Poranne i wieczorne mgły coraz częściej opatulają ziemię i wodę. Porywisty i chłodny wiatr, niczym herszt prowadzi za sobą watahę ciężkich ołowianych chmur, powoli przewalających się po niebie. Noce stają się coraz dłuższe i chłodniejsze. Liście zmieniły barwy na złote, brązowe i przenikające czerwienią, by za dwa tygodnie opaść pozostawiając po sobie posępnie wyglądające lasy i brzegi akwenów.
Ważne przemiany
Wszystkie te zmiany zachodzące w otaczającym nas świecie zwiastują nadejście jesieni i w znaczny sposób wpływają na środowisko wodne. Roślinność wodna powoli obumiera, podobnie jak mniejsze organizmy, co bezpośrednio przekłada się na klarowanie wody. Mniejsze ryby pozbawione tym samym pokarmu i schronienia przenoszą się w głębsze partie jezior, starorzeczy, stawów i rzek, a za nimi podążają wygłodniałe drapieżniki.
Zbliżająca się zima to dla szczupaków, sandaczy i okoni znak, aby wyruszyć na łowy i zmagazynować odpowiedni zapas energii, umożliwiający przetrwanie najtrudniejszego okresu w roku. Zanim jednak jesień na dobre zagości w naszych łowiskach warto wykorzystać jej początki na poszukiwania drapieżników, które wciąż przebywają na płyciznach polując na drobnicę. Październik i listopad to odpowiednie miesiące, aby wybrać się na szczupaki. Moim zdaniem jest to najlepszy okres w roku, jeśli chodzi o tego cętkowanego myśliwego.
Gdzie i kiedy?
Na tytułowe szczupaki-średniaki wybieram się na już początku września. Jeśli jest pogodnie przez dłuższy czas, moje lekkie szczupakowanie trwa nawet do końca października. Drapieżników najczęściej szukam na płyciznach. Płytkie i mocno zarośnięte jeziora, niewielkie zatoczki głębszych zbiorników, niezbyt głębokie, rzeczne zastoiska pełne zwalonych drzew i innych przeszkód tworzą idealne miejscówki. Preferuję te pierwsze, ponieważ tego typu stanowiska dają zwykle najwięcej ryb i są najprostsze do rozpracowania. Bardzo lubię obławiać wolne od roślinności ścieżki oraz oczka między trzcinami i grążelami. Świetnymi łowiskami są również przybrzeżne trzcinowiska. Zawsze staram się obławiać nawet najmniejsze ,,placki” wolnej wody, ponieważ nawet w takich miejscach można trafić czyhającego na ofiarę drapieżnika. Głębokość w tego typu płytkich miejscach często nie przekracza 80 cm! Podobnie jak w lecie, wczesnojesiennych szczupaków szukam przeważnie o świcie i wieczorem, a najlepsze wyniki miałem na godzinę przed zachodem słońca. Niekiedy ryby żerują przez cały dzień, co w późniejszym okresie (koniec września do końca października) staje się regułą. Z moich obserwacji wynika, że pogoda ma tutaj drugorzędne znaczenie. Często podobne wyniki notowałem podczas bezwietrznych, ciepłych i słonecznych dni, jak i w zimnych, wietrznych i deszczowych. Najważniejsze jest odpowiednie wstrzelenie się w porę żerowania. Jedyne, na co warto zwrócić uwagę to fakt, iż w przypadku przynęt powierzchniowych (lekkie poppery i gumy na haku offsetowym) lepsze wyniki notuje podczas bezwietrznej pogody. Trudno powiedzieć, z czego to wynika. Podejrzewam, że na gładkiej powierzchni mocno pracujący, chlapiący i pozostawiający kuszący ślad wabik jest łatwiejszy do zlokalizowania przez rybę i przykuwa jej uwagę.
Sprzęt, przynęty
Biorąc pod uwagę fakt, że drapieżniki o tej porze roku wciąż przebywają na płytkiej wodzie bardzo lubię łowić je stosunkowo lekkim zestawem, a przeważającym argumentem przemawiającym za takim wyborem jest fakt, iż łowione szczupaki to raczej niewielkie sztuki, powiedzmy średniaki w przedziale 55-70 cm, ale za to bardzo waleczne i mocno atakujące przynętę. W tym wypadku moim ulubionym wędziskiem jest wklejanka Dragon Fishmaker o długości 2,6 m i ciężarze wyrzutowym od 3 do 18 g.
