Ostatnie dni grudnia zawsze wykorzystuję na pełny zegar, przykładam się podwójnie na ile tylko starcza sił. Podczas wędkowania myśli nieustannie się kotłują: to koniec tego dobrego, nadchodzi czas marazmu. Przecież niedługo koniec sezonu. Wykorzystaj czas.
W ciągu ostatnich dwóch miesięcy 2017 roku przeżyłem wspaniałe chwile, nie jestem w stanie opisać ich w jednym artykule. Wróćmy do "ostatków ostatek", czyli ostatnich dwóch dób spędzonych nad moją rzeką.
Kilka dni przed Nowym Rokiem były bardzo ciepłe, słoneczne, z temperaturą sięgającą 10 stopni Celsjusza. Wzrost temperatury wody w moich łowiskach pobudził drapieżniki, o czym sam mogłem się przekonać w godzinach południowych. Wędrując brzegiem rzeki spotkałem znajomego łowiącego na martwą rybkę. Podczas rozmowy usłyszałem głośny spław przy drugim brzegu rzeki. Nie byłem pewien czy to ryba, czy może spłoszony bóbr - w mojej okolicy licznie występujący. Skończyłem rozmowę i już miałem kontynuować marsz w górę rzeki kierując się na rozmytą, starą główkę, gdy zobaczyłem kolejny, tym razem podwójny spław bliżej środka rzeki, w odległości około 40 metrów. Moja pierwsza myśl: to fajna ryba, zejdę niżej i postaram się podać żółtą gumę Lunatic na główce jigowej 15 g.
Stanąłem na szpicu główki i starałem się zarzucać przynętę pod drugą stronę, gdzie nurt rzeki rozbija się i wytraca siłę na kamiennej opasce. W piątym rzucie, gdy wabik wpadł do wody i rozpoczął ostukiwanie dna rynny poczułem silne, podwójne uderzenie i przynęta się zatrzymała. Po zacięciu poczułem, że moja zdobycz kieruje się w górę rzeki. Opanowała mnie wielka radość! Kij wygięty w pałąk, a ryba rozpoczęła prawdziwą walkę o wolność. Od razu wiedziałem, że to duży sum. Ryba stanęła na środku rzeki; żadnego ruchu ani w lewo, ani w prawo. Ponieważ wybrałem się na poszukiwanie sandaczy, uzbrojony byłem w lekki kij z kołowrotkiem i plecionką 0,12 mm. Z pewnością nie jest to wymarzony sprzęt na suma, więc czułem się bezradny. Po chwili wąsisko ruszyło w moim kierunku nie dając za wygraną. Przybliżył się do mnie i znów zatrzymał, tym razem na krótko. Tego dnia miałem pecha, woda zaczęła się podnosić, a ryba kierowała się w dół rzeki. Starałem się z całych sił hamować jej impet, ale okazała się silniejsza i przetarła plecionkę o kamienistą opaskę zostawiając mi tylko 50 metrów nawiniętej plecionki. Cała sytuacja mnie zasmuciła, a nawet zamurowała. Inna sprawa, że zostało dwa dni do końca sezonu, a ja bez plecionki. Ze starej żyłki zrobiłem podkład, dowiązałem resztę plecionki i kontynuowałem łowienie, bo nie wyobrażałem sobie takiego zakończenia sezonu; tym bardziej, że miał to być ostatni ciepły dzień. Udałem się między główki i w pierwszym rzucie z opadu trafiłem na piękne atomowe branie klenia. Pokusił się na rippera Viper Pro.
Pomału zbliżał się koniec dnia, wszystko wskazywało na duży przymrozek wieczorny. Ten piękny zimowy kleń zmotywował mnie nazajutrz do wczesnej pobudki by jak najwcześniej stawić się w tym miejscu. Pogoda nie sprzyjała wędkowaniu. O 4 rano uzbrojony w kij oraz ciepłe ubranie stawiłem się nad wodą. Koniec roku wyzwolił wśród wędkarzy wielką chęć wędkowania i dało się odczuć nasiloną presję, wszyscy chcieli zwycięsko zakończyć sezon i ostatni raz ubrudzić rękę rybą.
Ustawiłem się przy rozmytej starej główce z długim warkoczem. Takie miejsca zawsze obławiam przynętami o różnej wadze. Tego dnia miałem szczęście, skoro świt złowiłem trzy piękne sandacze.
Złowienie swojej życiówki wymaga jednak poświęcenia i wielu wypracowanych nad wodą godzin, koniec roku był dla mnie bardzo łaskawy i obfitował w wiele okazów. A jaki był Twój grudzień?
Szymon Tomera