Leje i wieje. Albo wieje i leje. Tak od tygodni, a może nawet miesięcy. Woda jest wszędzie. Na podwórku, w garażu, piwnicy. W rzece też jest, tylko dlaczego tak dużo?
Zaczynam mieć alergię na wodę, co w przypadku wędkarza może się wydawać nieco dziwne. Nie lubię łowić podczas wielkiej wody. Zdecydowanie lepiej czuję się podczas niżówek. Niestety, od dłuższego już czasu Matka Natura postanowiła uzupełnić niedobory wód na Pomorzu. Czy da się wędkować, kiedy w większości pomorskich rzek wodowskazy pokazują okolice stanów ostrzegawczych? Oczywiście, że się da. Ryby przecież nie wyparowały; były, są i nadal będą w rzece. Żeby je złowić trzeba się dostosować do aktualnych warunków.
Szeroko, płytko i beznadziejnie?
Przyznam szczerze, że w ubiegłym sezonie popełniłem masę błędów. Warunki były trudne, ale koledzy coś tam wydłubali. A u mnie lipa. Ryby były, tylko nie potrafiłem się do nich dobrać. Trafnie ujęła to moja lepsza połowa, kiedy to kolejnego wrześniowego poranka cichaczem wymykałem się nad wodę bąkając coś o końcówce sezonu. "Dla ciebie to sezon się jeszcze nie zaczął." skwitowała (czyżbym wyczuł złośliwą nutkę?) moje poczynania. Oj, zabolało. Zabolało, ale zmusiło do myślenia. Co robiłem źle? Chyba wszystko. Próbowałem łowić na wysokiej wodzie tak jak na panujących od bodajże trzech lat ekstremalnych niżówkach. Rutyna. Paskudna przypadłość. Czego zabrakło do sukcesu? Przede wszystkim rozumu. Ryby na wielkiej wodzie zajmują inne stanowiska, niż na niskiej. Niby to wiedziałem i wiem, ale... No właśnie. Kiedy pewnego dnia kolejny raz wracałem na pusto spotkałem wędkarza na odcinku, który z reguły omijam szerokim łukiem. Na moje pytanie o wyniki odpowiada z szerokim uśmiechem, że zaliczył trociowy komplet i jeszcze jedna ryba mu spadła. Szczęka mi opadła. Tu? Szeroko, płytko i beznadziejnie? Tak tu było podczas stanu wody o półtora metra niższym od tamtego dnia. Przy wysokiej wodzie odcinek okazał się rewelacyjny. Ryby w rzece są, trzeba ich tylko poszukać.
Ekwipunek
A co ze sprzętu zabrać ze sobą? Na pewno spodniobuty, minimum wodery. To też sobie przypomniałem, kiedy kolega zdjął kolejną bodajże trzecią troć z miejsca, do którego nie mogłem dojść w gumowcach. Tak nawiasem mówiąc krótkie buty wcale nie pomagają w pokonywaniu łąkowych rowków i dopływów, które ostatnio na Pomorzu chyba są szersze niż jeszcze kilka lat temu. Bo nie słyszałem, żeby się tu grawitacja zmieniła. Przez moment myślałem, że wszystkiemu winny jest mój chlebak wypchany zresztą całą stertą rzeczy od lat nieużywanych. Pewnego dnia z ciężkim sercem zrobiłem małą reorganizację sprzętu. Przynęty z dwóch wielkich pudeł posegregowałem w kilka mniejszych według zasady: na to łowię zawsze, na to czasem, a na to prawie nigdy.
Okazało się, że na krótki wypad bez problemu mieszczę się w zwykłej kamizelce wędkarskiej. Jedno lub dwa niewielkie pudełka z najlepszymi przynętami, miarka, obcinaczki do linki, szczypce, scyzoryk, paczka agrafek, wodoszczelne etui na dokumenty i kluczyki od samochodu (w wodoodporny telefon zainwestowałem już jakiś czas temu, opłaciło się). Na kilka godzin łowienia wystarczy. A jaka ulga dla ramienia. Na całodzienną wyprawę jednak trochę brakowało mi miejsca. Kanapki, butelka wody lub termos, trochę więcej przynęt, gdzie to upchać? W kamizelce technicznej. Zacząłem używać Chest Packa i powiem szczerze bardzo mi się ten wynalazek spodobał. W przednich kieszeniach trzymam to, co jest niezbędne do łowienia, z tyłu zapasowy sprzęt i prowiant. Super układ szelek i pasków biodrowych sprawia, że kamizelka nie męczy ramion nawet podczas długiego łowienia. Bez problemu Chest Packa można założyć na gruby strój zimowy. Wszystko po odpowiedniej regulacji idealnie dolega do ciała. Nic nie dynda, nie przeszkadza w poruszaniu i cały sprzęt jest wysoko nad wodą. Można bez problemu brodzić w wodzie do pasa i wszystko jest suche. Polecam.
Jutro wolne. Jadę na tę wielką wodę. Przygotowany.
Mariusz Sulima & Klan
TEAM DRAGON