Ostatni weekend maja spędziłem z Tomkiem u jego brata w okolicach Oslo w Norwegii i od samego początku wypad ten planowany jako typowy wyjazd wędkarski. Zakładając zatem, że będziemy ciągle na rybach, wykupiliśmy 20 kg bagażu na 2 osoby i zmieściliśmy się idealnie. Na miejsce dotarliśmy w sobotę rano i po odłożeniu bagaży (jakżeby inaczej) od razu podpięliśmy jego łódkę do auta i wyruszyliśmy na pobliskie fiordy.
Wiedzieliśmy, że mamy dużo czasu, gdyż o tej porze na południu Norwegii dni są bardzo długie i ciemno jest przez zaledwie 4 h w ciągu doby. Pierwszy dzień na wodzie miał służyć rozpoznaniu rybostanu i miejscówek oraz zaliczeniu jak największej ilości i różnorodności gatunków ryb. Wśród licznych czarniaków, makreli, dorszy czy belon na uwagę bez wątpienia zasługiwał przyzwoity wargacz oraz nie najgorszy rdzawiec.
Następny dzień od rana do późnej nocy spędziliśmy z Tomkiem na łódce u Romka (kolegi Tomka, również świetnego wędkarza oraz mega zapaleńca wędkarskiego mieszkającego na co dzień w Norwegii).
Z Romkiem namierzyliśmy kilka bardzo dużych ławic. Niestety ten ogrom ilości ryb nie przełożył się na jakość (trafiały się głównie mniejsze osobniki).
Gdy już każdy z nas wyłowił się do syta, co nam oczywiście chwilkę zajęło, bo każdy z nas liczył na spotkanie z większą rybą i uparcie starał się trafić "grubasa", zmieniliśmy taktykę i postanowiliśmy podpłynąć do pobliskich, przybrzeżnych skał i poszukać belon, które - jak się szybko okazało - współpracowały świetnie.
Brały bardzo dobrze i na jakość również nie mogliśmy narzekać.
W trzeci dzień całkowicie zmieniliśmy taktykę i pojechaliśmy z Tomkiem na szczupaki i sandacze. Tych ryb również tam nie brakuje. Nałowiliśmy się do woli. Na łodzi zameldowała się spora ilość sandaczy oraz szczupaków, w tym mój rodzynek o dł. aż 118 cm!
Zestaw, którego używałem na wyjeździe, zdał swój egzamin w 100% i teraz po fakcie wiem, że nie zamieniłbym go na żaden inny na świecie. W jego skład wchodzi: wędka Dragon Black Rock II Travel 2.13 m - 35 gr wraz z kołowrotkiem Ryobi Zauber LT 3000 i plecionką Invisible 0.12 mm. Dzięki temu zestawowi po naszych obliczeniach okazało się, że mimo iż spędziliśmy z Tomkiem w ciągu 3 dni 38 h(!!!) na wodzie, nie odpadły mi ręce, bo całość jest bardzo fajnie wyważona i świetnie ze sobą współgra, dając wędkującemu duży komfort.
Wędzisko świetnie radziło sobie z różnego rodzaju przynętami, bez problemu zacinając twardopyskie sandacze, ale jednocześnie męcząc szczupaki pięknym głębokim ugięciem. Kołowrotek to od dłuższego czasu mój nr jeden, a ten wyjazd tylko to potwierdził. Ten kręcioł swój chrzest przeszedł w zeszłym roku na Odrze i zdał ten egzamin śpiewająco, więc byłem o niego spokojny.
Z tego miejsca chciałem bardzo serdecznie pozdrowić i podziękować Piotrkowi za fantastyczną gościnę i możliwość takiego wyjazdu!
Z wędkarskim pozdrowieniem
Kacper Wołejszo
Team Dragon/Strike Pro.