No właśnie; wróćmy do tego, co w wodzie pływa… Ów dzień, kiedy to zachciało mi się polowania na sandacze, rozpocząłem od obławiania pobliskich kamiennych ostróg. Pochmurne niebo, lekki wiatr i delikatna mżawka nie napawały mnie zbytnim optymizmem. Jako że jestem zmarzluchem, postanowiłem tego dnia obłowić tylko 3 najciekawsze i najbardziej obiecujące miejscówki. Pół godziny biczowania wody na pierwszej miejscówce nie przyniosło żadnych efektów… No nic, myślę sobie, przecież zostają jeszcze dwie. Rach-ciach; szybko przemieszczam się o kilkaset metrów w dół rzeki. Standardowa procedura i filozofia „pół godziny” - jeśli nic nie weźmie idę dalej. I tak mija pół godziny… a ja wciąż bez kontaktu z rybą… Na moment przychodzi chwila zwątpienia. Co jest? Czy ja zapomniałem, jak się macha tym patykiem? Następnie kilka słodkich słówek pod nosem i udaję się w stronę trzeciej miejscówki. O tak! To musi być to. Zero śladów dreptania wzdłuż brzegu, jestem tu „nowy”. Pierwszy rzut, delikatnie w stronę spokojnej wody. Seria podbić i wyciągam… Drugi rzut ciut dalej… znowu seria podbić, kilka muśnięć o kamyki i wyciągam… Ciśnienie rośnie z minuty na minutę i presja powoli staje się nie do wytrzymania. No nic, macham jeszcze raz.
Delikatnie i z gracją Jumper opada na taflę wody. Zamykam kabłąk, wędka pod kątem ok. 60 stopni. Bacznie zaczynam obserwować szczytówkę. Pierwsze podbicie z nadgarstka i opad, drugie podbicie z nadgarstka… o, coś drgnęło! Ułamek sekundy i mój mózg wysyła błyskawiczny impuls do ręki zatytułowany: TNIJ!!! No to tnę! Jest! Udało się! Czuję pulsujący ciężar na końcu zestawu! Wreszcie siadło! Pewnie, ale i z rozsądkiem, zaczynam holować rybę do siebie. W międzyczasie wchodzę delikatnie do wody. Ryba jeszcze przez moment próbuje stawiać opór. Mijają może 2 minuty i mam ją pod sobą. Okazuje się, że do zdjęcia zechciał „zapozować” 60-centymetrowy „sandałek”. Ciężko wypracowana rybka, mimo niedużych rozmiarów, daje niesamowitą frajdę i radość z pasji jaką jest dla mnie wędkarstwo. Polecam każdemu!
Tradycyjnie z wędkarskim pozdrowieniem
Mateusz Lasek