Który hak jest dobry: ostry, niełamliwy czy chwytliwy? A może po prostu taki, dzięki któremu wyjmiemy rybę bez zagłębiania się w jego zalety czy przeznaczenie?
Jeśli jakiś hak nie spełnia naszych oczekiwań, to włączamy serię krytyki i często bezmyślnie winą obarczamy handlowca, który nam sprzedał a w kolejnym kroku prawie całą Azję czy Norwegię, które naszym zdaniem wyprodukowały szmelc. Czy słusznie?
Gdy wrócimy do tradycyjnych podręczników wędkarstwa, znajdziemy w nich przepisy na skompletowanie zestawu. Pewnie ze zdziwieniem wszyscy doczytają, że najsłabszym elementem naszego zestawu powinien być haczyk. Wcale nie było to takie proste i jasne, bo w czasach żyłki można było używać tylko tzw. druciaków. Te z kolei były rozginane przez ryby. Nasi nauczyciele wędkarstwa nie przypadkiem zalecali, aby to właśnie haczyk był najsłabszy. Wynikało to z szacunku i troski o ryby, które nie są przecież naszymi wrogami. Polecali takie rozwiązanie wiedząc, że ryby potrafią zdemolować nasz zestaw i aby je ochronić, powinniśmy osłabiać właśnie ten element naszej wędki - haczyk.
Jednak i oni uprawiali orkę na ugorze, ponieważ pomimo ich rad, społeczność wędkarska i tak wiedziała swoje. Rozginanie druciaków było uznawane za porażkę, a kto lubi przegrywać? Dlatego też zaczęto stosować inne haki. Jako dobre uznawano haki kute, czyli takie, przy których to raczej strzelała żyłka. Owszem wtedy narzekano na żyłkę, ale na hak już nie było powodów. Jednak czy słusznie? Przecież go tracono? Jednak cena nie była zbyt duża, a przypon minimalizował straty.
Wraz z rozwojem przemysłu i dostępności towarów niewyprodukowanych w Polsce zaczęły pojawiać się na naszym rynku haki, które nie były ani druciakami ani kutymi, raczej topornymi wyrobami. W tamtych czasach nawet powstał pogląd oceniający właściwą elastyczność drutu haków. Idealny powinien raz się odgiąć a przy powrocie i kolejnej próbie powinien już pęknąć. Nie miało to wielkiego wpływu na podejście do najsłabszego elementu zestawu, dalej królowały żyłki, więc na ustępliwość haków nie zwracano większej uwagi.
Przyszedł jednak czas plecionek, wielokrotnie wytrzymalszych od żyłek. Okazało się, że często stosowane wcześniej haki zaczęły się rozginać na zaczepach i rybach. Co najgorsze, część wędkarzy zaraz określiła je chłamem, śmieciem. Wygląda na to, że ponownie obudził się w nich duch przegranej. Jak widać, do dzisiaj nie upowszechniła się zasada, że to najbliżej ryby ma znajdować się najsłabsze ogniowo naszej wędki. Można by to (za przeproszeniem) olać i robić tylko mocne haki, mogące wytrzymać każde obciążenie. Tylko, jakie są tego konsekwencje? Na pewno niezbyt miłe dla ryb. A przy okazji mocno dla niej ryzykowne. Plecionka potrafi pęknąć w wielu miejscach. Wyobraźmy sobie, co przeżywa ryba pływając wśród roślinności z kilkunastoma metrami linki. Nie do pozazdroszczenia wizja, prawda? Duża szansa, że ryba się zamęczy i po prostu zdechnie. Czy tego chcemy?
Druga sytuacja to, gdy taki sam zestaw (czyli wiele metrów linki i przynęta) urywamy na zaczepie. Czy na pewno chcemy zaśmiecać (jeszcze bardziej niż musimy) nasze wody? Niejednokrotnie, w pełni sezonu w ciekawych miejscówkach nie łowię ryb, tylko resztki czyichś zestawów! Nie lubię tego, jak zresztą i większość z nas.
Nie piszę o tym w ten sposób, aby namówić do stosowanie wyłącznie "miękkich" haków w naszych główkach jigowych. Jednak pamiętajmy, aby zgodnie z tymi tradycyjnymi zasadami uzbrajać nasze zestawy. O haku już pisałem, a teraz pragnę zwrócić uwagę na jeszcze jeden pospolity błąd. Wytrzymałość agrafki i przyponu także powinna podlegać tym zasadom. Jakże często widzę nad wodami przypony szczupakowe, które bez powodu mają większą wytrzymałość niż plecionka. Jakiś postęp już w tej dziedzinie widać, niektórzy producenci zaczęli podawać wytrzymałości przyponów mających uchronić przed szczupaczymi zębami. Jednak i w tej materii mamy jeszcze dużo do zrobienia.
Myślmy, jakie zbrojenie najlepiej spełni swoje funkcje.
Zasadę wzrostu wytrzymałości wędki wraz ze zbliżaniem się do wędkarza można oczywiście złamać. Są sytuacje, które niejako tego wymagają. Zbyt elastyczny hak może uniemożliwić na przykład skuteczny hol. Jednak wszystko to należy robić świadomie i być w pełni odpowiedzialnym za swoje decyzje. Wtedy minimalizujmy swój negatywny wpływ na rybę i środowisko, choćby poprzez zwiększenie wytrzymałości stosowanej linki. Możemy stosować słabsze przypony itd. Wtedy też będziemy świadomie wybierać sprzęt i akcesoria, przy pomocy których łowimy. Nie będziemy też mieli bezpodstawnych pretensji do producentów. No chyba, że rzeczywiście to będzie bubel (wtedy sam będę pierwszym z pretensjami), nie zaś specyficzna cecha naszego sprzętu, którą należy tylko odpowiednio wykorzystać. Jakoś nie mamy nigdy pretensji, że delikatną okoniówką nie wyholujemy dużego suma. Tego mamy świadomość.
Sławek Kurzyński
TEAM DRAGON