Jako że współpracuję z Dragonem, mam możliwość sprawdzać na swoim łowisku - jakim jest dolnośląska Odra - przeróżne wędziska. I mimo, iż lubuję się w długich 3-metrowych kijkach, to zrobiłem kilka dni temu wyjątek i skusiłem się na nieco krótszy model, który jednak wciąż jest zaliczany do długich.
Telefoniczny wybór
Dokładnie wyglądało to tak, że zadzwonił do mnie Pan Waldemar Ptak z niezobowiązującym pytaniem, czy chciałbym stać się posiadaczem wędziska z serii Team Dragon Z-Series. Szybko sięgnąłem po katalog i mając przed oczami całą ofertę wspomnianej serii, kontynuowaliśmy rozmowę. Po wszelkich za i przeciw padło na model długości 275 cm i ciężarze wyrzutowym w przedziale od 4 do 18 gramów. Dla uzupełnienia podam, że jest to kijek posiadający akcję Fast. Z racji, iż spinningów długich na 2,90-3,05 m mam już kilka, a wybitnie niski stan wody w rzece nie wymaga stosowania aż tak takich „tyczek” (przybrzeżne trawy nie mają kontaktu z wodą), stwierdziłem, że 2,75 m będzie w zupełności wystarczającą długością, a boleniowe przynęty na cienkiej plecionce wcale nie stracą na lotności w porównaniu do nieco dłuższego kija z grubszą żyłką.
Jednak wybór takiego ciężaru wyrzutowego (4-18 g) i akcji (Fast), to przede wszystkim chęć połączenia klasycznego boleniowania i „lekko-średniego” woblerowego sandaczowania.
Pierwsze wrażenie
„Zetka” dotarła do mnie dwa dni po rozmowie telefonicznej i już kilka godzin później byłem z nią nad wodą. Pierwszy kontakt „na sucho” zrobił na mnie bardzo pozytywne wrażenie. A rzeczy, które natychmiast rzuciły się w oczy, było kilka.
Trzy największe przelotki są przyozdobione w długie „ramiona”, które powinny świetnie izolować - co ma szczególne znaczenie przy łowieniu w deszczu - linkę od blanku.
Kolejną rzeczą jest goły blank w miejscu montowania kołowrotka, co jest genialnym pomysłem, gdyż nic nie daje takiego czucia tego, co dzieje się na końcu zestawu, jak bezpośredni kontakt opuszków naszych palców z blankiem. Podczas podręcznikowego trzymania wędki (dwa palce poniżej stopki kołowrotka i dwa powyżej) bezpośredni kontakt z blankiem był do tej pory niemożliwy (może z nielicznymi wyjątkami), ale dzięki opisywanemu mocowaniu kołowrotka żadne korki czy pianki nie będą tłumić brań, co przy delikatnych braniach może mieć kluczowe znaczenie.
Trzecią cechą, która rzuca się w oczy, to estetyka. I chociaż ma ona dla mnie w sprzęcie wędkarskim znaczenie ostatniego rzędu, to zrobię wyjątek i wspomnę o tym, gdyż wiem, że dla wielu wędkarzy jest to sprawa istotna. Rękojeść tej wędki jest wręcz bajkowa, znana wyłącznie (przynajmniej dla mnie) z wędzisk zamawianych w pracowniach. Robi wrażenie i kto lubuje się w takich korkach, może go mieć w wędce z seryjnej produkcji, dostępnej dla zdecydowanie większej ilości portfeli, aniżeli ma to miejsce przy realizacjach z indywidualnymi zamówieniami.
Po pierwszym dniu mogę powiedzieć, że wyważenie tego kijka jest naprawdę bliskie ideału, łowienie nim to czysta przyjemność. Przypiąłem do niego kołowrotek Fishmaker II Stealth FD530i, a na szpulę nawinąłem plecionkę Dragon Nano Clear 8 Braid (Made in Japan) 0,12 mm. Jednak wędkowanie w Odrze to często łowienie w bezpośredniej bliskości z kamieniami, więc skorzystałem dodatkowo z fluorocarbonu Momoi Soflex 0,286 mm, na którego końcu przywiązałem agrafkę Dragon Spinn Lock w jednym z mniejszych rozmiarów.
Debiut z rybą
Na bardziej szczegółowe wnioski przyjdzie czas, ale w debiutanckiej wyprawie miałem przyjemność wyholować na tym spinningu boleniową siedemdziesiątkę. Kij w szczytowej części jest delikatny i łatwo poddający się oporowi, ale żeby poczuć „gięcie” przy rękojeści, potrzeba zdecydowanie większego ciężaru - nie identycznie, ale podobnie, jak przy wklejankach. To sprawia, że już nie mogę się doczekać konfrontacji z sandaczową nurtową osiemdziesiątką czy nawet dziewięćdziesiątką. Stawiam w ciemno, że to będzie bardzo miłe spotkanie. Dla mnie, rzecz jasna ;)
Na koniec, nawiązując do opisanej na wstępie rozmowy telefonicznej, dopowiem (a raczej - dopiszę), znając to z własnego doświadczenia, że firma nie wciska nam testerom i autorom produktów w celu rozpowszechniania wiedzy o nich, co bardzo sobie cenię. Sprzęt, jakim łowię, to są moje osobiste, świadome wybory, gdyż to, czym łowię ma być praktyczne w warunkach panujących na moich łowiskach. A że Pan Waldemar zadzwonił z propozycją „kolejnej paczki”, to chętnie przystałem na propozycję, na której rozważenie z góry dostałbym czas, ale w tym przypadku decyzję podjąłem bardzo szybko i… nie mogę się doczekać kolejnego dnia nad wodą z tym właśnie wędziskiem u boku, a właściwe - w dłoni.
Mariusz Drogoś
TEAM DRAGON