W minionym tygodniu wybrałem się na szczupaki. W poniedziałek pogoda była idealna i miałem nadzieję, że duże ryby już przypłynęły na płycizny i szykują się do tarła. Było nieco zbyt słonecznie, ale sądziłem, że dobry wiatr i powolny wzrost temperatury wody powinny to zrekompensować.
W niektórych miejscach tarło już się odbyło, ale w w rzece, w której łowię (Göta Älv) temperatura wody nie przekroczyła jeszcze 6 stopni i wędkowanie nie przyniosło tego dnia takich efektów, na jakie miałem nadzieję. Miałem kilka szczupaczków i parę takich odprowadzających przynętę. Jeden wyglądał naprawdę nieźle, ale nie wrócił już, mimo iż próbowałem różnych przynęt.
Później poszedłem na inną płytką miejscówkę, ale i tam w ogóle nie było ryb. Gotów zrezygnować na dziś postanowiłem spróbować jeszcze ostatni raz, na szybko, w innym miejscu. I znowu tylko mała ryba. Czyżbym przegapił tarło? A może jednak jeszcze jest za wcześnie? Postanowiłem wrócić do domu, ale przedtem zarzuciłem ostatni raz w miejscu, gdzie widziałem tego dużego szczupaka. Wyciągnąłem tam pięciokilówkę.
W środę, wraz z kolegą Nicklasem, poszliśmy na nową miejscówkę w innej części rzeki, której wcześniej nigdy nie zbadaliśmy. Nie mieliśmy zbyt wiele czasu, ale i tak się tam wybraliśmy. Początkowo było słonecznie i wiał przyjemny wiatr, ale wkrótce pogoda się zepsuła; zamgliło się, a w powietrzu wisiał deszcz. Po 2,5 h łowienia mieliśmy około 10 szczupaków, niezbyt dużych, i myśleliśmy już o powrocie. Popłynęliśmy jeszcze tylko na płyciznę, żeby i tam popróbować sił przed opuszczeniem rzeki.
Niklas wybrał małego, zielonego jerkbaita - dobry kolor na rzeczne łowienie - i już po pierwszym rzucie wyciągnął szczupaka 8 kg. Naprawdę ładna ryba! Pomogłem Niklasowi podebrać szczupaka i dosłownie chwilę później, gdy go już wypuszczał - miałem branie i wyciągnąłem 5-kilogramowego tłuściocha 75 cm. Ciekawostką było, że został on ugryziony przez jednego z naprawdę wielkich, pływających tam szczupaków. Na zdjęciu widać ślady ugryzień i dziurę w brzuchu, którą wygryzł większy drapieżnik. Niestety nie chciał on zaatakować za to naszych przynęt tego dnia. Może następnym razem będziemy mieli więcej szczęścia?
Wracając we mgle znowu zatrzymaliśmy się w miejscu, w którym dwa dni wcześniej widzieliśmy tego wielkiego zębacza czającego się na naszą przynętę. Jedno szybkie kółko łodzią, już w stresie, bo Nicklas spieszył się do domu, i.... bum! Ostry atak blisko trzcin. Po ciężkiej, aczkolwiek niezbyt długiej walce udało mi się podebrać ładnego szczupaka: 100 cm i waga ponad 7 kg. Całkiem nieźle ;)
Po jego uwolnieniu musieliśmy już niestety płynąć do przystani, ale jeszcze tu wrócimy! :)
Johan Nicklasson