W lutym 2017 r. kolega Waldek Ptak przesłał mi kilka wędek do zapoznania się z nimi i testowania na moich łowiskach, m.in. wspomniane już we wcześniejszej relacji MS-X MicroSpecial i Moderate II.
Wśród nich był również spinning z serii GUIDE SELECT, model Phantom dł. 2,45 m, c.w. 2-12 g, który Waldek szczególnie polecał, a wręcz nalegał, abym na własnej skórze się przekonał, jaki to fajny kijek – dodał, że używa go do połowu różnych gatunków ryb drapieżnych i bardzo sobie chwali. Pomyślałem, no O.K.; sam też mam z tej serii Horneta i łowię nim pstrągi od kilku lat, ale używałem go tylko z żyłką (głównie 0,22 mm), ponieważ jest to model dość szybki, c.w. 4-18 g. Po złożeniu Phantoma w domu zwróciłem uwagę, że jest miększy i płynniejszy od Horneta. W takim razie, pomyślałem, będzie idealny do plecionki i odpowiedni na mniejsze i średnie rzeki. Także na drugi wyjazd pstrągowy postanowiłem właśnie taki zestaw użyć, żeby faktycznie móc napisać o nim kilka słów.
Na łowisku
No i zaczęło się jak zawsze. Wcześnie rano, środek lasu, pełni optymizmu i wiary, że to „ten dzień” rozpoczęliśmy z kolegą łowienie schodząc brzegiem z prądem rzeki. Już w pierwszych rzutach Phantom przypasował mi do ręki. Wiedziałem, że teraz już tylko na rybie będę mógł w pełni go ocenić. Dopiero co zaczęliśmy łowić, a już każdy z nas miał kontakt z rybą. Koledze potokowiec około wymiarowy spiął się przy nogach, a ja miałem fajne uderzenie na środku rzeki, niestety nie zaciąłem; pewnie znowu tylko odganiają i ciężko będzie zmusić je do porządnego brania. Pomyślałem sobie z uśmiechem, że lepsze odganianie przynęty niż ucieczka pstrąga przed nią. Kolejne godziny biczowania wody, skradania się i obławiania ciekawych miejscówek. Jest fajnie, ale wciąż bez ryby. Jak my to mówimy: nic nie zakłócało pracy mojej przynęty.
Phantom w akcji
Wrażenia z machania Phantomem oceniam jako bardzo przyjemne. Rzuty każdą przynętą są precyzyjne, czuję jego lekkość, a zarazem drzemiącą w blanku moc, którą można sprawdzić tylko na żywej kropkowanej sile stawiającej opór na końcu zestawu.
Na jednym ze stanowisk staram się obłowić przelane dwa duże kamienie leżące pod drugim brzegiem, w odległości ok. 15 metrów ode mnie. W tym miejscu rzeka się nieco rozszerza, niestety woblerami dorzucam o metr za blisko, niż chciałbym. Jiga nie użyję, bo za krótko będzie prezentowany pstrągowi (a, jak zawsze, wierzę, że on tam czeka na mnie). Podejść nie mogę, bo za głęboko – na sobie mam tylko wodery. Szybki przegląd pudełka i… wybór jest oczywisty: obrotówka z serii de Luxe AG-CLASSIC nr 2. Do tej pory chwaliłem je tylko za wzorową pracę, teraz przyszedł czas na sprawdzenie łowności. Pierwszy rzut nieco powyżej mojego pstrąga, żeby zobaczyć jak daleko i celnie w tym miejscu mogę nią rzucić. Jest w porządku, dzięki Phantomowi rzucam nią dosłownie w punkt, tam gdzie chcę i odpowiednio daleko. Drugie podanie już „po rybę”, blaszka wpada dokładnie tam, gdzie celowałem. Startuje od razu i zbliża się do jednego z kamieni. Gdy przepływa po ukosie przez domniemaną kryjówkę ryby czuję jakby szybkie trącenie przynęty. W ułamku sekundy sobie myślę: No tak, znowu tylko odganiają zamkniętym pyskiem… i jeszcze tylko zdążyłem się zająknąć do kolegi stojącego poniżej, że „chyba miałem trącenie”, gdy w tym momencie czuję mocne zassanie i lekkie szarpnięcie jednocześnie. Odruchowe lekkie zacięcie i… jest! Oczywiście 2-3 młynki pstrąga na powierzchni i już się cieszę, że pierwszy tegoroczny potok wisi na końcu zestawu. Nagle pstrąg daje nura i tępymi zrywami płynie pod prąd lekko wysnuwając linkę z kołowrotka, aż nie chce mi się wierzyć, że tyle ma „pary”, a nie wyglądał na rekord.
Szukając niezawodnych, świetnie zrobionych plecionek można sięgnąć po następujące:
Teraz dopiero podziwiam i czuję pracę Phantoma, jego równe i płynne ugięcie, jak świetnie amortyzuje zrywy i trzyma rybę na – co by nie mówić - sztywnej plecionce. Po lądowaniu ryby w podbieraku widzę, dlaczego tak napierał, z paszczy wystaje tylko agrafka z krętlikiem, a po blaszce nr 2 ani śladu - tak głęboko zażarł. Jak się okazało, wcale nie jest „tylko wymiarowy”, miarka wskazuje 41,5 cm.
Na szczęście, przy każdych przynętach pstrągowych w kotwiczkach zaginam zadziory (co polecam każdemu), co pozwoliło rybie spokojnie odpłynąć, mimo głębokiego połknięcia. W ten dzień złowiłem jeszcze pstrążka dł. ok. 30 cm, któremu nie przeszkadzał rozmiar ani szeroka praca obrotówki.
Wyprawę uważam za udaną, a do tego wszystkiego jeszcze z wędką, której pracę chciałem poznać właśnie podczas holu. Polecam wszystkim takie „testowanie” wędek, bo uczucia w takich chwilach są bezcenne.
Wojciech Kościelski
Zwycięzca zawodów Street Fishing Extreme 2016