Wasze historie i testy

Prostowanie fluorocarbonu - c.d.

SPIS TREŚCI

 

Moje doświadczenia

Przypon ma solidną agrafkę i wytrzymały krętlik. Blaszki zaciskowe dobrze trzymają końcówki. Ani razu nie zdarzyło mi się samoistne rozplecenie wiązania pod pływem obciążenia.Dla mnie przypon ten stał się bardzo użyteczny, ponieważ dostrzegłem w nim ważną cechę, jaką bardzo sobie cenię: w wodzie jest prawie niewidoczny. Podczas łowienia mniejszych szczupaków może to jest szczególik, bo mniejsze szczupaki raczej nie zwracają uwagi na obecność przyponu, jednak podczas spinningowania w rzece sprawa nabiera innego obrotu. Nie wiem, co tak naprawdę zaatakuje mój wobler, może to być sandacz, szczupak, sum, a może to być duży boleń, okoń lub okazały kleń. W klarownej wodzie grubaśny i widoczny przypon może zniechęcić do brania dużego sandacza, klenia, bolenia, więc lepiej dmuchać na zimne i założyć przypon prawie niewidoczny. Przez te kilkanaście miesięcy używania ani razu nie straciłem ryby lub przynęty z powodu awarii przyponu. Blaszki-zaciski trzymają bardzo dobrze (nigdy ich nie poprawiam kleszczykami), szczupaki nie dały rady przeciąć linki, sumy nie potrafiły zerwać przyponu lub rozgiąć zacisków swoją siłą i ciężarem. Jedynym zgrzytem, dla mnie, w tej sielance jest zwojowaty kształt dłuższego przyponu, wyciągniętego z ciasnego firmowego opakowania. Po wyciągnięciu wygląda jak świński ogonek – taki jest poskręcany.

Chętnie zakładam przypon do spinningowania w jeziorze z użyciem woblerów typu dżerk (jerk), w tym osławiony swoją skutecznością Slider firmy Salmo. I dlatego ten „świński ogonek” przeszkadza mi w dżerkowaniu lżejszym i mniejszym woblerem. Wobler ze swojej natury jest podatny na splątanie z linką w chwili nieostrożnego lu nieumiejętnego prowadzenia, a nieco poskręcany przypon zwiększa to ryzyko. Aby wyeliminować ryzyko splątania z winy przyponu, zastosowałem prosty zabieg, powszechnie stosowany przez karpiarzy.

Mam proste rozwiązanie

Z tego kłopotu wybrnąłem w prosty sposób, a zrobiłem to następująco: zagotowuję wodę w czajniku kuchennym, zmniejszam płomień, otwieram gwizdek i para zaczyna się wydobywać gorącym strumieniem. Przez ten strumień (blisko wylotu pary, uwaga – możliwe jest poparzenie palców) dwukrotnie, wolno przeciągam naciągnięty rękami przypon, a siłę rozciągania dozuję w taki sposób, jakbym miał go minimalnie wydłużyć. Po tym zabiegu, przypon staje się prosty jak drut. Taki kształt zachowuje przez cały dzień intensywnego spinningowania i dżerkowania, a nawet znacznie dłużej. Należy go tylko odpowiednio przechowywać, czyli w stanie rozciągniętym.

Jestem bardzo zadowolony z tego przyponu. Polecam go moim kolegom i dotąd żaden z nich nie zawiódł się na tym przyponie.

Andrzej Barski 'Tripod' (na wedkuje.pl)