I stało się - a było to we wtorek. Sezon 2013 oficjalnie został zakończony z dniem 31 grudnia. Dobrze pamiętam tę datę...
Dzień wcześniej sam jeszcze goniłem za szczupakiem po mojej ukochanej Wiśle (ok. Torunia). Było ciepło, jak na grudzień, więc trzeba było wykorzystać dobrze ten czas; następne spotkanie z tą piękną rybą dopiero za 5 miesięcy. Zawsze tak było, że dla niektórych wędkarzy sezon się skończył, a dla innych dopiero zaczął. Ale co można teraz łowić? - może ktoś takie pytanie zadać i nie będzie to bynajmniej głupie pytanie, bowiem z końcem sezonu szczupakowego zaczął się czas ryb szlachetnych, do których zaliczamy troć wędrowną i pstrąga potokowego.
Potokowiec
Właśnie, pstrąga potokowego, ryby w swojej klasie pięknej, cudownej, tajemniczej i magicznej. Czego to już nie napisano o tej rybie, czy to w czasopismach wędkarskich, czy nawet w fachowych poradnikach. Pstrąg jest to taka ryba, że jak się pojedzie z nastawieniem połowić tę jakże piękną rybkę, to już się w niej zakochasz bez opamiętania. I tak też było ze mną, jakieś kilkanaście lat temu, kiedy po raz pierwszy pojechałem na wodę górską. Była to Brda, znalazłem się tutaj za namową kolegi po kiju, który oczywiście już niejednego pstrąga wyjął i można było o nim powiedzieć: rasowy pstrągarz. Od tego czasu, za pstrągiem uganiam się do dzisiaj, a sezon trwający 8 miesięcy w większości poświęcam właśnie tej cudownej rybie. Łowienie pstrągów dla mnie stało się niemal chorobą, na którą jest zarażona duża część polskich wędkarzy. Ryba ta żyje w tzw. górskich wodach, a to automatycznie oznacza, że woda jest czysta i dobrze natleniona. A co za tego wynika dla wędkarza? Ano tyle, że ryba jest piekielnie trudna do złowienia. I dlatego trzeba dobrze poznać to łowisko, bo ryba znakomicie przystosowuje się do zastanych warunków. Im trudniejsze łowisko, tym trudniejszym, „godniejszym” staje się przeciwnikiem dla każdego spinningisty.