Od zeszłorocznej jesieni mam możliwość łowić kolejnym wędziskiem, które oscyluje w „moich” parametrach.
Kilka miesięcy temu napisałem w artykule o „pierwszym wrażeniu” ze spotkania z tym spinningiem, a dziś, po dłuższym czasie jego użytkowania chciałbym się z Wami podzielić opinią o tym kijku.
Mowa o Dragon Black Rock II, a jego „cyferki” to 3.05 (długość w metrach) i 5-25 (ciężar wyrzutu w gramach). Do tego dochodzi ważna cecha w postaci akcji - Fast. Chodząc brzegami Odry z przypiętymi na agrafce woblerami, lubię „wspomagać” się długimi kijkami i to właśnie wędzisko wybrałem w celu jak najbardziej optymalnego połączenia łowienia dwóch gatunków ryb, właśnie na te przynęty. A dokładnieJ: chodzi o dziennego bolenia i nocnego sandacza.
Więcej o powodach, dla których wybrałem tego „blakroka”, można przeczytać w podlinkowanym na dole artykule pod śródtytułami: „Zastosowanie - ostrogi” i „Zastosowanie - opaski”.
Z żyłką
Tę linkę stosowałem przy łowieniu boleni (Nano Power 0,22 mm) i przyznam, że wyszło z tego całkiem fajne połączenie. Z jednej strony delikatna górna część wędziska i naprawdę wyraźny zapas mocy w dolniku, który przydawał się w momentach, gdy konieczne było siłowe przytrzymanie ryby (np. ucieczka w zalane trawy). A z drugiej strony, umiarkowanie rozciągliwa żyłka, która świetnie współgrała z walorami wędziska będąc dla niego – jak się okazało - idealnym uzupełnieniem. To połączenie sprawiło, że nie było ani za sztywno, ani za miękko. Jest frajda z holu niedużej, powiedzmy 60-ciocentymetrowej rapki (rola delikatnej góry wędziska) i jednocześnie jest potrzebna moc, aby w trudnych warunkach siłowo potraktować grubą osiemdziesiątkę (tu dużą rolę pełni mocny dół – odcinek pomiędzy przelotką startową a uchwytem).
Żyłki także używałem podczas nocnego szukania sandaczy (a konkretnie model Millenium 0,25 mm), gdy temperatura powietrza schodziła wyraźnie poniżej zera. O ile rapy raczej nie pozwalają nam przegapić brania (oczywiście są pewne wyjątki), o tyle sandacze potrafią zrobić to z siłą, której nie poczujemy bez względu na rodzaj zastosowanej linki i najczulszego wędziska. Jednak łowienie nocnych, żerujących mętnookich, to zupełnie inna bajka i nie miałem oporów, aby łowić spinningową żyłką (jednak posiadająca większy współczynnik rozciągliwości od plecionki), która w połączeniu z opisywanym wędziskiem bardzo wyraźnie przekazywała „strzały” nawet z dużych odległości.
Z plecionką
Tę stosowałem podczas łowienia sandaczy (nazwa plecionki Guide 8x 0,15 mm), ale tylko w okolicznościach, gdy w nocy temperatura powietrza nie schodziła poniżej zera. W tym przypadku, nierozciągliwa linka i dość miękki kij (jak na sandacze, rzecz jasna!), również współdziałają sprawiając, że duet jest udany. Hol w głównym nurcie dużej nizinnej rzeki jest zarówno pewny, jak i przyjemny. Wyraźny zapas mocy w dolnej części wędziska to gwarancja, że „wbijemy” się w twardą paszczę mętnookiego, a delikatna część szczytowa powoduje, że nie powstają przesztywnienia, które potrafią gubić ryby.
Plusy i minusy
Wszystko ma swoje plusy i minusy, bez wyjątku. I tak jest z tym kijkiem - bo innej możliwości nie ma. Po tej „dobrej” stronie z przekonaniem stawiam wagę wędziska. Jest bardzo lekkie, bo przy 305 cm długości waży około 160 gramów, co uważam za bardzo dobry wynik. I co najważniejsze, tę lekkość czuć nie tylko podczas pierwszego „wzięcie do ręki”, ale także podczas intensywnego łowienia.
Oczywiście nic z lekkości, gdy wędka jest źle wyważona, ale w tym przypadku - bez przesadnego słodzenia - jest ono na bardzo wysokim poziomie i spinning nie leci, jak to mówią wędkarze, na pysk. A optymalna długość dolnika sprawia, że łowienie jest naprawdę wygodne. Przyznaję szczerze, że tak udane połączenie tych cech bardzo pozytywnie mnie zaskoczyło. Obawiałem się, że przy tak długim kijku i dość krótkim dolniku (38 cm), będzie ciężko o dobre wywarzenie, ale myliłem się. Jest ono zdecydowanie „trafione”. Naturalnie, wiele też zależy od wagi kołowrotka. W moim przypadku, najczęściej podpinane były młynki w rozmiarze 30(00) (Team Dragon Z) i 35(00) (Fishmaker II). Oba bardzo fajnie zdały egzamin. Co prawda różnica była niewielka, być może dla wielu niewyczuwalna, ale najlepiej pasowało mi połączenie z „zetką”, która przy 331 gramach jest cięższa od nieco większego „kolegi” o 25 g.
Kolejnym plusem jest „ciepły uchwyt”, który pozornie wydaje się być czymś banalnym, ale gdy przyjdzie nam łowić przy niskich temperaturach, wówczas docenimy „czarną gąbkę”. Następnym plusem (i to zdecydowanie) jest cena, która w porównaniu z jakością i przyjemnością obsługiwania tego wędziska jest naprawdę niewielka. Za ten konkretny model, będziemy musieli zapłacić ok. 250 zł.
Minusy? Dla mnie nie jest to spinning do łowienia podczas większych mrozów. A to za sprawą przelotek, które są małe i pozbywanie się z nich lodu jest w pewnym sensie utrudnione. Oczywiście, łowić się da, ale „odmrażanie” małych przelotek po prostu trwa trochę dłużej.
Reasumując
Po większej ilości godzin „wspólnie” spędzonych nad brzegiem Odry, po złowieniu sporej ilości ryb różnych gatunków (w tym kilku naprawdę pięknych), po wykonaniu tysięcy rzutów różnymi przynętami z użyciem różnorodnych linek, mogę jednoznacznie stwierdzić następująco: tak, to jest naprawdę fajny kij. Oczywiście należy pamiętać o opisanych warunkach użytkowania przez mnie.
W obu przypadkach, łowienie - zarówno żyłkowe boleni, jak i plecionkowe sandaczy - jest bardzo przyjemne i skuteczne. Długość i „wypośrodkowana” akcja oraz ciężar wyrzutowy sprawiają, że można bez obaw (o cokolwiek) cieszyć się tym jednym wędziskiem z - właściwie bezkompromisowego - łowienia boleni, sandaczy. I warto pamiętać, że blankowi mocy nie zabraknie podczas walki z rekordowym okazem
Więcej o Black Rock II
Mariusz Drogoś
TEAM DRAGON