Zaszczytem jest móc uczestniczyć w wiosennym przebudzeniu przyrody. Wszelkie tego zmiany dostrzegamy gołym okiem, pierwszy przebudzony motylek, kolejny rozwijający się pączek, jeszcze jedna rozrechotana żabka i wszechobecny ptasi trel. A wszystkie radują ogromnie. I jeszcze coś, wczesną wiosną panujący nad wodą klimat dostarcza niewyobrażalnych doznań. Coś o tym wiem.
Zmiany zachodzą nie tylko na powierzchni. Również w wodzie, w której ryby zaczynają intensywniej poszukiwać pokarmu. Mówiąc krótko, następuje wielkie poruszenie. W mniejszych, szybciej się nagrzewających zbiornikach płoć zaczyna żerowanie wcześniej, ale i prędzej przystępuje do tarła. I tam w pierwszej kolejności warto próbować swych sił. Gdy w małym jeziorku ryby rozpoczną tarło można się przenieść na inny akwen i zarazem głębsze łowisko. W chłodniejszej wodzie ryba jeszcze na pewno nie słyszała o wypustkach tarłowych. Wykorzystując tę wiedzę obrałam sobie na cel dwa jeziorka. Na początek małe, bezodpływowe o praktycznie stałej głębokości 2 m, bez znacznych dołków czy wypłyceń oraz alternatywnie, jako zapasowe łowisko, duże jezioro przepływowe o maksymalnej głębokości 40 m z mocno zróżnicowanym dnem. Na większym pojawiłam się po zaobserwowaniu wysypki tarłowej u ryb z płytkiego zbiornika. Faktycznie, w wolniej nagrzewającej się wodzie ryby nie miały jeszcze wysypki i można było spokojnie kontynuować wędkowanie bez obawy zakłócenia rybich miłostek.
Głębokość, na jakiej wędkowałam w obu przypadkach była podobna. Łowiłam na skonstruowany wcześniej zestaw na wędzisku quiver Combat 3.0 m, c.w. do 50 g i żyłce głównej 0,14 mm Specialist Pro Match&Feeder nawiniętej na kołowrotek X-Treme FD720i. Eksperymentowałam zaś z grubością przyponu, którego długość pozostawała taka sama tj. 30 cm oraz z rodzajem i wielkością haka.
Proste i przyjemne zadanie
Moim zadaniem jest złowienie jak najwięcej płoci. W efekcie moich starań udało się przechytrzyć dużo pięknie wybarwionych, zdrowych i walecznych ryb tego gatunku, a jako bonus (po zastosowaniu zmiany w zestawie) także leszcza.
Sekret kucharza
Wybrane przeze mnie miejscówki w letniej porze roku intensywnie zarastają. Wczesną wiosną szczątki tych roślin stanowią naturalne i wręcz idealne żerowisko płoci. Występuje tu mnogość wodnych ustrojów stanowiących idealne źródło białka dla dużej płoci.
Po wstępnym rozlokowaniu i przygotowaniu mieszanki zestaw położyłam na podwodnym blacie. Pierwsze brania nastąpiły niedługo po zanęceniu łowiska. Wykorzystałam zanętę Płoć Czarna z serii Elite. Jak nazwa wskazuje, charakterystyczna dla mieszanki jest jej ciemna barwa. Dodatkowy plus to obecność dużej ilości drobnych ziaren. Gołym okiem drobin nie dostrzega się łatwo, lecz podczas przecierania przez sito treściwa część składu wychodzi na jaw. Dzięki ciemnej barwie uzyskałam efekt maskujący, który nie kontrastował mocno z dnem, dzięki czemu ostrożne ryby nie odczuwały podstępu, zaś grubsze kąski utrzymywały je w polu nęcenia i umożliwiły wędkowanie przez dobrych kilka godzin.
Ciągła obserwacja i adaptacja
Po około trzech godzinach wędkowania płoć zwyczajnie przestała brać. Nie były to oznaki najedzenia ryb ani wyjedzenia zanęty. Po krótkiej przerwie, gdy brania ucichły u Bodzia, nastąpiło pewne stanowczo „niepłociowe” ugięcie szczytówki, które skwitowane zacięciem skończyło się odjazdem ryby i jej wypięciem. Nieco później branie pięknej ryby zakończyło się zerwanym przyponem. Postanowiłam nie ryzykować. Zaczęłam kombinować ze średnicami żyłek, przez co zaobserwowałam znaczny wpływ średnicy przyponu na ilość brań. Z żyłki 0,08 mm serii Magnum Multiflex przeszłam na przypon w 0,12 mm Millenium SOFT. Żyłka ta wyszła bez najmniejszego szwanku po holu kilowego leszcza oraz wielu braniach pięknych i walecznych płoci. Dodatkowo, podczas gwałtownych zrywów ryby świetnie współpracowała z miękką szczytówką quivera wspomagając amortyzację.
