ARCHIWUM ARTYKUŁÓW

SPIS TREŚCI

Wobler Thrill Salmo pomógł mi złowić wiele boleni, to najczęściej używany przeze mnie wobler boleniowy.Czy ryba ma prawo złamać kotwicę? Kotwica druciak jest lepsza od kutej, czy to po prostu szmelc? Czy wędkarz może nieświadomie obniżyć skuteczność kotwicy? O tych dyskusyjnych pytaniach, stawianych codziennie przez rzeszę wędkarzy w Internecie w rozmowach nad wodą i nierzadko w listach e-mailowych do mnie, przypomniała mi przygoda z boleniem.

Thrill i gwałtowny atak

Zabrałem nad wodę dobrą plecionką HM 80 o śr. 0,12 mm ( 11,1 kg) i wspomniany wobler Thrill, w ilości 2 szt. - 7 cm i 2 szt. - 9 cm, w kolorze BMB. Do lądowania ryby posłużył mi poręczny podbierak Dragona, spinningowy wieszany na plecach (ten większy z oferowanych).Bolenie łowię bardzo często, używając do tego skutecznego woblera Salmo o nazwie Thrill. Lubię obie jego wersje wielkościowe: 7 i 9 cm. Jeśli chcę zarzucić bardzo daleko w trudnych warunkach atmosferycznych, to sięgam po dziewiątkę, o masie 25 g. Do łowienia „lżejszego” wystarcza wersja 7 cm/13 gramów. Rzecz jasna duże bolenie lepiej łowić 'dziewiątką'. Wobler ten wyposażono w mocną, bocznie spłaszczoną (czyli o wzmocnionej wytrzymałości), porządną kotwicę (w ilości szt. 2). Pamiętam zdziwienie młodego po kiju kolegi, gdy zobaczył tego woblera nad wodą: „Te kotwice to chyba na suma!” powiedział z uśmiechem. Próbowałem mu tłumaczyć, że pysk bolenia to wielki i zębaty nie jest, ale za to twardszy i trudniejszy do zacięcia niż u niejednego sandacza czy suma. Nie uwierzył mi. Jaka szkoda, że nie dane nam było ponownie się spotkać po mojej przygodzie z boleniem…

Wobler Thrill, na który połakomił się boleń, sfotografowałem następnego dnia, w świetle dziennym. Rozgiętą kotwicę naprawiłem kleszczykami i pozostawiłem przy woblerze do końca sezonu.

Obrzucałem boleniową, wiślaną wodę: ogromna powierzchnia o podłożu piaszczystym usłana pniakami, konarami i wszystkim, co woda naniosła i osadziła w piachu. Prawdziwe królestwo bolenia. Starałem się celować w wąski pas wody: malutką i niemal równoległą do brzegu przykoskę dzielącą piaszczystą płyciznę z dwumetrowej głębokości rynną, w której wił się słaby nurt niezmiernie niskiej Wisły. Po którymś z kolei rzucie, już o zmroku, w ułamku sekundy po zetknięciu się woblera z wodą poczułem potężne szarpnięcie wędziska. Dociąłem! Zajazgotał kołowrotek, poczułem kolejne mocne szarpnięcia i rozegrałem krótki pojedynek z boleniem. Wkrótce lądowałem go podbierakiem i mogłem sfotografować z woblerem, który skusił drapieżnika. Wkrótce boleń wrócił do Wisły.

Na fotografii przedstawiającej woblera Thrill, w czerwonym okręgu widać kotwicę brzuszną woblera, poturbowaną przez przyzwoitej wielkości bolenia. Pomimo, że boleń nie był imponujących rozmiarów, miał już na tyle twarde kości szczękowe, że w chwili gwałtownego szarpnięcia woblerem odkształcił dwa groty. Zostały one niemal uszkodzone i z pewnością nie były już zdolne zaciąć ani utrzymać bolenia-furiata. Rybę dała mi tylna kotwica, która z pojedynku wyszła bez szwanku wbijając się grotem w miękki język bolenia.


Reguła najsłabszego haczyka

Na zdjęciu widać pokiereszowaną kotwicę i zaplątany w linkę karabińczyk, co dodatkowo świadczy o gwałtowności ataku bolenia.Jestem oddanym zwolennikiem takiego zestawienia wędki, aby osiągnąć maksimum korzyści przy minimum szkody wyrządzonej rybie, pamiętając jednakże o tym, że po człowieku to ryba jest najważniejsza w tej naszej zabawie. Sprzęt, wyniki i ambicje stoją na ostatnich pozycjach. Zestawienie to polega na tym, że najsłabszym ogniwem w wędce staje się haczyk (dobrany pod rybę), a najmocniejszym - wędzisko. To wcale nie oznacza, że wędkarz staje na straconej pozycji, a jedynie tyle, że świadomie buduje wędkę mając na uwadze także i dobro ryby, i dobro swojego portfela. W praktyce wygląda to tak, jak moje spotkanie z agresywnym atakiem bolenia na woblera Thrill. Do wytrzymałości kotwicy dobrałem plecionkę nieco więcej wytrzymującą, niż kotwica i ew. agrafka. Hamulec ustawiłem na mniejszy opór niż ten, który potrafiłby zerwać plecionkę i jednocześnie znacznie mniejszy od wytrzymałości wędziska. Użyty kołowrotek swoją wielkością i wytrzymałością (Fishmaker 930i) był nam miarę łowionych i potencjalnie złowionych ryb. W efekcie otrzymałem zestaw asekurujący się wzajemnie: szarpiąc się na zaczepie czy z rybą, na 99% nie uszkodzę wędziska, ani też nie zostawię ryby z woblerem w pysku – prędzej haczyk się rozegnie, niż urwie się plecionka. Gdybym nazbyt mocno docisnął hamulec mniemając o słuszności takiego postępowania, to gwałtowny atak bolenia z pewnością urwałby plecionkę i boleń odpłynąłby nie tylko z kosztownym woblerem, ale przede wszystkim balastem grożącym mu przykrymi konsekwencjami.

Od kilku laty składając wędkę dbam, aby nie zostawiać ryb w łowisku z przynętami w paszczy! To nie tylko niehumanitarne, to wręcz barbarzyństwo. Wiem, że nie da się tego uniknąć zupełnie, ale na ile możemy, róbmy to. Mamy przecież dostęp do ogromnej ilości sprzętu i z łatwością dobierzemy poszczególne składniki wędki. Ten apel jest szczególnie skierowany do tych wędkarzy, którzy są święcie przekonani, że w wędce najmocniejszy musi być haczyk; plecionka może pęknąć przy kołowrotku, wędzisko może połamać się na dziesięć kawałków, grunt spod nóg wędkarza może się usunąć, ale haczyk nie może się rozgiąć ani na milimetr. Rozgięty haczyk – wg tych wędkarzy – to dyshonor dla producenta haczyków lub przynęt. Otóż, drodzy panowie, takie podejście do sprawy jest błędne.

O słuszności opisanego sposobu złożenia wędki przekonałem się już wielokrotnie: a to ryba uciekła mi z wędki, ale bez haczyka w paszczy i dzięki temu była do złowienia kolejny raz, a to kotwice zostały pokiereszowane przez twardopyską lub nazbyt silną (ciężką) dla wędki rybę, a to udało mi się odzyskać przynętę z zaczepu dzięki siłowemu odgięciu haczyka.

Zachęcam Was do stosowania opisanej reguły: Najsłabszy jest haczyk.
W przypadku niejasności w składaniu wędki wg tej reguły, proszę pisać do mnie, postaram się pomóc.

Waldemar Ptak