Z początkiem lipca wybrałem się na płocie nad Bukówkę – najwyżej położony w Polsce zbiornik zaporowy, który powstał po spiętrzeniu na początku XX wieku rzeki Bóbr tamą w miejscowości Bukówka. Do lat 80. funkcjonował jako suchy zbiornik. Po wybudowaniu na zachodnim brzegu drugiej tamy stworzono akwen o maksymalnej powierzchni około 200 ha.
Bukówka to bardzo ciekawe łowisko, które sprosta oczekiwaniom wędkarzy łowiących każdą z metod stosowanych na śródlądziu. Specyficzne położenie akwenu – ok. 550 m n.p.m. w bliskim sąsiedztwie pasma Karkonoszy i Śnieżki – sprawia, że natrafimy tu na specyficzne warunki atmosferyczne. Należy wziąć to pod uwagę i w zanadrzu mieć ciepłe ubranie. Pogoda potrafi się tu zmieniać bardzo dynamicznie, a przeważnie odkryte brzegi zbiornika sprawiają, że już po chwili powstaje spora fala.
Płocie to jedne z dominujących w Bukówce ryb. Najczęściej trafiają się osobniki w przedziale 25-30 cm. Ciężko jednak złowić je niemal z marszu, chyba że wnikliwie przeanalizujemy panujące tu warunki i dostosujemy się do nich. Bukówka położona jest w terenie górskim jako pierwszy akwen na rzece Bóbr. Zasilająca go zimna woda tej rzeki oraz kilku innych uchodzących tu potoków oraz specyficzne położenie sprawiają, że po okresie zimowym woda nagrzewa się bardzo powoli. Z początkiem maja na akwenie potrafi też zalegać jeszcze lód. Tak trudne warunki powodują, że ryby stają się aktywne znacznie później – zwykle z końcem maja, odbywając niejednokrotnie tarło dopiero w połowie czerwca. W tym roku wędkowanie dodatkowo utrudniała niestabilna pogoda. Obfite opady deszczu w czerwcu sprawiły, że zasilające zbiornik cieki dostarczały ogromne ilości zimnej wody. Jej poziom gwałtownie wzrastał, a temperatura spadała. Ryby brały więc bardzo niemrawie.
Przygotowanie mieszanki zanętowej do tak panujących warunków stanowiło spore wyzwanie. Zdecydowałem się na zastosowanie zanęty firmy Dragon z serii Team Dragon, którą na co dzień stosują członkowie klubu spod „znaku smoka”, startujący w najważniejszych imprezach spławikowych w naszym kraju. Z palety oferowanych mieszanek wybrałem Specjal Płoć. Zanęta ta jest mocno pylista, ma czarny kolor i wyczuwalny ziołowy zapach. Mieszanka ma dobrze wyprażone składniki oraz sporą ilość ziaren konopi. Sprzedawana jest w kilogramowych opakowaniach. Mieszankę uzupełniłem o niedużą ilość pieczywa fluo w kolorze czerwonym i żółtym (mając na uwadze występujące w akwenie spore jazie) oraz atraktor i bioenzym Płoć – wszystko z oferty Dragona.
