko ode mnie i od mojej kreatywności zależy praca tej przynęty 
i właśnie dzięki temu skłania ona do brania najbardziej ospałe sandacze. Co ciekawe - większość ryb łowionych na "jerkusia" miała naprawdę słuszne rozmiary. Mam wrażenie, że właśnie nieprzewidywalność pracy skłania duże ryby do ataku.
Jerky'ego w rozmiarach 5" i 6" zbroję tradycyjnie w główkę dżigową lub główki spinningowe z hakiem offsetowym. Pierwsze zbrojenie 
i dżigowanie nadaje gumie nieco nieskoordynowane ruchy, które bardzo przypominają zachowanie chorej lub rannej rybki, przez co sandacze postrzegają ją jako łatwą zdobycz. Drugie zbrojenie daje bardzo fajne możliwości w łowieniu opadem. Dzięki ruchomemu połączeniu główki z hakiem wydłużamy końcową fazę opadu, a więc moment zetknięcia przynęty z dnem – pierwszy kontakt z dnem łapie główka spinningowa, dopiero po chwili na dnie ląduje przynęta – daje to więcej czasu rybie 
na "podjęcie decyzji", co w końcowej fazie często prowadzi do ataku.
Kolorystycznie również bez zmian: perła (S-01-100); seledyn (S-41-160).

Do sezonu jest jeszcze trochę czasu. Jaki on będzie, trudno wyczuć. Jedno wiem na pewno! W moich pudełkach na pewno nie zabraknie moich trzech sandaczowych bohaterów: Phantaila; Mamby 
i Jerky'ego. Jeśli one będą ze mną, to o wyniki mogę być spokojny!

Z sandaczowym pozdrowieniem
Łukasz Adamiak
Team Dragon