Lubię poznawanie nowego. Może nie zawsze i wszędzie, więc może sprecyzuję: lubię umiarkowane poznawanie nowego.
Tym razem propozycję wyjazdu na drugi koniec Polski, dla mnie zupełnie nieznane łowisko, przyjąłem z przyjemnością. Łowisko to rzeka trociowa, więc zawsze może spotkać mnie miła niespodzianka. Kelt czy srebrniak na kiju zawsze jest to ryba wzbudzająca moje emocje (tak, jak i wiele innych gatunków ryb - tak sobie zdałem właśnie sprawę). Dylemat, który się pojawił u mnie, znamy wszyscy: Co ze sobą zabrać? Rozważania snuję wokół wędzisk, przynęt itp. Niby łowiska są do siebie podobne, ale to tylko złudzenie do czasu, aż zagłębimy się w szczegóły łowiska. Aby łowić skutecznie trzeba się dobrze dostosować do warunków, z którymi będziemy mieli do czynienia. Przynęty też niby takie same, ale... Dodatkową atrakcją wyprawy będą dwa nowe castingi z serii CXT, które pojawiły się w tym roku w ofercie Dragona. Na chwilę wyjazdu nie dopytuję się, które to - będę mieć niespodziankę.
Po dotarciu, do ręki dostaję niezbyt długi kij FastCast o c.w. 14-35 gramów. Potrząsam (jak zresztą większość z nas to robi) z przyzwyczajenia - na sucho i stwierdzam, że kijek szybko gaśnie (co niektórzy nazywają pałowatością). Gaśnięcie jest ważne, bo wpływa na odległość rzutu. Długo gasnący po wymachu kij wyhamowuje przynętę niekorzystnie oddziałując na wysnuwającą się linkę. Natomiast nie ma to wiele wspólnego z pracą wędziska. Zakładam multika, przynętę i już czuję charakter wędziska. Kij jest szybki, ale szczytówka pracuje pod przynętą i ładnie ją wystrzeliwuje (lubię tak). Oczywiście biorąc pod uwagę dolną granicę ciężaru wyrzutu.
Prowadzę przynętę i czuję coś dziwnego. Czuję jakiś szum na kiju i nie jest to szum plecionki na przelotkach. Co to może być? Nie skręcam linki, stawiam woblera w nurcie i dalej to czuję (pomijam typowe odczucia pracy woblera). Zmieniam przynęty i czuję to samo, czyli to nie od nich zależy. Miałem założony fluorocarbon przywiązany do plecionki. Wybaczcie, nie chciało mi się sprawdzać źródła tych odczuć - wolałem łowić ryby. :-) Czy to było szorowanie agrafki o oczko przynęty? Czy dodatkowy szum węzła fluorocarbonu? Nie mam pojęcia. Ale na pewno nie było to złudzenie.
Drugie wrażenie, to potworna wręcz moc wędziska przy silniejszym obciążeniu. Można (wiem, wiem, że tak się nie powinno robić)..., ale po kolei.
Prowadzę woblera po przepięknym zakręcie rzeki. Stoję po wewnętrznej jego stronie. Wobler zbliżając się do mojego brzegu ugrzązł. Szarpię wędziskiem raz, drugi raz mocniej i zaczep ruszył. Ściągam ku sobie i jestem zaskoczony ilością roślin, które przyczepiły się do mojej przynęty. Wiem, że o tej porze roku rośliny nie są nadmiernie wytrzymałe, ale i tak taką ilość wyciągałem jedynie ciągnąc na plecionce.