Wklejanki są to wędziska przeznaczone do łowienia sandaczy i okoni głównie na przynęty gumowe, przy wykorzystaniu metody dżigowej. Bardzo szybko jednak zweryfikowałem ów kijek i okazało się, że nie jest to typowa dżigówka o wąskim spectrum możliwych zastosowań.
W przeciwieństwie do wędzisk innych producentów, którymi miałem okazję łowić, szczytówka w Fishmakerze jest bardzo dobrze połączona i spasowana, ale przede wszystkim jej sztywność idealnie współgra z resztą blanku. Nie występują tutaj żadne przesztywnienia i co najważniejsze nie mamy wrażenia, że jest ona zbyt delikatna patrząc przez pryzmat całości. Dodatkowo producent pomyślał o bardzo fajnym rozwiązaniu, czyli pomalowaniu końcówki na czerwony kolor, co znacząco ułatwia obserwację brań. Z reguły szczupaki atakują przynętę bardzo agresywnie, ale zdarza się, że najedzone ryby, jakby z ciekawości delikatnie chwytają małą gumkę czy obrotówkę. Tego typu brania są doskonale wyczuwalne na blanku i bardzo dobrze widoczne na szczytówce.
Biorąc pierwszy raz Fishmakera do ręki spodziewałem się klasycznego dla tego typu wędzisk rozwiązania, czyli miękkiego szczytu i twardego, mocnego dolnika. Pierwsza rzecz, która mnie bardzo pozytywnie zaskoczyła to brak wyraźnej różnicy pomiędzy segmentami. Część szczytowa płynnie przechodzi w mocny, ale dosyć spolegliwy dolnik umożliwiający pewne wbicie haka w pysk ryby podczas zacięcia. Łowiąc Dragonem pierwszy raz urzekła mnie również jego szybkość i nieprawdopodobna czułość. Kontakt przynęty z przeszkodami oraz sam „sygnał” brania jest świetnie przekazywany na dłoń wędkarza. Spora dynamika wędziska ujawnia się podczas rzutów, które są dalekie i przede wszystkim bardzo celne. Posyłanie nawet lekkiej przynęty pośród wystające resztki obumierającej roślinności nie stanowi żadnego problemu. Już po kilku chwilach robimy to niemalże intuicyjnie.
Opis c.w.
Na pewno każdy przynajmniej raz spotkał się z sytuacją błędnego opisu ciężaru wyrzutowego nowo nabytego kija. Często okazuje się, że jest on albo zawyżony, albo zaniżony. W przypadku Fishmakera nie musimy się obawiać tego typu sytuacji. Producent w katalogu dokładnie opisał możliwe do zastosowania przynęty dla poszczególnych wędzisk z serii. Co ciekawe, zalecenia te w 100 procentach odpowiadają rzeczywistości. Wędzisko doskonale radzi sobie z przynętami gumowymi długości 5-8cm na główkach od 3 do 10 g (zakładając 5 cm gumę na 2 g główce również nie ma problemu z łowieniem), woblerami o średnio agresywnej pracy i dł. 4-7 cm oraz obrotówkami w rozmiarze 2 i 3. Jak widać, mamy spore pole manewru, a nasza szansa na wstrzelenie się w gusta żerujących drapieżników znacznie wzrasta. Odpada nam również konieczność zabieranie ze sobą drugiej wędki, co często jest po prostu bardzo niewygodne i utrudnia chociażby brodzenie w spodniobutach po trudnym terenie.