Pylista konsystencja zanęty sprawia, że do jej optymalnego rozrobienia potrzebna jest odpowiednia ilość wody. Należy ją dozować bardzo ostrożnie, aby mieszanki nie przemoczyć, bo wówczas stanie się znacznie mniej użyteczna. Osobiście namaczam zanęty o tak drobnej frakcji od samego początku, używając ciśnieniowego atomizera. Jest to znacznie bardziej czasochłonne, ale bezpieczniejsze. Po wstępnym namoczeniu odstawiłem mieszankę na około 30 minut, aby wszystkie jej składniki równomiernie się nawilżyły. Następnie sprawdziłem jej konsystencję, próbując jedną ręką uformować kulę. Wówczas też wyczuwalny był charakterystyczny ziołowo- słodkawy zapach. Nie wyczuwałem go, gdy mieszanka była sucha. Zdecydowałem się jeszcze na dodatkowe dowilżenie zanęty i ponowne odstawienie – tym razem na ok. 15 minut. Gdy po tym czasie powróciłem do wiadra, mieszanka pozwalała się formować w kule. Mogłem więc przystąpić do przetarcia jej przez sito. Po jednym przetarciu zanęta stała się pulchna i nadawała się do użytku. Ja jednak zanęty płociowe przecieram zwykle dwu- lub nawet trzykrotnie. Tak też postąpiłem tym przypadku. Oprócz dwóch paczek zanęty zastosowałem ziemię bełchatowską, glinę „argilę” oraz glinę wiążącą. Z dodatków mięsnych użyłem 0,15 litra topionej pinki, 0,1 litra pinki żywej oraz ćwiartkę dżokersa. Na pierwsze nęcenie przygotowałem 12 kul zanętowych wielkości mandarynki. Cztery kule przygotowałem z mieszanki glin i ziemi z dodatkiem dżokersa, kolejne cztery stanowiła mieszanka samej zanęty z dodatkiem pinki, a ostatnia partia przygotowana została z mieszanki zanęty, ziemi, gliny i dżokersa. Celowo tak podzieliłem zanętę, aby kule rozpoczynały swoją pracę w rożnych momentach wędkowania, a nie wszystkie naraz. Wcześniejszym wędkowaniem na tym akwenie byłem bowiem nauczony, że płocie nie lubią, gdy często donęcamy.
Łowiłem metodą odległościową, ale stosunkowo blisko, bo zaledwie 20 m od brzegu. Pozwolił na to wysoki stan wody i wysondowanie obiecującego, twardego blatu o głębokości ok. 2 m. Używałem żyłki Dragon X-Treme Match o średnicy 0,18 mm i kołowrotka Dragon Manta Match RD635i. Stosowałem spławik 3+1 gram. Na haczyk zakładałem dwie czerwone pinki lub dwie ochotki. Warto w tym miejscu wspomnieć, że przy intensywnym żerowaniu szczególnie latem przynętą numer jeden na płocie jest tu kukurydza konserwowa. Po wrzuceniu kul zanętowych do wody już po chwili zauważalne były na powierzchni charakterystyczne pęcherzyki powietrza. To był znak dla mnie, że mieszanka na dobre rozpoczęła swoją pracę. Efekt ten utrzymywał się przez długi czas z rożną intensywnością, co potwierdzało, że swoją pracę rozpoczynały różnie skomponowane kule.Ryby brały dość chimerycznie, a pierwszą z nich miałem po ok. 5 minutach. Chętniej atakowały przynętę, gdy delikatne podciągałem zestaw. Gdy brania słabły, pinki zastępowałem ochotką. Pomagało. Warto również pamiętać, że na akwenach zaporowych silne falowanie wody sprawia, że zanęta będzie co jakiś czas zmieniała swoje położenie. Dlatego należy obserwować jej ruch i w miarę upływu czasu zarzucać zestaw w pewnej odległości od miejsca wrzucenia kul, pamiętając, że nie zawsze kierunek fali pokrywa się z kierunkiem wiatru.
Bukówka po raz kolejny pokazała mi, że choć płoci tu sporo, to często są bardzo markotne. Ja w lipcu trafiłem tu na temperaturę nie przekraczającą 10 stopni Celsjusza i chłodny wiatr – jak mówią miejscowi – od Śnieżki. Udało mi się złowić kilkanaście płoci tylko dzięki dość dobrej znajomości łowiska i trafnie dobranej mieszance zanętowej. Żyjące w tej zimnej wodzie „płocie z gór” lubią ewidentnie ciemne, intensywnie pracujące ziołowe mieszanki wzbogacone niewielką ilością mięsnych dodatków.
Szymon Ciach