Jednak, gdy brania były sporadyczne i po zarzuceniu zestawu następowały w toni wywnioskowałam, że coś musiało spowodować podniesienie ryb z dna. Postanowiłam wypróbować większy hak, na który mogłabym założyć więcej niż jedną larwę białego robaka. Gruby „leszek” byłby przyjemnym urozmaiceniem podczas płociowej wyprawy, a walka z waleczną łopatą na delikatnym quiverku to już coś! Wejście leszczy w nęcone pole mogło być bowiem jednym z powodów przemieszczanie się płoci z ukleją w toń. Hak, jaki zastosowałam to nr 12 V-POINT PRO Specialist Bream, w kolorze czarnym. Barwa miała wpłynąć maskująco na tle ciemnej zanęty, a jego profil umożliwić łatwiejsze zacięcie ryby pobierającej przynętę z dna. Jednocześnie celem było zmniejszenie ilości ryb zaciętych z tzw. opadu tuż po zarzucie.
Selektywność zestawu
Zamierzone jego użycie zmniejszyło ilość brań żerujących przy powierzchni ryb (ryba potrafiła się zaciąć zarówno ukleja i płoć 30 cm), która słysząc chlupot chwytała hak i automatycznie się zacinała pod wpływem ciągnącego na dno ciężarka. Przy wykorzystaniu Specialist Bream przynęta docierała do dna, gdzie czekała na spotkanie z dorodną płocią lub żarłocznym leszczem. Moje posunięcie nie wyeliminowało całkowicie brań drobnicy, ale zmniejszyło ich ilość, zaś wszystkie brania kończyły się skutecznym zacięciem. Hak utrzymywał rybę do ostatniego momentu holu, jakim było lądowanie w podbieraku.
Coś za coś
Zaobserwowana prawidłowość w ilości brań w zależności od średnicy użytego przyponu może być wykorzystana w celu dopasowania do panujących warunków. Niekiedy ultradelikatny zestaw może okazać się niezbędny do zanotowania jakiejkolwiek aktywności ryb i umożliwi przechytrzenie niczego się niespodziewającej płoci. Można również zniwelować ilość brań drobnicy kosztem dłuższego oczekiwania na okazalszą sztukę.
Jeżeli zaś wiemy, że w łowisku płoć żeruje słabo, brania są ostrożne a zacięcia puste możemy zastosować cieńsze przypony i mniejsze haczyki, które umożliwią nam wychwycenie większej ilości delikatnych brań. Wydłużenie przyponu może również pomóc, choć niekiedy krótki przypon i zacięcie w tempo jest skuteczniejsze, gdyż daje rybie mniej czasu na zwietrzenie podstępu. Najważniejsze jednak jest to, aby odpowiednio czytać znaki i jeszcze szybciej reagować. Kto nic nie robi tylko przez przypadek łowi.
Gdy w łowisku występuje znaczna ilość drobnicy w toni i chcemy się przez nią przebić pogrubienie przyponu oraz zastosowanie odpowiednio wyprofilowanego haka może pomóc. Można również pokombinować z jego wielkością. Niestety, w przypadku płoci nie zawsze osiągniemy pożądany efekt, bowiem znam prawidłowość wskazującą, że największe ryby lubią brać na najmniejsze haczyki z dosłownie jedną maleńką larwą. Spowodowane jest to zapewne ich doświadczeniem życiowym, w którym niejednokrotnie duży smakowity kąsek wiązał się z ukłuciem i nieprzyjemnym holem, który mógł się kończyć różnie, czy to z winy niedoświadczonego wędkarza, czy też dzięki sprytowi ryby i sprzyjającym warunkom, a w najlepszym wypadku (chyba dla obu stron) przez propagowanie przez łowcę zasady „Złów i Wypuść” – to rozwiązanie znakomicie obrazuje porzekadło: Wilk syty i owca cała. Pojedyncza larwa na niewidocznym maleńkim haku to potencjalne mało podejrzane jadło, które chętnie skonsumuje płotka na wypasie.
Hak nie byle jaki
Jeżeli już się zdecydujemy na zawiązanie małego haka warto zwrócić uwagę na dwie najważniejsze cechy, którymi powinien się odznaczać: ostrość i trwałość. Wpłynie to na skuteczne zacięcie oraz doholowanie ryby bez obawy złamania trzonka. Tu szczerze mogę polecić zastosowanie haków Match&Feeder Wide Gap Carp Power (Mustad).
Konstrukcja całego zestawu i jego skuteczność zawsze są zależne od panujących warunków i aby efekt był zadowalający trzeba czytać wodę i umieć się dostosować. Uczymy się przecież całe życie i na pewno jeszcze nie jedno nas zaskoczy.
Magda Szpula Szypulska