Sandacz bywa rybą wybitnie grymaszącą. Przekonałem się o tym wielokrotnie podczas dziennego łowienia z opadu sandaczy zalegających na odrzańskim dnie. Nocne łowienie to zupełnie inna bajka.
W nocy łowię inaczej i na tym chciałbym się dziś skupić. A konkretniej, na doborze odpowiedniego woblera w zależności od panujących warunków.
Łowienie mętnookich drapieżników po zmroku jest moim (i nie tylko) zdaniem mniej wymagające w zakresie kombinowania z wabikami. Jeśli mamy w łowisku ryby, to nie trzeba aż tak wielu modyfikacji wędki jak za dnia, aby je skusić do brania. A to, przede wszystkim, dlatego że skupiamy się na rybach żerujących, które w przeciwieństwie do tych „śpiących” na dnie rzecznych dołów, chętnie pożerają sztuczną rybkę bez przyglądania się, czy ona ma 5, czy 10 kropek na każdym boku.
Łowiska
Miejsca, jakie najczęściej wybieram, to płycizny z dużą ilością kamieni. Są to niektóre z odrzańskich opasek i główki na prostych fragmentach rzeki oraz na wewnętrznych stronach zakrętów (jednak te lubią być mocno zapiaszczone i nie wszystkie „wydają”). W takich warunkach najłatwiej jest poprowadzić pływający wobler, który nie schodzi głęboko. O ile ganianie po opaskach w 99% wiąże się z łowieniem w nurcie, o tyle na ostrogach sprawa się nieco komplikuje. Tutaj mamy do czynienia nie tylko z nurtem i warkoczem, ale także z wodą niemalże stojącą i prądami wstecznymi. Te ostatnie można przechytrzyć odpowiednim ustawieniem się, ale o tym może innym razem. Dziś zakładamy sytuację, że łowimy ze szczytu krótkiej tamy i musimy się uporać ze wsteczniakami.
WHACKY w nurcie
Obławianie zarówno warkocza i jego okolic od strony nurtu jest uproszczone, ponieważ mamy sprzymierzeńca w postaci uciągu, który nadaje pracę sztucznej rybce. I tutaj się sprawdzi właściwie każda typowa sandaczówka, bez względu na to, jak bardzo drobi czy „wariuje”. Jednak, gdzie jest to możliwe, staram się stosować przynęty o naturalnej akcji i w tym przypadku świetnie się do tego nada Salmo Whacky, charakteryzujący się naprawdę drobną akcją z lekkimi odejściami na boki - do złudzenia przypomina walczącą z nurtem ukleję. Praca tej przynęty to majstersztyk!
STING na wstecznym
Natomiast w zastoiskach, a w szczególności prądach wstecznych, ulubioną przeze mnie przynętą jest wobler o nazwie Sting. Chociaż przyznać muszę, że nie od razu zacząłem darzyć go sympatią. Swoje musiał odleżeć w pudełku, zanim zapiąłem go na agrafce. Ale jak już go użyłem, to szybko pokazał, co potrafi. Charakteryzuje się wyraźniejszą pracą, jest „zadziorny”, ale bardzo dobrze prowadzi się go właśnie w takich miejscach, gdzie drobniej pracujące wabiki najzwyczajniej w świecie gasną prowadzone w sandaczowym tempie i idą wierzchem. Sting pozwala się poprowadzić w prądach wstecznych na wolno zwijanej lince, a przy tym nie gubi pracy.
Przypony CLASSIC: Classic to podstawowa, najbardziej dopasowana do przeciętnych warunków połowu seria naszych przyponów spinningowych. Perfekcyjnie wykonane z najwyższej jakości materiałów takich jak Surflon, Surfstrand, Titanium Braid, Titanium Wire i Fluorocarbon Invisible, zaopatrzone zostały w doskonałe agrafki polskiej produkcji z serii Dragon Spinn Lock i amerykańskie krętliki typu Rolling Swivel.
Mocne kotwice
Jak wiadomo, nie każda firma „aplikuje” kotwice nadające się do łowienia, do jakiego przeznaczony jest dany model woblera. Na szczęście, w tym przypadku tego problemu nie ma i nie musimy robić dodatkowego zakupu w postaci kotwic na wymianę. Przetestowały to grube odrzańskie sandacze, które nie były w stanie wygiąć kotwić ani odrobinę. A skoro były to ryby w okolicach dziewięćdziesięciu centymetrów, to dalsze przekonywanie i przytaczanie dowodów chyba jest zbędne.
Długowieczne przypony
Łowiąc w nocy sandacze nie zauważyłem, aby „gardziły” przyponem, który jest produkowany przede wszystkim z myślą o szczupaczych zębach. I najchętniej (naprawdę, bez żadnej ściemy) sięgam po te z dragonowskiej oferty spod znaku AFW. Dlaczego? Mają to, czego brakuje dostępnym wszędzie „jednorazówkom”. A mianowicie: posiadają bardzo mocny, niezniszczalny wręcz, krętlik i agrafkę - testowały je sumy do ok. 170 cm. A do tego, nawet Surfstrand 1x7 bez nylonowej powłoki, nie zamienia się w sprężynkę po jednym zaczepie czy rybie, jak to jest w przypadku wspomnianych wyżej „jednorazówek”. Dokładnie na tym przyponie (o wytrzymałości 13 kg i długości 40 cm) „jechałem” niemalże dwa sezony. Dopiero po wielu rybach, zaczepach i kontaktach z ostrymi kamieniami, strzeliło jedno włókno.
Te z nylonową powłoką, jeśli nie zostaną wcześniej urwane, mogą służyć niemalże bez końca.
Mariusz Drogoś
TEAM DRAGON