Okoń to drapieżnik chyba najbardziej znany na wszystkich łowiskach. Łowimy go praktycznie wszędzie.
Małe rzeczki, kanały, bagienka, jeziora, zbiorniki zaporowe i duże rzeki jak Wisła, Odra to dobre łowiska okoni. Nie znam wędkarza, który nie miałby z nim do czynienia na wędce. Ceni się okonia za to, że jest wybredny w swoim menu a nawet chimeryczny (oczywiście chodzi mi o rybę rozmiaru 40+) i dlatego trudno go przechytrzyć. Okonia ceni się również za wygląd, a ten stawia go w pierwszej kolejności wśród najpiękniej ubarwionych drapieżników naszych wód. Nie wiem, czy jego wadą, czy zaletą możne nazwać powolny przyrost ciała, gdyż rośnie bardzo powoli.
Jak się dobrać do sztuk 40+? Co zrobić, żeby je łowić? Sprawa nie wygląda dobrze, bo drapieżnik ten według mnie jest bardzo sprytny i wybredny, to godny przeciwnik wędkarski. Aby go skutecznie łowić trzeba znaleźć złoty środek. Mi się to chyba udało. Przynęt jest bardzo dużo na rynku, na które okoń dobrze reaguje. Mamy pod ręką metody i techniki bardzo skuteczne na okoniowych łowiskach. Ale co zrobić, jeśli obecny w łowisku okoń nie chce brać na żadną przynętę? Wierzcie mi, że i na to znalazłem swój złoty środek. Ale wszystko od początku.
Jak już zapewne wiecie z mojego profilu na Facebooku, pływałem po zbiorniku zaporowym szukając okoni. Każdy z nas postępuje nieco inaczej w takiej sytuacji, czy to szuka konkretnie ukształtowanego dna, odpowiedniej głębokości, czy jak w moim przypadku szuka drobnicy uciekającej przed drapieżnikiem. I mimo tylu możliwości, jakie się przed nami otwierają, wielu z nas spływa bez ryby. Jaka może być tego przyczyna? Otóż większe okonie cały czas się przemieszczają za drobnicą, więc i ja w pierwszej kolejności stawiam na odnalezienie drobnicy. Nieważna jest wtedy nawet głębokość, na której ją znajdę. Reguła jest prosta: znajdując drobnicę - znajdziemy okonia. Nie bez znaczenia pozostaje wielkość drobnicy. Mnie nie interesuje drobnica wielkością zbliżona do rozmiaru XS. Duże okonie, nazywane garbusami, interesują się posiłkiem przeważnie większego rozmiaru np. XL, XXL. I dlatego, szukając tego właściwego rozmiaru znajdziemy też dużego okonia. Kolejny problem to skuszenie go do brania. Bo przecież nie wiadomo czy w danej chwili drapieżnik żeruje. Po odnalezieniu interesującej mnie drobnicy zacząłem intensywnie obławiać to miejsce. Posyłałem dosłownie wszystkie posiadane przynęty w przekonaniu, że lądują przed ich paszczami. Wszystkie moje starania kończyły się z mizernym skutkiem. Lądowałem tylko kilkanaście okoni długości do 25 cm. A wiedziałem i przez skórę czułem, że w łowisku a nawet pod łódką, pływają interesujące mnie ryby.
W końcu sięgnąłem po technikę jeszcze niewiele znaną w Polsce, a jest nią dropszot (z ang. drop shot). Łowienie przypomina w małym stopniu bocznego troka, ale jest bardziej wymagająca sprzętowo, inaczej się montuje zestaw, a i przynęty bardzo się różnią. Odkąd ją poznałem, wierzcie mi, dobieram się do ryb bardzo leniwych lub słabo żerujących w danym dniu. I tak było w tym przypadku.
Znalezienie drobnicy zajęło mi około półtorej godziny. Cały ten czas pływałem po łowisku szukając drobnicy. Gdy ją znalazłem, to wykonuję szybki parking, stabilizuję łódź kotwicą. Sięgam po spinning sztywny c.w. blisko 30 g. Mój cały zestaw jest sztywny, stosuję plecionkę 0,10 mm HM8X Forte. I to, co najważniejsze w zestawie, czyli przypon: najchętniej używam Invisible Fluorocarbon średnicy między 0,25-0,30 mm. Sztywny zestaw sprawia, że nawet te najdelikatniejsze brania na dużej głębokości są bardzo dobrze odczuwalne na szczytówce. A wierzcie mi proszę na słowo, że branie okonia czterdziestaka z głębokości 10 m potrafi być bardzo delikatne. Warto zwrócić uwagę na długość przyponu. Im głębiej w danym łowisku tym dłuższy przypon stosuję, np. łowiąc na głębokości 10 m przypon ustalam na ok. 2,5 m. Ciężarek i jego masę dobieram do głębokości łowiska, im głębsza tym cięższy. Niezmiernie ważnym czynnikiem w tej technice łowienia jest granie przynętą, musi cały czas się poruszać. Pamiętajmy, że naszym celem są okonie-garbusy, które są niełatwe do przechytrzenia w chwili zaprzestania żerowania, np. podczas sjesty. Pod żadnym pozorem nie wolno zapominać podczas łowienia, że gdy tylko okonie się przemieszczą, natychmiast musimy za nimi popłynąć.
Przemieszczanie nierzadko wiąże się ze zmianą głębokości prezentowania przynęty. W mojej wędce głębokość prezentacji przynęty reguluję przesuwając ciężarek na przyponie. To jest wygodne rozwiązanie i zapewne dlatego ta wędka jest tak bardzo skuteczna nawet na słabo żerujących okoniach. Wabikiem można się bawić bardzo długo nad głowami czy przed paszczami ryb, pamiętając że tę przynętę prezentuje się w pionie. Zdecydowanie polecam zastosowanie przynęt dedykowanych dropszotowi. I tu bardzo mi pomogła marka Dragon, w której ofercie znalazły się przynęty takie jak Bleak, Baby Roach, Minnow, Dead Fish, Real Fish, Worm i Larva – właśnie ta ostatnia przynęta rewelacyjnie się sprawdza na okoniach. Rewelacyjna konstrukcja przynęty sprawia, że nie można jej niewłaściwe prezentować. Obojętnie jak ją prezentujemy, zawsze pracuje i najczęściej daje ryby. Jej ruchy, według mnie, przypominają żyjątko przemieszczające się nad dnem. Okoń, choćby chimerycznie się zachowujący, nie przepuści takiej okazji do pochwycenia łatwego posiłku. Uwielbiam łowić na Larvę, Worma i Twin Taila Dragona. Dla mnie są przynętami rewelacyjnymi, sprawdzającymi się w dropszocie. Bądźcie konsekwentni i dbajcie o szczegóły podczas łowienia, a znajdziecie swój własny złoty środek na leniwe garbusy. Ja go znalazłem.
Krzysztof Kriss Tonder
TEAM DRAGON POLSKA
fot: autor & Piotr Czerwiński