Maj kojarzy mi się przede wszystkim ze szczupakami i jak co roku, w tym okresie poświęcam im najwięcej uwagi. Tak było i w tym roku.
Niestety krajowe łowiska zostały skutecznie „wyczyszczone” z większości ryb, dlatego zmuszony jestem szukać szczęścia u naszych sąsiadów po drugiej stronie Bałtyku. Nauczony doświadczeniem z poprzednich lat termin wyjazdu do Szwecji, postanowiliśmy ustalić na ostatni tydzień maja, licząc na to, że pogoda będzie już ustabilizowana.
Nietypowa wiosna a szczupaki
Jednak tegoroczna wiosna przyszła co prawda bardzo szybko, lecz rozwijała się niezbyt dynamicznie. Efektem tego był brak roślinności wynurzonej, a płytkie zatoki, które zwykle porastały grążele w tym roku, były pozbawione roślin. Co w znacznym stopniu negatywnie odbiło się na wędkarskich wynikach. Zwykle o tej porze roku takie płytkie zatoki były pełne szczupaków, zarówno tych małych jak i tych największych, które są celem zagranicznych wyjazdów. Tym razem było jednak zupełnie inaczej.
Ryby były rozproszone po całym jeziorze i niestety większość łowionych przez nas szczupaków to ryby niewymiarowe. Część osób z naszej ekipy nastawiła się na jerki i duże gumy, które w tych warunkach były całkowicie ignorowane przez szwedzkie drapieżniki. Pozostali członkowie ekipy łowili zdecydowanie lżej i to oni złowili pierwsze nieco większe szczupaki. Niestety nie były to metrowe bestie, a ryby z przedziału 75 - 85 cm. Zapomniałem jeszcze wspomnieć o pogodzie, która podczas tygodniowego pobytu zmieniała się jak w kalejdoskopie. Słońce, deszcz i porywisty wiatr towarzyszyły nam przez cały czas. Jednego dnia padał nawet grad i rzadko spotykany poziomy deszcz, więc było bardzo „hardcorowo”. Tak zmienna pogoda miała znaczny wpływ na brania, a właściwie na ich brak.