Wielokrotnie już przeżywałem sytuację, gdy - wydawać by się mogło - w bezrybny dzień złowiłem kilka drapieżników różnych gatunków, niedługo po zmianie przynęty na wyraźnie większą.
Często się słyszy chwytliwe porzekadło: „Duża przynęta, duża ryba” i kategorycznie warunkuje się złowienie dużej ryby użyciem dużej przynęty. Jednak tym razem nie o ten aspekt mi chodzi, a o reakcję ryb „niebiorących” różnej wielkości na większą przynętę.
Biczowanie wody
Odwiedzając znane sobie wody czy "bankówki", mamy prawo oczekiwać kontaktu z rybami. Tak jednak się nie dzieje, bo… zapewne ryby są nieaktywne. Co wtedy robimy? Postępujemy według standardowych procedur: zmieniamy przynęty tasując kolory, po czym przychodzi kolej na różnej wielkości przynęty: nieco większe, nieco mniejsze, nieco szersze itd. Efekty tych zmian? Nic, wielkie nic, albo małe co nieco w postaci okonków, szczupaczków czy sandaczyków. Pozostając o krok przed stanem desperacji okonka na wędce traktujemy jako zapowiedź dobrych połowów, z wyraźną ulgą na twarzy dodając: Ruszyły się. Jednak nadzieje się okazują płonne, wprawdzie rybka za rybką skaczą do naszej przynęty, ale wciąż nie melduje się ryba słusznych rozmiarów. Czyżbyśmy dokonali nadinterpretacji obecności okonka na wędce? I zazwyczaj na tym rybostan łowiska poprzestaje, przynajmniej w relacji z naszą wędką. Czy jest sposób na przełamanie tej trudnej sytuacji, impasu? Sposobu, jako doskonałej recepty, to nie ma i zapewne nie będzie, ale jest coś, co daje szansę na złowienie ryb różnych gatunków.
Małe albo duże
Wielokrotnie byłem świadkiem złowienia jedynych ryb danego dnia przez wędkarza, który z naszej grupy jako jedyny sięgnął po przynęty wielkości do 5 cm, podczas gdy my używaliśmy standardowych 8,5-centymetrowych. I mam na myśli ryby niemałe, bo takim przecież jest rzeczny sandacz mierzący 76 cm, kleń długości nieco ponad 45 cm, sum o wadze ok. 6 kg – ten akurat spiął się (w końcu musiał) w chwili lądowania. Byłem czy to świadkiem, czy tym jedynym szczęśliwym wędkarzem na wędce z rybami jak boleniami, szczupakami, kleniami, jaziami, pstrągami potokowymi. Patrząc na te zdarzenia z perspektywy kilku, ale i także kilkudziesięciu lat nabrałem przekonania, że jeśli już mam coś w przynętach zmieniać mając nadzieję na przełom, to trzymam się rozmiarów marginalnych względem paszczy ryb danego gatunku.Takie działania dawały mi ryby w najtrudniejszych godzinach.
Jak to działa? Otóż, dla (polskiego) okonia nierzadko łowionego paproszkiem długości 20 milimetrów przynętą dużą jest wobler (lub guma) mierzący 10-12 cm. Aby było jasne, przeciętnej wielkości osobnik tego gatunku bez najmniejszego problemu rozprawia się z przynętą-ofiarą tej wielkości i dlatego wyraźnie zaznaczyłem, że mam na myśli ryby łowione w naszych, znacznie przełowionych łowiskach. W przypadku bolenia do 75 cm długości małą przynętą jest „coś” długości 4 cm a dużą – 14 cm. Dla szczupaka 75 cm małą przynętą jest obrotówka nr 2, a dużą – 12 do 14 cm. Dla szczupaka określanego jako gruba 90 lub metrówka – 17 cm jest w sam raz w przedziale marginalnych długości (szczupak powyżej 100 cm łatwością chwyta przynęty długości 25 cm). Otóż, rzecz w tym, że ryby w danym dniu, kiedy i my się znajdujemy na łowisku, trwają w określonym stanie, np. są nażarte, zmieniające się ciśnienie atmosferyczne źle na nie oddziałuje i odbiera ochotę do mocnego ataku na przynętę. Jest wiele więcej czynników mających duży wpływ na aktywność żerową ryb. Na ogół jednak, przepływająca obok ryby malutka przynęta wywoła odruch kłapnięcia paszczą i… mamy ładną rybę na tyci przynętę.Niespodzianka? A skądże. Z kolei, przyzwoicie duża przynęta również wywoła odruch pochwycenia i ryba będzie w stanie pokonać kilka metrów tylko w jednym celu: pochwycenia grubego kąska. Wszystkie przynęty lokujące się w przedziale średnich długości zazwyczaj zostaną zignorowane, ponieważ takich przynęt ryby najwięcej się naoglądały.
Ja chętnie stosuję ten model dobierania przynęty w trudnych dniach. W pudełkach oczywiście mam przynęty średniaki, ale zawsze zabieram na łowisko pudełko z dużymi i małymi przynętami, dobranymi do gatunków ryb, które zamierzam łowić.
Mój ulubiony wobler, które przeznaczam głównie na jeziora i jeziora przepływowe to Sweeper. Póki co nie jest masowo stosowany, znacznie rzadziej od Slidera, więc już na starcie zyskuję przewagę na innymi wędkarzami.
Polecam zainteresowanie się przynętami o rozmiarach marginalnych dla danego gatunku ryb.
Waldemar Ptak