Testerzy relacjonują

Wiosenny feeder - podsumowanie

Co prawda wiosna trwa niemal do końca czerwca, ale ta "feederowa", zakończyła się dla mnie pod koniec kwietnia, kiedy pierwsze leszcze zaczęły wykazywać oznaki "jestem w tarle". Oczywiście, nie "wybielam" się stwierdzeniem, że daję im spokój w okresie tarła, gdyż w moim mniemaniu wędkarstwo etyczne, to zupełnie coś innego, niż jest to "trąbione" dookoła. Ale dziś nie będziemy się nad tym dłużej zatrzymywać, tylko przejdźmy od razu do ryb.

Tegoroczny przełom zimy i wiosny, wędkarsko, był w moim wykonaniu najbardziej aktywny od wielu lat. Sprawy osobiste, zdrowie oraz pogoda (nie lubię łowić w deszczu), niezbyt często stawały na przeszkodzie, dzięki czemu, przez cały marzec i kwiecień, mogłem regularnie (czyli, przynajmniej raz w tygodniu) stawiać się nad brzegiem dolnośląskiej rzeki Odry i zarzucać w jej odmęty feederowe zestawy. Zatem obecność nad wodą była dosyć częsta, a jak było z rybami?

SZYBKA ZMIANA PLANÓW

Gdy w roku 2024 odrzańskie międzytamia częstowały pięknymi płociami (mam na myśli osobniki minimum 40 cm) nie tylko na przedwiośniu, ale również latem, ostrzyłem sobie przysłowiowe zęby na tegoroczny marzec. Planowym celem były wspomniane "mamuśki", a jedynym znakiem zapytania było to, czy ubiegłoroczna jesienna powódź pozwoliła im się utrzymać na obławianym przeze mnie odcinku, czy zrobiła z nimi "porządek". Niestety, szybko okazało się, że płocie "wymiotło", więc nastąpiła korekta w planach i głównym celem stały się nocne leszcze.

Pierwszy wyjazd, dzienny, uskuteczniłem 5.03., natomiast na pierwszą nockę wybrałem się 7.03. Były to wyjazdy spokojne, ale z rybami, które – jak to pierwsze w sezonie – cieszyły wyjątkowo. Jednak wyniki "wybuchły" bardzo szybko. Gdy tylko temperatura wody doszła do 7 kreski, zaczęło się "bombardowanie", które trwało nieprzerwanie przez kilka tygodni.

Początkowo nawet dzienne łowienie było bardzo przyjemne, gdyż drobnica była sporadycznym "przyłowem", a medalowe leszcze oraz klenie regularnie pokazywały brania. Jednak w końcu drobnica się "obudziła" i wtedy, chociaż nie rezygnowałem całkowicie z dziennego łowienia, to jednak skupiałem największą uwagę na nocnym łowieniu.

LESZCZOWE "SZACHY"

Noc to czas, kiedy drobnica szła "spać" (no, z pojedynczymi krąpiami zawsze musiałem się liczyć) i można było skupić się na leszczowych "szachach". Uwielbiam łowić te ryby w nocy, gdyż po zapadnięciu zmroku, paradoksalnie, mimo, iż najczęściej intensywnie żerują, stają się dużo bardziej wybredne i można przesiedzieć całą noc bez brania, mając w łowisku dużą ławicę aktywnych "łopat". Każdej nocy układanie "puzzli" zaczynało się niemal od zera, gdyż wypraw, kiedy brały "wszędzie i na wszystko", nie trafiłem.

Przykładów leszczowych wymogów, jakie mnie spotkały, mógłbym mnożyć. Jednej nocy brały tylko na pęczek białych robaków, drugiej nocy brały tylko na pęczek czerwonych robaków, trzeciej nocy brały wyłącznie na kukurydzę. Ale to jeszcze "nic", bo innej nocy brały wyłącznie na dwa białe robaki podane na przyponie 0,12 mm i haczyku nr 18 (na takim samym przyponie, ale na haczyku nr 16, nie było nawet dotknięcia). Kolejnej nocy zmieniły w pewnym momencie upodobania, gdyż w pierwsze godziny wzięcie miały tylko białe robaki, a później przestawiły się na czerwone robaki. Ba, pewnej nocy, kluczem do częstszych brań było... skrócenie przyponu. Konkretne miejsce lokowania zestawu, to też bardzo ciekawy temat, zwłaszcza przy obranej taktyce nie ściągania ryb w miejsce "grubym" nęceniem.

MNOGOŚĆ RYB, PEŁNE PYSZCZKI

Tej wiosny zrezygnowałem całkowicie z nęcenia wstępnego (kule lub "szklanki"), a skupiłem się jedynie na zwykłym koszyku zanętowym i tym, co do niego aplikuję. Chociaż w koszyku zanętowym nie mieści się wiele, to jednak bogaty skład potrafi zatrzymać ryby, czego wielokrotnie doświadczyłem. Zanęty, poza białymi robakami i kukurydzą, każdorazowo dopalałem drobnym pelletem oraz boosterem, co stanowiło dla ryb wartościowe kąski, gdyż zatrzymywały się w obławianym obszarze i objadały się tym, co wypłukiwał nurt z podajników. Niezaprzeczalnym dowodem były oczywiście wypełnione przewody pokarmowe ryb, którym "leciało" nie tylko z pyszczków.

