Boleń, przez naukowców zwany Leuciscus aspius ma też wiele nazw regionalnych, potocznych i żargonowych utworzonych przez wędkarzy. Wśród tych nazw są także Duch, Polski Tarpon, a nawet Łosoś dla ubogich.
Co ciekawe, każda z tych nazw opisuje którąś z charakterystycznych cech tej jakże wyrazistej ryby drapieżnej z rodziny karpiowatych. Dla jednych boleń jest rybą poza zasięgiem możliwości wędkarskich, dla innych miłym zaskoczeniem przy próbie przechytrzenia go. Są też wędkarze z umiłowaniem tropiący bolenie i znający każdą ich ścieżkę.
Boleń jest dla mnie swoistym urozmaiceniem wędkarskiego sezonu, ponieważ jestem wszechstronnym spinningistą i każdemu z drapieżników poświęcam określoną część sezonu. Odrzańskie rapy także mają u mnie swój czas: przeważnie poświęcam im do kilku tygodni w miesiącach od lipca do września.
Szukając bolenia, nie skupiam się jednak na chlapakach, czyli w widoczny sposób żerujących niewielkich lub średniej wielkości rybach. Nie znaczy to jednak, że w ten sposób nie można namierzyć naprawdę rybska (nawet medalowego), po prostu powierzchniowe bardzo szybkie łowienie nie odpowiada mi tak bardzo, jak inne techniki. Żerujące na powierzchniowej uklei bolenie są też bardzo podejrzliwe, płochliwe i szybko zmieniają miejsca żerowania; nierzadko atakują po jednej stronie rzeki, aby po paru minutach rozpocząć pogoń za zdobyczą na przeciwległym brzegu. Dostanie naprawdę ładnej ryby żerującej w taki sposób przeważnie wymaga dosłownie skradania się, wyczekania momentu uderzenia drapieżnika. Chcąc wytropić drapieżnika należy bacznie obserwować kierunek skąd następuje atak oraz gdzie się rapa po nim udaje na odpoczynek lub połknąć złapaną ukleję. Takie łowienie zwłaszcza z brzegu wymaga od wędkarza dużej aktywności i trzeba być mocno zdeterminowanym oraz skupionym na tym, co się robi.
Tropiąc odrzańskie sandacze zauważyłem, iż w pewnych warunkach nierzadko dzielą one miejsca żerowania a nawet pokarm z boleniami. Co ciekawe, sam sposób jego pobierania i reakcja na przynęty podane w tym samym miejscu są dość odmienne. I tak – moim zdaniem - boleń nigdy nie zaatakuje gumy podanej z opadu, czyli klasycznego jiga, na co sandacz zareaguje dosyć zdecydowanie. Mowa tutaj o rzecznych a dokładnie odrzańskich rynnach, tworzących się za ostrogami pod warkoczem lub w jego najbliższej okolicy. Miejsca te charakteryzują się bardzo twardym dnem przeważnie kamienistym lub żwirowym, a nierzadko piaskowym. Podczas wielu lat spędzonych nad rzeką zauważyłem, że te miejsca upodobały sobie kiełbie, co potwierdzali napotkani nad rzeką spławikowcy - często łowiący dorodne kiełbie na białe robaki. Za niczego winnym kiełbikiem podążają sandacze pasąc się dowoli niczym trawożercy na polanie; zauważyłem jednak, iż grube i leniwe bolenie także upodobały sobie takie menu. Nie reagują jednak na jigowanie gumą w tym miejscu, ale łącząc typowo boleniową przynętę i sandaczową miejscówkę oraz sposób prezentacji można się mile zaskoczyć. Po dopracowaniu techniki można spodziewać się naprawdę tłustych oraz leniwych boleni, a co za tym idzie całkowicie niepłochliwych! Do połowu taką techniką używam dosłownie dwóch modeli woblerów, jednym z nich jest Salmo Thrill.
Używam go, by sięgnąć końca rynny, często jej położenie zbiega się z końcem warkocza, miejscem gdzie wybija i zaczyna kręcić woda - miejsce to dość łatwo wytypować stojąc na brzegu. Thrill potrafi osiągnąć imponujące odległości podczas rzutu dobranym sprzętem, z powodzeniem powinniśmy sięgnąć nawet najbardziej odległe miejscówki. Po dotarciu woblera do celu sprowadzamy go kontrolowanym opadem, na napiętej lince do dna, po czym startujemy energicznym pełnym obrotem korbką kołowrotka, po pokonaniu przez woblera około 10-ciu metrów powtarzamy operację sprowadzając go na dno. Brania powinniśmy się spodziewać w każdym momencie, może ono nastąpić podczas startu woblera a także już pod szczytówką, zawsze jest ono dość agresywne a masę ryby szybko poczujemy na wędzisku. Drugim miejscem, które warto obłowić, jest początek rynny - największy dołek tuż za progiem ostrogi. Aby się tam jednak dostać musimy sięgnąć po zgoła odmienny wobler, ale równie skuteczny na głębinowe rapy - Salmo Hornet. Najczęściej wybieram model 6S w kolorach holograficznych, aby w mętnych odrzańskich wodach na często sporej głębokości był widoczny dla ryby. Aby sprowadzić go w dołek tuż za ostrogą powinniśmy rzucić trochę w górę rzeki, na napiętej lince sprowadzać go do wysokości szczytu cały czas czując opukiwanie kamieni przez ster woblera. W momencie wypłynięcia z kamieni należy energicznym ruchem korbki sprowadzić wobler w dołek, tutaj już prowadzi się powoli i jednostajnie, wyczekując masywnego uderzenia głodnej rapy.
Na załączonych zdjęciach można zobaczyć dwa naprawdę odpasione bolenie, żerujące na ławicach kiełbi w odrzańskiej rynnie. Zostały złowione opisaną przeze mnie wyżej techniką, dwie z tych ryb złowiłem na Horneta 6S Holo, co będziecie mogli niedługo zobaczyć na jednym z moich filmów na YouTube. Trzecia ryba została przechytrzona na Thrilla w dość wartkim nurcie o kamienistym dnie, można powiedzieć w typowo sandaczowym miejscu.
Wędziska, używane do połowu tych ryb muszą być dość długie, średniej akcji i ciężaru wyrzutowego do około 30 g. Jednym z moich ulubionych jest Guide Select Tiger dł. 275 cm c.w. 8-30 g. Do połowu boleni zawsze używam plecionki w rozmiarze od 0,10 mm do 0,12 mm, z obowiązkowym bardzo długim przyponem wykonanym z fluorocarbonu średnicy 0,305 mm lub 0,385 mm – taki przypon zabezpiecza końcowy zestaw przed przetarciami na kamieniach, a także amortyzuje pierwsze, mocne uderzenie ryby.
Krzysztof Żukowski
TEAM PRZEWODNIKÓW WĘDKARSKICH