W październiku, z dnia na dzień pogoda w mojej okolicy zmieniała się diametralnie. Przyszło ochłodzenie, deszcz, mżawka, nadeszły silne i chłodne wiatry. Czy w tych warunkach warto wybrać się na zasiadkę karpiową?
Zacząłem się zastanawiać nad tym, wkrótce jednak natura karpiarza wzięła górę – zdecydowałem, że bez względu na warunki pojadę na swój ulubiony 16-sto hektarowy zbiornik. Jest to woda polodowcowa, gdzie głębokość sięga 17 metrów. Liczne ostre spady i bardzo utrudniony dostęp do wody sprawiają, że łowisko jesienią wygląda świetnie i dziko. Las wokół wody, zwisające gałęzie i drzewa nad taflą mieniące się w kolorach jesieni zachęcają do zasiadek. Decyzja zapadła, miejscówka wybrana.
Łowiskiem będzie półka na głębokości 7 metrów, znajdująca się obok zwalonego drzewa. Nęcę. Wyrzucam z kobry równo sto kulek i powtarzam tę czynność jeszcze dwukrotnie przed rozpoczęciem zasiadki. W międzyczasie dzwonię do Waldka Ptaka z prośbą o przysłanie mi parę „klamotów” potrzebnych do zasiadki. Na zasiadkę wybieram swoje potężne kołowrotki Dragon Metal Carp. Równy nawój żyłki na kołowrotku i potężna szpula sprawiają, że jest to idealna i uniwersalna maszyna do rzutów i wywózki. Mieści łącznie 500 metrów żyłki o średnicy 0,35 mm! Codziennie szykuję się do zasiadki. I dzień przed startem wszystko mam gotowe. Po pracy pakuję samochód i wyruszam nad wodę. Mam stosunkowo mało czasu, ponieważ szybko robi się już ciemno, a nad jezioro mam 37 km drogi.
Po dojechaniu szybko zakładam stanowisko, lokuję zestawy w wyznaczonych miejscach i już spokojny kładę się do łóżka, nakrywam śpiworem i czekam na upragniony pik… O godzinie 2:35 słyszę kilka piknięć na lewej wędce, jednak na tym się kończy - nic dalej się nie dzieje, więc opieram głowę na ciepłej podusi i nasłuchując spadających liści zasypiam. Ledwo minęła godzina w ciepłym łóżku, gdy budzi mnie pojedyncze piknięcie tym razem na prawej wędce. Otwieram oczy i w tym momencie słyszę kolejne dwa piknięcia sygnalizatora. Czyżby ryba?! Zrywam się z łóżka i karp w tym samym czasie rusza do ucieczki rozwijając kolejne metry żyłki. Podnoszę kij i widzę, że żyłka zmierza w kierunku zwalonego drzewa, dokręcam hamulec, układam kij nisko nad wodą i czuję opór karpia - zaczyna się przysłowiowe przeciąganie liny. Karpia trzymam mocno, aby nie wpłynął w zaczepy, a wędka Combat Carp długości 360 cm i 2.75 lbs pięknie wygięta pod ciężarem ryby przesyła mi każdy jej ruch na blank, a stąd impulsy przenikają do ręki.