SF-X cudownie radzi sobie w najtrudniejszym terenie pstrągowym. W tym gąszczu zajmowałem stanowisko i wykonywałem dość precyzyjne rzuty.
Nie znam wędkarza, który wczesną wiosną nie ruszyłby nad wodę, choćby ot tak, posiedzieć i nacieszyć się wiosenną atmosferą. Dla wielu już pierwsze cieplejsze dni przedwiośnia są dobrą okazją, aby odkurzyć po zimie swoje wędziska oraz odwiedzić zeszłoroczne miejscówki.
Wędkujący przez 12 miesięcy teraz mają dobry okres na poszukiwanie nowych łowisk, odwiedzenia innych akwenów oraz odbycie wędkarskich podróży bliższych i dalszych. Podobnie czynię i ja, będąc wędkarzem całorocznym wiosnę poświęcam na poszukiwanie nowych, ciekawszych łowisk. Staram się odwiedzać coraz to inne łowiska, a na tych już mi znanych typować potencjalne, obiecujące stanowiska do częstego odwiedzania z wędką. Wiosna to także świetna pora na spotkanie z pięknym, szlachetnym pstrągiem potokowym. Ryby w tym okresie wykazują się dobrym apetytem i mają na czym żerować, ponieważ trwa dosłownie wysyp wszelkich organizmów wodnych i nadwodnych, pojawiają się także żabki i jaszczurki. „Kropki” są już w dobrej kondycji i chętnie wychodzą do naszych przynęt.
Wykorzystując ten okres, postanowiłem poznać nowe miejsca wybierając na swój cel jedną z pięknych rzek na Pomorzu, Regę. Będąc tutaj celowałem w odcinki zamieszkałe przez mocno wybarwione pstrągi (z których słynie to łowisko).
Wędzisko spinningowe
Myśląc o warunkach, w jakich przyjdzie mi łowić widziałem oczami wyobraźni mocno meandrującą pośród łąk, niezbyt szeroką rzekę z dość leniwym nurtem; połacie wchodzącej zieleni, wysokich traw oraz brzegi porośnięte trzcinowiskami niczym najdziksze jeziora. Taki obraz rzeki skłaniał mnie do wyposażenia się w trochę mocniejsze i dłuższe wędzisko, niż dotychczas się posługiwałem na swoich niewielkich pstrągowych rzekach. Wybór wędziska nie jest łatwym zadaniem, więc wziąłem ze sobą kilka wędzisk począwszy od najdelikatniejszych i najkrótszych po naprawdę długie i mocne blanki.
Początkowo planowałem rozpocząć łowienie kijem długości 2,75 m i ciężarze wyrzutu 5-25 g, pracującym z żyłką 0,22 mm by łatwo obławiać miejsca z niemałą ilością trzciny oraz nawisów przybrzeżnych traw, pozostając jednocześnie niewidocznym dla ryb - z dala od lustra wody. Ostatecznie, już na miejscu, po wzięciu do ręki kilku wędek i tak wygrało moje ulubione wędzisko SF-X do zadań specjalnych, długości 1,90 m i ciężarze wyrzutu 1-12 g. To krótki, lekki, niezwykle szybki i precyzyjny kij, niczym samurajska katana. Leży w mojej dłoni na tyle pewnie, że nie potrafię go bezdusznie pozostawić bezrobotnym w samochodzie, nad brzegiem rzeki. Zabrałem go, jako pierwszego, na kompletnie nieznany mi odcinek rzeki; niech się dzieje co chce! Po dotarciu na pierwsze miejsce okazało się, że nie będzie tylko łąk i trzcin jak się tego spodziewałem. Już przy plenerowym, zaimprowizowanym parkingu rzeka tworzyła ogromne leśne, ciężko dostępne bagniska. Tutaj szybko doceniłem lekkość i mobilność zestawu, gdy poruszałem się po grząskim terenie sprawnie niczym sarenka, pomijając zaliczenie jednej większej „gleby” w zdradliwym bagnie. Samo koryto rzeki usłane było niezliczoną ilością powalonych drzew, tworząc świetne kryjówki dla dużych potoków. Samo dostanie się pomiędzy zwisające do wody konary wymagało nie lada gimnastyki i chwili rozmyślenia przed postawieniem następnych kroków. Kilka razy po prostu bezmyślnie wbiłem się w gąszcz i musiałem rakiem się wycofywać. Po raz kolejny doceniłem zalety mojego krótkiego i sztywnego SF-X’a mogąc dojść i obłowić praktycznie każde, również i te nieomal niedostępne gąszcze na brzegu i zwalisko w wodzie. Spinning fizycznie wytrzymał katowanie w plątaninie krzewów, przeżył zderzenia z paniami powalonych drzew i zwisających konarów, wytrzymał niekiedy zbyt nerwowe szarpanie się z nieustępliwymi zaczepami w wodzie. Jego długość, akcja, szybkość pozwoliły mi precyzyjnie podawać przynętę w najtrudniejszych stanowiskach, błyskawicznie reagować na kontakt z rybą, a zarazem mała waga i poręczność wędki zapobiegło zmęczeniu mojego ramienia.
W ciągu dwudniowej przygody nad Regą odwiedziłem wiele świetnych i technicznie wymagających miejscówek, przy tej okazji poznając różne oblicza rzeki: hydrologiczne, przyrodnicze, wędkarskie. Przedzierałem się przez naprawdę gęste krzaki z ogromną ilością powalonych nad brzegiem drzew, aby po chwili wyjść na ciągnące się kilometrami urokliwe pomorskie podmokłe łąki. Rega w jednej obszernej dolinie malowniczo meandrowała leniwie płynąc pośród lasów, aby na następnym kilometrze biegu zamienić się w górską, wartką rzekę, usłaną niemałą ilości głazów. Wszędzie tam towarzyszyły mi niekończące się młaki, bagna i szerokie rozlewiska, które jednak dzięki lekkiemu i poręcznemu zestawowi pokonywałem z uśmiechem na twarzy. A ryby? – zapytacie, cóż, ryby jak to ryby; tak jak wiosenna zimna pogoda (wędkowanie naprzemiennie utrudniały mi deszcz, grad, okropnie zimny wiatr) i one mają swoje kaprysy, dlatego kilka pięknych kropasów niestety zgubiłem podczas holowania (najwyraźniej odganiały przynętę zamkniętą paszczą), jednak te kilka wyjętych wymiarowych ryb i wspaniała przygoda nad Regą zostaną w mojej pamięci jeszcze bardzo długo. Wiosna niewątpliwie jest jedną z ulubionych pór roku wędkarskiej braci.
Krzysztof Żukowski
fot. Waldemar Ptak