Jakiś czas temu (no, w zeszłym roku) pisałem o tym spinningu, a dokładniej o pierwszym wrażeniu, jakie wywarł na mnie. A także o tym, w jakim łowieniu go „widzę”. Po miesiącach, które obfitowały w wiele wyjazdów nad wodę i kilkukrotnie większą liczbę wyjętych ryb w różnych okolicznościach, mogę powiedzieć o nim więcej oraz utwierdzić się w przekonaniu, że wybór był jak najbardziej słuszny.
Dla porządku podam dokładne parametry tego wędziska: Team Dragon Z-series, długość 2,75 m, ciężar wyrzutu 4-18 g, akcja Fast. Waga tego „patyka” to 159 gramów, a długość dolnika wynosi 26 cm.
Małe przelotki też „latają”
Gdy pierwszy raz spojrzałem na przelotki, zwróciłem uwagę na dwie cechy: trzy pierwsze (patrząc od dołu) są na długich stopkach, co od razu mi się spodobało i wytworzyłem sobie w głowie obraz łowienia w deszczu, a przy tym nieprzyklejającej się do blanku linki; druga cecha to… pozostałe przelotki - małe, żeby nie powiedzieć bardzo małe. Zacząłem się obawiać o lotność, zwłaszcza lekkich przynęt. Ale - jak się okazało nad wodą - zupełnie niepotrzebnie. Ważący zaledwie 5 gramów wobler, który wydaje się być lekki jak piórko, lata na niebotyczne wręcz odległości. Podczas bezwietrznej pogodzie posyłam go niemalże pod paszczę żerującego u podstawy przelewu bolenia. Oczywiście mówię o przelewie, który znajduje się… po drugiej stronie Odry.
Połączone linki
Pierwszego dnia, do nawiniętej na szpuli plecionki (Nano Clear 8 Braid 0,12 mm) dowiązałem metrowej długości przypon z fluorocarbonu (Soflex 0,286 mm), jednak po powtarzających się braniach „pod nogami”, zdecydowałem się na zastąpienie fluorocarbonu dłuższym odcinkiem (kilkanaście metrów) wykonanym z żyłki HM 80) średnicy 0,201 mm.
Automatycznie pojawiła się obawa czy to nie skróci znacząco rzutów, ale i w tym zmodyfikowanym zestawie przynęty latają równie daleko. Oczywiście natychmiast zmieniło się „czucie ryby” i trudniej mi zaraz po zacięciu o tak precyzyjną ocenę wielkości przeciwnika, jak to miało miejsce z fluorocarbonem w zestawie; naturalnie w niczym mi to nie przeszkadza.
Osiemdziesiątka, to „pestka”
Miesiące (jesienne) intensywnego łowienia boleni pozwoliły cieszyć się dużą ilością holi różnej wielkości tych ryb. Za rapami ganiałem z przeróżnymi wędziskami, ale żadnym nie łowiło mi się tak przyjemnie, jak tytułową „zetką”. Pomijając nawet świetne wyważenie (w połączeniu z kołowrotkiem Fishmaker II Stealth, o masie własnej 292 g), które sprawia, iż już samo zarzucanie czy prowadzenie przynęty sprawia wielką frajdę, to holowanie ryby na tym wędzisku jest niesamowitym przeżyciem. Być może jeszcze kiedyś wpadnie mi w ręce kij, którym będzie mi się łowiło jeszcze lepiej, ale na dziś jestem zafascynowany opisywanym „patykiem”.
Wielu mogłoby się wydawać, że spinning do 18 gramów to zdecydowanie za delikatnie jak na odrzańskie bolenie; tym bardziej z nurtu. Okazuje się, że nic bardziej mylnego. Około osiemdziesięciocentymetrowej długości boleń ze środka drugiej co do wielkości rzece w Polsce (na odcinku dolnośląskim), to przysłowiowa pestka. Jest to połączenie pełnej kontroli nad rybą i niesamowitej frajdy z walki nawet z 5-kilogramowym przeciwnikiem.
Tutaj możecie przeczytać artykuł o moich pierwszych wrażeniach z użytkowania TD Z-series.
Mariusz Drogoś
TEAM DRAGON PRO