Jak to często na rybach bywa, kilka, a nawet kilkanaście godzin biczowania wody może nie dać upragnionego efektu w postaci ryby na wędce. Dzisiaj zanosiło się podobnie, ryby kompletnie nie żerowały a nasze przynęty potrącały bardziej z ciekawości, niż chęci zaspokojenia głodu.
Byłem już skrajnie wykończony, ponieważ na wodzie zameldowałem się o godz. 4 rano i machając wędką do godz. 15:00 wciąż byłem bez ryby.
Postanowiłem jednak się nie poddawać i przed nadchodzącą burzą sprawdzić jeszcze jedną miejscówkę. Zmieniłem stanowisko, zmieniłem również wędkę na delikatniejszą – bardziej czułą; wędzisko to Viper SL Jig c.w. do 21 g, przynęta to ripper V-Lures Phantail Pro, uzbrojona wyraźnie lżej niż dotychczas stosowana - jej opad był dzięki temu wolniejszy, a główka jigowa tylko muskała dno, co miało sprowokować leniwe sandacze do zdecydowanego brania. Tak też się stało, pierwszy rzut i siedzi! Ładny sandaczyk, który po krótkim pobycie poza wodą w celu zrobienia zdjęcia odzyskał wolność.
Moja taktyka się więc sprawdzała, oddałem kilka kolejnych rzutów Phantailem tym razem w innym kolorze - tym sposobem dołowiłem dwa mniejsze sandacze i malutkiego suma.
Wniosek? Nigdy nie należy tracić nadziei, trzeba eksperymentować nie tylko ze sposobami prowadzenia i prezentacji przynęty, ale również z ciężarem główki, grubością plecionki i kolorami przynęt, bo nigdy nie wiadomo, kiedy przyjdzie to przysłowiowe 5 minut brań.
Czytaj więcej o ripperze Phantail, Phantail Pro i Phantail Print tutaj.
Kuba Kaczan
TEAM DRAGON JUNIOR