Pylista konsystencja zanęty sprawia, że do jej optymalnego rozrobienia potrzebna jest odpowiednia ilość wody. Należy ją dozować bardzo ostrożnie, aby mieszanki nie przemoczyć, bo wówczas stanie się znacznie mniej użyteczna. Osobiście namaczam zanęty o tak drobnej frakcji od samego początku, używając ciśnieniowego atomizera. Jest to znacznie bardziej czasochłonne, ale bezpieczniejsze. Po wstępnym namoczeniu odstawiłem mieszankę na około 30 minut, aby wszystkie jej składniki równomiernie się nawilżyły. Następnie sprawdziłem jej konsystencję, próbując jedną ręką uformować kulę. Wówczas też wyczuwalny był charakterystyczny ziołowo- słodkawy zapach. Nie wyczuwałem go, gdy mieszanka była sucha. Zdecydowałem się jeszcze na dodatkowe dowilżenie zanęty i ponowne odstawienie – tym razem na ok. 15 minut. Gdy po tym czasie powróciłem do wiadra, mieszanka pozwalała się formować w kule. Mogłem więc przystąpić do przetarcia jej przez sito. Po jednym przetarciu zanęta stała się pulchna i nadawała się do użytku. Ja jednak zanęty płociowe przecieram zwykle dwu- lub nawet trzykrotnie. Tak też postąpiłem tym przypadku. Oprócz dwóch paczek zanęty zastosowałem ziemię bełchatowską, glinę „argilę” oraz glinę wiążącą. Z dodatków mięsnych użyłem 0,15 litra topionej pinki, 0,1 litra pinki żywej oraz ćwiartkę dżokersa. Na pierwsze nęcenie przygotowałem 12 kul zanętowych wielkości mandarynki. Cztery kule przygotowałem z mieszanki glin i ziemi z dodatkiem dżokersa, kolejne cztery stanowiła mieszanka samej zanęty z dodatkiem pinki, a ostatnia partia przygotowana została z mieszanki zanęty, ziemi, gliny i dżokersa. Celowo tak podzieliłem zanętę, aby kule rozpoczynały swoją pracę w rożnych momentach wędkowania, a nie wszystkie naraz. Wcześniejszym wędkowaniem na tym akwenie byłem bowiem nauczony, że płocie nie lubią, gdy często donęcamy.
Łowiłem metodą odległościową, ale stosunkowo blisko, bo zaledwie 20 m od brzegu. Pozwolił na to wysoki stan wody i wysondowanie obiecującego, twardego blatu o głębokości ok. 2 m. Używałem żyłki Dragon X-Treme Match o średnicy 0,18 mm i kołowrotka Dragon Manta Match RD635i. Stosowałem spławik 3+1 gram. Na haczyk zakładałem dwie czerwone pinki lub dwie ochotki. Warto w tym miejscu wspomnieć, że przy intensywnym żerowaniu szczególnie latem przynętą numer jeden na płocie jest tu kukurydza konserwowa. Po wrzuceniu kul zanętowych do wody już po chwili zauważalne były na powierzchni charakterystyczne pęcherzyki powietrza. To był znak dla mnie, że mieszanka na dobre rozpoczęła swoją pracę. Efekt ten utrzymywał się przez długi czas z rożną intensywnością, co potwierdzało, że swoją pracę rozpoczynały różnie skomponowane kule.Ryby brały dość chimerycznie, a pierwszą z nich miałem po ok. 5 minutach. Chętniej atakowały przynętę, gdy delikatne podciągałem zestaw. Gdy brania słabły, pinki zastępowałem ochotką. Pomagało. Warto również pamiętać, że na akwenach zaporowych silne falowanie wody sprawia, że zanęta będzie co jakiś czas zmieniała swoje położenie. Dlatego należy obserwować jej ruch i w miarę upływu czasu zarzucać zestaw w pewnej odległości od miejsca wrzucenia kul, pamiętając, że nie zawsze kierunek fali pokrywa się z kierunkiem wiatru.
Bukówka po raz kolejny pokazała mi, że choć płoci tu sporo, to często są bardzo markotne. Ja w lipcu trafiłem tu na temperaturę nie przekraczającą 10 stopni Celsjusza i chłodny wiatr – jak mówią miejscowi – od Śnieżki. Udało mi się złowić kilkanaście płoci tylko dzięki dość dobrej znajomości łowiska i trafnie dobranej mieszance zanętowej. Żyjące w tej zimnej wodzie „płocie z gór” lubią ewidentnie ciemne, intensywnie pracujące ziołowe mieszanki wzbogacone niewielką ilością mięsnych dodatków.
Szymon Ciach