Płynne oddawanie mocy
Jeszcze do niedawna ciężko mi było się przekonać do tego typu wędek, ale za sprawą Fishmakera zmieniłem zdanie i dzisiaj jest on moim ulubionym, lekkim patykiem na wczesnojesienne szczupaki. Pewnie wielu z Was zastanawia się skąd ten pomysł i co tak naprawdę mnie do niego skłoniło? Odpowiedź jest bardzo prosta. Oprócz wspomnianych zalet oraz sporej uniwersalności w zakresie możliwych do zastosowania przynęt Fishmaker ma jeszcze jeden, ale równie ważny atrybut. Mam tutaj na myśli zachowanie blanku podczas holu, a dokładniej ugięcie i niezwykle płynne oddawanie mocy przy obciążeniu. Pozornie sztywna konstrukcja jest w rzeczywistości dosyć spolegliwa, co przekłada się na szybkie przejście blanku w piękną półparabolę. Wędzisko doskonale amortyzuje zrywy walczącego drapieżnika, a sam hol jest przewidywalny i nie nerwowy. Doskonale pamiętam, kiedy podczas polowania na garbusy, moje 5 cm kopytko zaatakował prawie 70 cm szczupak. Słabo zapięty drapieżnik, tuż przy samym brzegu postanowił uraczyć mnie widokiem kilku efektownych świec i dwukrotnej ucieczki w trzcinowisko. Fishmaker dzielnie przyhamował akrobacyjne zapędy ryby, umożliwiając tym samym jej szybkie i pewne podebranie, a następnie bezpieczne uwolnienie. Zapas mocy w blanku jest naprawdę spory, także wędzisko z pewnością poradzi sobie z przyłowem w postaci większego szczupaka czy sandacza.
Dobrze dobrane wędzisko to nie wszystko.
Żyłka lub plecionka
Równie ważny jest wybór kołowrotka oraz zastosowanej żyłki lub plecionki. Osobiście moim numerem jeden od kilku sezonów jest niezawodny Team Dragon 920 iZ z nawiniętą na szpulę żyłką 0,18 mm z serii X-Treme Spinn – tegoroczna nowość w ofercie Dragona. Wybrałem żyłkę, ponieważ często sięgam po obrotówki, a skręcona plecionka (czego nie da się niestety uniknąć) lubi tworzyć mało przyjemne tzw. gniazda lub brody. Ponadto łowiąc żyłką z serii X-Treme zauważyłem, że jest ona stosunkowo mało podatna na skręcanie.
Moje najlepsze
W kwestii przynęt wybór jest przeogromny. Osobiście najczęściej sięgam po gumy, a dokładniej rippery i kopytka w wielkości od 5 cm do 7 cm. Z racji niewielkiej głębokości łowisk, na których najczęściej uganiam się za szczupakami, stosuję do nich lekkie główki od 3 do 5 g, a moim ulubionym i sprawdzonym sposobem prowadzenia jest wolne zwijanie z lekkimi szarpnięciami oraz łagodny, czasem nieco bardziej agresywny opad. Moimi sprawdzonymi modelami, po które sięgam najczęściej są: Viper, Mutant, Reno Killer oraz Lunatic, doskonale imitujące podrośnięty narybek płoci, uklei i wzdręg. W łowiskach z liczną populacją leszczy i karasi nieoceniony staje się najmniejszy rozmiar Fattego prowadzony w powolnym opadzie na lekkiej główce, tuż przy pasie trzcin. Zawsze zabieram ze sobą czarny, wodoodporny flamaster do nanoszenia na gumy czarnych pasków. Zabieg ten znacząco poprawia liczbę brań w łowiskach bogatych w okoniowe przedszkole. Gumy zbroję w ostre i dobrze trzymające główki Mustad i Dragon V-Point. Gwarantują one pewne zacięcie i szczęśliwie zakończony hol.
Oprócz gum, chętnie sięgam po nieduże, ale szerzej pracujące woblery takie jak pływające 7cm Salmo Minnow oraz Salmo Executor. Woblery prowadzę wolno, co jakiś czas energicznie podszarpując szczytówką.
Frajda i emocje
Korzystając ze sprzyjającej wciąż aury możemy cieszyć się zarówno samym pobytem na łonie natury, jak i zabawą z bardzo dobrze żerującymi o tej porze szczupakami. Nie muszą to być metrowe sztuki z głębokich jeziorowych toni, ale możecie mi wierzyć, że nawet w doskonałej kondycji sześćdziesięciocentymetrowa ryba zapięta na lekkim zestawie potrafi dostarczyć nam masę frajdy i emocji, a przecież o to właśnie chodzi. Ponadto nie jest powiedziane, że gdzieś pośród trzcin lub obumierających grążeli, nie czai się znacznie większa sztuka; spotkanie z nią może być tylko kwestią czasu. Wbrew pozorom nawet duże szczupaki, które wygrzewają się na płyciznach często lubią przekąsić coś mniejszego i łatwiejszego do upolowania.
Piotr Czerwiński