Zanęty, jakie stosowałem, w zależności od okresu (chociażby początek marca, czy koniec kwietnia) znacznie się od siebie różniły. Od delikatnych na zimną porę roku (np. Dragon Elite Zimowa Płoć Ochotka Zielona), przez klasyczne (np. Dragon Magnum Feeder Superfine Wanilia), po naprawdę grube danie (np. Dragon XXL Leszcz Piernik). Ta ostatnia, to taki "zanętowy schabowy" i coś mi się zdaje, że będzie u mnie podstawą przez całe lato. Dopalałem je pelletem Magnum 2 mm (np. Classic Halibut czy Premium Wanilia) oraz boosterem Magnum (np. Ochotka-Konopie, Piernik, czy Płoć). Od kiedy zacząłem wzbogacać zanęty pelletem oraz boosterem (rok 2024), feederowe wyniki, w przekroju całego roku, zauważalnie poszły w górę, co przekonuje mnie o słuszności takiego zabiegu. Po prostu, warto to robić, gdyż odbija się to pozytywnie na wyciągniętych z wody, łuskowych kilogramach. Oczywiście, pokarm, to nie wszystko, gdyż musi on współgrać z poprzednim śródtytułem.

NIECO STATYSTYK

Cyfry, liczby, tabelki... Zawsze lubiłem matematykę. Tak mi już zostało i "wdrażam" ją także w wędkarstwie. Między 5.03., a 26.04., wybrałem się kilkanaście razy na odrzańską zasiadkę feederową. Danych z wypraw mam we własnych notatkach znacznie więcej, ale niektóre z nich, to:

Ilość złowionych ryb (nie licząc gatunków będących w okresie ochronnym):

  • leszcz: 160 szt.
  • kleń: 122 szt.
  • krąp: 118 szt.
  • płoć: 29 szt.
  • jaź: 21 szt.
  • karp: 3 szt.
  • jelec: 2 szt.
  • okoń: 1 szt.
  • rozpiór: 1 szt.

Największe ryby w poszczególnych gatunkach:

  • leszcz: 61 cm (x3)
  • kleń: 57 cm
  • krąp: 40 cm
  • płoć: 37 cm (x2)
  • jaź: 40 cm
  • karp: 50 cm
  • rozpiór: 47 cm

Ilość medalowych ryb według obecnych norm długościowych w "WW":

  • leszcz: 54 szt.
  • kleń: 5 szt.
  • płoć: 2 szt.
  • rozpiór: 1 szt.

Ryb co prawda nie daję na wagę, ale tak orientacyjnie, to trafiłem dwukrotnie na wyjątkowo owocne wyprawy, które skończyły się niecodziennymi, jak na obławiany przeze mnie odcinek Odry, wynikami. Na początku kwietnia w podbieraku wylądowało 50-60 kg ryb, a w końcówce kwietnia, było ich aż 90-100 kg. W trakcie tego rekordowego połowu, doszło do tak częstych holi medalowych ryb, że aż nabawiłem się urazu w prawym ramieniu. Ale o powód, chyba żaden wędkarz nie miałby pretensji, prawda? Ja też nie mam.

SUKCESY I PORAŻKI

Tych pierwszych było zdecydowanie więcej, niż tych drugich. Do sukcesów zaliczam chociażby to, że za każdym razem udało się złowić medalowe ryby (od 1 sztuki do 20 sztuk). Kombinacje z zestawami końcowymi oraz przynętami, potrafiły przynieść natychmiastową zmianę z "nicości" w "eldorado". Bogata mieszanka podawana w koszykach zanętowych, potrafiła zatrzymać ryby na dłużej.

Ale porażki też były. Nie wyjąłem czterech największych ryb. Dwie się spięły, a dwie urwały przypony. Jedna z nich była naprawdę potężna. Wzięła w środku nocy, gdy płynąca pod nurt barka, była jeszcze daleko. Ryba po braniu w klatkowych prądach wstecznych odjechała pod znajdującą się wyżej ostrogę, następnie przepłynęła pod drugi brzeg i... po kwadransie nastąpił koniec, gdyż musiałem albo urwać przypon, albo pozwolić barce na sprzątnięcie całego zestawu końcowego. Podkręcenie hamulca o trzy kliki, załatwiło sprawę. Ale nawet nie było mi jakoś specjalnie szkoda, gdyż była to ryba tak wielka, że na delikatnym zestawie była nie do wyjęcia. Na niedużym stawie może byłaby i do wymęczenia w kilka godzin, ale nie na dużej rzece pełnej kamieni i zalegających na dnie drzew. Gdy odjeżdżała, byłem zupełnie bezradny, a gdy się zatrzymywała, nie byłem w stanie jej ruszyć. W końcu brakłoby żyłki, albo zaparkowałaby w zaczepie. Mógł to być duży karp.

"SPRZĘTOWISKO"

Jeśli chodzi o sam sprzęt, to najczęściej używałem feederów MegaBAITS z serii Tactix (do 40 i do 60 g), do których mam przypięte kołowrotki MegaBAITS Mystery FD 2500. Razem, stanowią bardzo lekkie, dające naprawdę wiele frajdy z łowienia, zestawy.

Ogromną rolę pełnił sam przypon, którego średnice były zmienne w zależności od wielu czynników. Używałem 0,103 mm, 0,121 mm, 0,140 mm oraz 0,161 mm. Za każdym razem była to żyłka przyponowa Dragon HM80 v.2 Competition.

PLANY NA DALSZĄ CZĘŚĆ SEZONU

W maju chcę odłożyć feedery do pokrowców i skupić się na innych zadaniach. Nie tylko wędkarskich, więc wizyt nad wodą pewnie będzie niewiele. Natomiast z feederami planuję wrócić w czerwcu i do końca lata skupiać się na nocnych leszczach, zahaczając też o dzienne klenie. A może i uśmiechnę się do nurtowych brzan, z którymi przed laty tak fajnie się dogadywaliśmy...?


Mariusz Drogoś
Team Dragon