Method feeder bije wszelkie rekordy popularności wśród wędkarzy; gdzie się spojrzy, tam ktoś łowi akurat tą techniką. Nie ma co się temu dziwić, ponieważ z popularnością w parze idzie efektywność.
Także i moja skromna osoba chętnie korzysta z dobrodziejstw methody. Najważniejszą cechą tej techniki jest niezwykła skuteczność potrafiąca mnie zaskoczyć w najróżniejszych okresach roku kalendarzowego.
Sezon rozpoczynam bardzo wcześnie, bo już w maju melduję się na „karpiodromach” i tam doskonalę technikę. Nie lubię przypadku, dlatego staram się rzucać dokładnie i precyzyjnie. Powtarzalność skutkuje coraz to lepszymi połowami, co widać porównując moje efekty z resztą wędkarzy (niełowiących tą techniką). Ryby raz za razem sprawdzają wytrzymałość mojego sprzętu, szczególnie wędka poddana jest dużym przeciążeniom, które musi wytrzymać. W tym roku, wiele godzin spędziłem z wędką Mega Baits, typu feeder z serii Black Shadow. Dodam - serii bardzo udanej i cieszącej się coraz większym uznaniem.
Pierwsze łowienie – pierwsze wrażenia
Pierwsze łowienie przynosi mi pakiet bardzo pozytywnych wrażeń. Zgodnie z zasadą, wędzisko do metody nie może być sztywne, a więc w tym przypadku mamy nieomal parabolik - pięknie pracuje pod obciążeniem.
Pierwsze rzuty, bardzo celne z tego blanku, zanęcają mi łowisko. Na początek wprowadzam porcję zanęty około 10-12 koszyków do metody, czekam aż opadną na dno, wyszarpuję zawartość i ponownie zarzucam. Wstępne nęcenie jest bardzo ważne, bo „ustawia” ryby i wskazuje im miejsce: Tutaj leży jedzenie. W tym wypadku celność jest kluczowa. Znaczące ułatwienie to długość wędki, która pozwala na dokładne posyłanie zestawu nawet na odległość 60 m. Przy odrobinie wprawy i treningu, powtarzalność jest wręcz automatyczna. Pierwsze ryby meldują się najczęściej po 20-30 minutach, a im cieplejsza woda - tym szybciej. W okresie wakacyjnym wielokrotnie miałem sytuacje, gdy pierwszy rzut z założoną przynętą dawał rybę już po paru minutach. Niesamowite wrażenie, gdy ryby raz za razem chcą wciągnąć wędkę do wody. Trzeba być naprawdę czujnym i uważnym, szczególnie wtedy, gdy żyłkę bądź plecionkę zakładamy na klips kołowrotka - wystarczy chwila nieuwagi i wędka zostanie wyrwana z podpórki lądując w wodzie.