Rynek zarzuca nas kolejnymi nowościami. Niektóre z nich, to tylko zmiana kosmetyczna, inne - poszerzenie asortymentu. Warto jednak rynek obserwować, bo trafiają się produkty warte uwagi.
Zupełnie nowa seria CXT od początku bardzo mnie zainteresowała. Te wędziska po prostu leżą mi w ręku, jakby do niej zostały stworzone. Ale nie musi to oznaczać ich przydatności w warunkach łowiska i ryb. Jakie się okazały? Szybkie, ale nie pałowate, dynamiczne lecz nie gubiące ryb (jak się w praniu okazało – no, może nie w praniu, tylko nad wodą).
Wygląd ma małe znaczenie użytkowe, ale ja po prostu lubię rzeczy estetyczne. Nawet najlepsze wędzisko dużo traci w moich oczach, gdy wygląda paskudnie. W przypadku CXT jest wręcz przeciwnie. Podoba mi się cała seria. Kilka koncepcji wyglądu w podseriach, a każda na swój sposób ładna i atrakcyjna. To właśnie na to zwracamy w pierwszym momencie uwagę. Potem dopiero machamy, potrząsamy itd.
Potrząsanie?
To potrząsanie jest oczywiście sprawdzianem szybkości wędziska, ale nie musi być związane z jego akcją. Czym innym jest bezwładność samego wędziska (czytaj możliwość zachowywania się jak krowi ogon), a czym innym jego elastyczność pod obciążeniem. Wielu wędkarzy myli te dwie cechy i na sucho określa wędzisko, np. jako pałowate. Ja się tego oduczyłem już dawno temu. Możliwości rzutowe wędziska określić mogę dopiero rzucając odpowiednią przynętą. Mając dużą wiedzę i doświadczenie można coś tam przewidywać, ale dopiero realne rzuty pokazują, w jaki sposób blank oddaje energię wystrzeliwanej przynęcie. Podobnie jest z ugięciem pod obciążeniem. Jakąś informację może dać nam przytrzymanie szczytówki, ale może to zmienić rozmieszczenie przelotek. Znowu tylko realne testy dadzą nam pełną wiedzę.
Nad wodą
Przejdźmy w końcu do użytkowania wędzisk. Na pierwszy ogień poszła seria FC-X do 21 i 25 gramów. Kije, które powaliły mnie swoją mocą i siłą. Szybkie, ale rzutowo O.K. Łowiło się nimi bardzo przyjemnie. Jednoczęściowe, więc w transporcie mniej wygodne, ale 2 metry da radę opanować. W końcu, co niektórzy z nas mają po tyle wzrostu. Kwestia przyzwyczajeń i preferencji. Wiele ryb niestety nie udało mi się na nie wyjąć, więc kwestię holu pozostawię innym autorom.
SF-X
Potem przyszła kolej na przełowienie SF-X do 25 gramów (a na tym nie skończę, bo seria zacna i chętny jestem do sprawdzania). Tym razem, dwie części już dają klasyczne możliwości transportowe. Nad wodą spisywał mi się świetnie. Nie mam żadnego ale. Szybkość, która przy krótkim wędzisku okazuje się szpadą, ale rzutowo pięknie oddaje energię. Mogę z niego niemalże strzelać wabikami. Zacięcie w punkt, można powiedzieć. Ryby nie spadają, bo trochę już ich wyjąłem. Przyznaję, że pstrągi łowię na dosyć spore wabiki (np. wobler 7 cm), dlatego model do 25 g wydał mi się idealny. Jednak muszę sprawdzić również ten lżejszy. Dlaczego? Odpowiedź (może nie wprost) poniżej.
MS-X
Ostatnio sięgnąłem po MS-X do 16 gramów (tak jak i poprzednie w wersji castingowej). Rzuty odrobinę spokojniejsze oczywiście muszą być, ale daje się mocno z niego „pociągnąć”. Kij jest odrobinkę wolniejszy, ale nie na tyle, aby rzucać tylko z tzw. „balona”. Za to oczywiście przynęty lżejsze miota dużo lepiej. Czterogramowy wobler latał z casta naprawdę super, niżej nie próbowałem, bo nie miałem dużo lżejszych w pudełku. Ale gdy przyjdzie czas kleni – nie omieszkam poszukać jego możliwości w lekkich przynętach. Hol wskazał na to, że w blanku drzemie siła. Nie dawał szans w nurcie pstrągowi, który szalejąc starał się wpłynąć za zwalone drzewo. Natomiast jego elastyczność uspokajała rybę i nie zachęcała do młynkowania na powierzchni (chyba najskuteczniejsza metoda pstrągów na uwolnienie się od przynęty).
Generalnie mówiąc, jestem pod dużym wrażeniem. Ta seria będzie dominować w moim arsenale (będziecie to widzieć na zdjęciach) i to chyba przez dłuższy czas. Jak jeszcze nie mieliście okazji stosować serii CXT to zachęcam. To krok do przodu w rozwoju wędzisk, warto go nie przeoczyć.
Sławek Kurzyński
TEAM DRAGON