Testerzy relacjonują

Quattro Płoć Kolendra jako zanęta na kanał

Mimo że na pierwszy rzut oka w szybkiej i dość powierzchownej ocenie zanęta wydaje się nieco grubsza niż przyjęte standardy w odniesieniu do mieszanek na kanały o wolnym lub znikomym uciągu, to - poświęcając kilka minut więcej na jej przygotowanie - można uzyskać zanętę o pożądanych właściwościach. Jak tego dokonać?

Sposób ten jest bardzo prosty, a na dodatek potrzebne będzie do tego zadania najdrobniejsze sito wędkarskie, jakim dysponujecie. Oczka sita 2 lub 2.5 mm są tu najbardziej pożądane, gdyż pomogą zatrzymać wszystko to, co wsypaliśmy na sito z wprost z paczki po jej otwarciu.
Specyfika łowiska, jakim jest kanał, który na dodatek najczęściej klasyfikuje się jako zamulony lub odbywają się nad nim w sezonie co weekend zawody spławikowe lub feederowe sprawia, że jednym opakowanie zanęty możemy w zupełności zanęcić wybraną miejscówkę i nasycić ryby. Oczywiście myśląc o zanęceniu miejsca mam na myśli nie tylko "czystą" zanętę tuż po wcześniejszym jej przygotowaniu, ale również glinę czy ziemię, których wybór również nie jest przypadkowy. Jednak zanim o tym więcej powiem, opiszę proces przygotowania mieszanki spożywczej.

Quattro Płoć Kolendra jest zanętą o średniej grubości frakcji, ciemną mieszanką pachnącą ziołami, głównie nutą kolendry. Mimo że nazwa handlowa wskazuje hasło "płoć", to zdecydowanie kolendra jest w kręgu zainteresowania nie tylko płoci. Lubią ją również leszcze, zatem jeśli w łowisku leszcze i płocie są równie powszechne, to mamy szansę na oba gatunki w naszym podbieraku.
Paczkę suchej zanęty przesypuję na bardzo drobne sito. Proces ten jest bardzo łatwy, dzieje się praktycznie sam w początkowym etapie. Najdrobniejsze fragmenty bez problemu przechodzą przez oczka, a niewielkie ruchu sitem sprawią, że każdy składnik zanęty mniejszy niż oczka sita pokona barierę i opadnie na dno wiadra. Na sicie zostaną fragmenty grubsze niż oczka, jednak nie skreślam ich od razu. Zanim ostatecznie oddzielę je i zsypię z sita, to z użyciem małej dozy siły, ręką mieszam dwa okrążenia, aby rozłamać i skruszyć jeszcze co nieco. Sito z pozostałościami odkładam na bok, od tej chwili uwagę skupiam wyłącznie na mieszance w wiadrze. Czynność ta nadała jej zupełnie nowy charakter. Otrzymaliśmy suchą i drobną bazę idealną do nęcenia łowisk o dużej presji zawodniczej, a co więcej, pokuszę się nawet o stwierdzenie w odniesieniu do zawodów, mieszankę na zawody towarzyskie. Wodę do zanęty dodaję ostrożnie, w krótkich odstępach czasu, intensywnie i dokładnie przy tym ją mieszając.

W międzyczasie, gdy ostawiam wiadro z zanętą na kilka minut, aby mogła wpić wodę w swoją strukturę, mam kilka wolnych minut na przygotowanie gliny.
Łowisko, które wybrałam, cechuje bardzo wolny uciąg, przy czym głębokość ponad 2 metry pod szczytówką topu tyczki o długości 11.5 m sprawia, że oprócz ziemi torfowej sięgam również po glinę, która pełnić będzie również funkcję dociążającą. Glina rozpraszająca nie wydaje mi się dobrym rozwiązaniem, gdyż po wrzuceniu kulki z ręki rozpadnie się ona praktycznie od razu po kontakcie z powierzchnią wody. Nie ma szans, by kulka dotarła w całości na dno. Ziemia torfowa w porównaniu z gliną rozpraszającą cechuje się zupełnie innymi właściwościami. Jest pulchna, jednak zdecydowanie lepiej skleja robactwo czy zanętę. Optymalne wydaje mi się połączenie ziemi torfowej z gliną wiążącą.
Na początku zastosowałam proporcję pomiędzy nimi wynoszącą 1:1. Dodatek cięższej gliny spowoduje, że kulki rozpadną się dopiero na dnie, warstwa mułu nie jest na tyle duża, by je zamaskować. Glina wiążąca może wydawać się zaskoczeniem, jednak z doświadczenia wiem, że glina glinie nie jest równa w zależności od producentów. Wygrałam te bardziej suche i mniej tęgie, które w mojej ocenie bardzo dobrze współgrają z ziemią bełchatowską. Na sito trafia osobno glina, a do kolejnego wiadra torf. Na tym etapie nie łączę ich w całości ze sobą. Po skończeniu przygotowania glin wracam do wiadra z zanętą. Jeśli wymaga to traktuję ją wodą ze spryskiwacza, jeśli zawartość wody jest wystarczająca, to czas na łączenie jej z glinami.

Do osobnego wiadra przy pomocy pojemników które mam pod ręką (najczęściej 0,5 l matrioszki do robaków) wrzucam dwa pełne pojemniki zanęty. Do tego dorzucam identyczną ilość ziemi torfowej i gliny. Po wymieszaniu zawartości otrzymuję jednolitą mieszankę, którą całą zużyję do wstępnego nęcenia łowiska. Przez rozpoczęciem szykowania kul dodaję jeszcze dwie garście gotowanych ziaren konopi, około 100 ml ochotki zanętowej, aby zaakcentować jej obecność. Wszystko dokładnie mieszam. W kolejnym etapie biorę się wyłącznie na przygotowanie kul do głównego nęcenia łowiska.
Pozostałą część ochotki dodam wyłącznie do mieszanki gliny z ziemią w proporcji 1:1. Glinę z jokersem staram się wprowadzić już przy pomocy kubka zanętowego, aby podać kule w to samo miejsce, idealnie pod samą szczytówkę. Zazwyczaj jest to około 5-7 małych kulek. Resztę pozostawiam na późniejsze donęcenie w zależności od sytuacji i potrzeby.

Zanęta Dragon Quattro faktycznie zauważona została nie tylko przez płocie. Spinam większego leszcza z własnej winy, dając mu "luz na gumie" przy cofaniu tyczki. Dwa następne leszczyki lądują już w mojej siatce. Zanętę sprawdzę jeszcze nie raz, aby zobaczyć czy mogę udoskonalić ją jeszcze bardziej poprzez dodatek płynnego aromatu, jednak w pierwszym podejściu wywołała u mnie same dobre odczucia.
Na taki efekt czekałam.

Patrycja Tykwinska
Team MegaBAITS