Powszechna teoria głosi, że jeśli sandacz, to wędzisko sztywne. A będzie najlepiej, jeśli jest ono przysłowiowym kijem do miotły. Jednak mogę z całą odpowiedzialnością stwierdzić, że… niekoniecznie tak musi być.
Lat temu naprawdę wiele, gdy zaczynałem swoją przygodę z sandaczami, zarówno w czasopismach wędkarskich, jak i na stronach internetowych czytałem jedno: kij na sandacza ma być sztywny (x-fast w znaczeniu sztywna pałka) i koniec, kropka. Owszem, jest to prawda, ale jak mogłem się przekonać, tylko częściowa i w określonych warunkach.
Próbę łowienia sandaczy relatywnie delikatną i miękką wędką podjąłem w momencie, gdy za pomocą „kija od miotły” wyjąłem jesienną osiemdziesiątkę w stylu tzw. „suszonej łuski”. Powiedziałem sobie, że jeśli dalej mam łowić sandacze, to na pewno nie w ten sposób. W końcu, frajda z holu to jeden z celów naszego hobby.
Jak postanowiłem, tak też zrobiłem. Pewnego dnia, kończąc dzienną turę z boleniami i przechodząc na nocną z sandaczami, zmieniłem tylko kołowrotek; Fishmaker’a II FD935i z nawiniętą żyłką zastąpił Team Dragon C FD1030i z plecionką. Wędzisko pozostało to samo, czyli mój ukochany boleniowy Moderate II dł. 2, 98 m c.w. 5-20 g.
Technika i taktyka łowienia, przy jakiej zdecydowałem się na ten ruch w sprzęcie, to nocne, przypowierzchniowe woblerowanie. I wiecie co? Pierwszy strzał w przynętę (konkretnie, był to Salmo Sting), skończył się skutecznym zacięciem i podebraną, piękną, ważącą do około 6 kilogramową, mętnooką zdobyczą. Następujące kolejne brania kończyły się identycznie. Sandacze pięknie siadały na miękką wędkę.
Mało tego. Wydawać by się mogło, że „medfastowe” 5-20 g jest co najwyżej na średnie ryby, a mimo tego wcale nie czułem się bezradny, gdy na końcu wędki zameldowała się naprawdę gruba ryba - myślę, że w granicach 9-10 kg. Jak na sandacza przystało hol był krótki, ale dzięki „moderejtce” naprawdę przyjemny. Wprawdzie kij był wygięty niemalże po rękojeść, ale nie czułem żadnego zagrożenia np. braku mocy w blanku, wszystko miałem pod kontrolą. Przez całą zeszłoroczną jesień, łowiąc w ten sposób, nie zaliczyłem spadu. Ani jeden sandacz nie spadł w chwili zacinania i holowania! Kto łowił tym Moderatem, ten wie, jakie ono jest miękkie. Jednak pamiętajmy, że w tym przypadku właśnie ta specjalnie zrobiona miękkość sprawia, że nawet delikatniej zapięta ryba o „kamienistych” szczękach ma mocno utrudnione zadanie spięcia się podczas holu.
Naprawdę warto „zaryzykować” i spróbować łowienia sandaczy miękkimi wędziskami. Oczywiście nie każda technika i przynęta jest do tego odpowiednia, ale ten artykuł przedstawia łowienie woblerami, które stawiają w wodzie niewielki opór i ważą od kilku do kilkunastu gramów – Salmo Sting.
Sandacz to piękna ryba, której pstryki (określenie na specyficzne brania i smakowania) spędzają niejednemu sen z powiek (mi również). Jednak można pojechać nad wodę nie tylko dla samych pstryków. Odpowiednio złożony sprzęt potrafi sprawić frajdę także z holu, który nie musi polegać jedynie na brutalnym wyjeździe niezbyt walecznego drapieżnika o mętnych oczach. Na odpowiednio czułej wędce ten drapieżnik pięknie walczy.
Dokładny skład zestawu, po jaki najczęściej sięgam do takiego łowienia, to: wędzisko Moderate II dł. 2.98 m c.w.5-20 g, kołowrotek Team Dragon FD 1030iC, plecionka Magnum 4X średnicy 0,14 mm, przypon Surfstrand Classic lub fluorocarbon Momoi Soflex, przynęta Salmo Sting.
Mariusz Drogoś