Wędkarze próbując przechytrzyć ryby drapieżne odwołują się do ich najbardziej pierwotnych instynktów.
Doświadczony łowca doskonale wie, że złowienie okazałego drapieżnika nie wiąże się tylko i wyłącznie z podaniem mu odpowiedniego pokarmu lub jego imitacji. Dobry spinningista, oprócz wielu sprawdzonych przynęt dostosowanych do danego łowiska oraz gatunku poławianej ryby, powinien posiadać umiejętności obsługi i akcesoria do różnych technik połowu. Spinningista zdecydowanie musi wychodzić poza zakres standardowego podawania imitacji pokarmu nawet najróżniejszymi sposobami i w najbardziej perfekcyjny sposób. Wiąże się to bezpośrednio z zachowaniem drapieżnika w dni, kiedy żeruje naprawdę słabo lub w ogóle; co nie oznacza jednak, że nie możemy go złowić albo przynajmniej sprowokować do ataku. W takie właśnie dni powinniśmy odwołać się do niuansów natury i instynktu drapieżcy, a zatem zostawiamy ten podstawowy, jakim jest chęć zaspokojenia głodu i skupiamy się np. na terytorializmie, instynkcie przetrwania lub typowej dla gatunku agresji. Każde z zachowań drapieżnika wynikające ze wspomnianych instynktów możemy z powodzeniem wykorzystać w łowisku, co zapewne uchroni nas od całkowitej porażki podczas mizernej aktywności ryb.
W świecie drapieżników łatwo możemy wyszczególnić kilka gatunków charakteryzujących się typowym zachowaniem powodowanym jednym z instynktów, które sprytny spinningista może wykorzystać. Głównie będą to szczupaki i sandacze, te pierwsze nie są rybami wybitnie terytorialnymi, ale mają bardzo silny instynkt przetrwania; starają się eliminować swoich konkurentów, co skłania je do kanibalizmu i bardzo dużej związanej z tym agresji. Od lat wędkarze wykorzystują te cechy, zdobiąc swoje przynęty na podobieństwo małych szczupaków; te niezwykle często padają łupem dużych osobników tego samego gatunku. Nie zawsze ataki takie spowodowane są żerowaniem szczupaka, raczej mało prawdopodobne, aby w normalnym akwenie odżywiał się tylko mniejszymi pobratymcami. Często powodem ataku jest chęć wyeliminowania konkurencji pokarmowej, o czym decyduje umiarkowany terytorializm oraz ogromna dawka agresji. Z kolei sandacze jednak dość trudno i ciężko byłoby regularnie kusić imitacją mniejszego okazu tego gatunku. Co prawda, podczas pilnowania przez samca gniazda mały osobnik zapuszczający się w jego okolice zostałby na pewno potraktowany jako przekąska, mimo tego wędkarskie połowy tej ryby w taki sposób nie mają uzasadnienia i nie są efektywne - ryba ta pobiera całkowicie inny pokarm przez większą część roku.
Za idealny przykład może nam posłużyć pstrąg potokowy, bowiem charakteryzuje się dużą agresją oraz skrajnym terytorializmem, co skłania go do regularnego kanibalizmu. Od lat znawcy tematu wiedzą, iż najlepsze pstrągowe woblery to te imitujące pstrążki.
Biorąc pod uwagę powyższe, jeżeli chcemy znacznie zwiększyć szanse na spotkanie z kropkowanym kolegą, podstawowym arsenałem w pudełku powinny być woblery imitujący pstrąga w najróżniejszych odcieniach, „malowaniach”, o najróżniejszej pracy, wyporności i wielkości. I tak żerującego pstrąga możemy z powodzeniem kusić woblerami najczęściej wielkości 5-7 cm, w zależności od malowania, wyporności i pracy; takiej wielkości przynęta jest najbardziej uniwersalna. Znając charakterystykę łowiska możemy już pobawić się w szczegóły, np. intensywność barw, która u pstrąga zależy w głównej mierze od koloru dna i wody. Wyporność, czyli wobler pływający lub tonący, także musimy dostosować do charakterystyki naszej rzeki, a nawet odcinka czy konkretnej miejscówki. I tak woblery pływające świetnie nadają się do spławiania z nurtem, spławiane pod nawisy, podmyte burty. Wobler tonący, co za tym idzie przeważnie cięższy, wybieram do obłowienia głębszych miejsc, niewielkich dołków i rynienek oraz tam, gdzie woblery pływające typu SDR (czyli bardzo głęboko nurkujące) nie zdążyłyby zejść na odpowiednią głębokość. Także w dni bardziej wietrzne, na otwartej przestrzeni oraz do rzutów precyzyjnych na dalsze odległości także wybieram niewielkie, cięższe wersje tonące. W takich okolicznościach najczęściej posługuję się woblerami Salmo Minnow oczywiście w kolorze pstrąga, w rozmiarach 5-7 cm oraz wersjach tonącej i pływające. Prowadząc przynętę w poprzek nurtu, z prądem i pod prąd szybko mogę określić, czy ryba żeruje, czy chętnie wychodzi do przynęty, podnosi się lub goni ją na większej odległości. Jeżeli tak się dzieje, to wiem, że pstrągi w tym momencie żerują i nie muszę dokonywać diametralnych zmian - wystarczy trochę obserwacji i dopracowanie sposobu podawania i prowadzenia przynęty. Kolejnym bardzo ciekawym woblerem, którego Wam polecam, jest Salmo Fanatic, typowy łamaniec o wężowatej pracy, długości 7 cm. Jeżeli dobrze się przyjrzeć jego pracy zauważymy, iż zachowuje się niemal identycznie jak z wolna spływający w dół rzeki pstrąg, lub też stojący za kamieniem w spowolnieniu nurtu. Taka praca może także imitować duże minogi, którymi pstrągi uwielbiają się zajadać w czasie ich tarła. Niejednokrotnie w kwietniu można spotkać grube, napchane minogami pstrągi – łatwo to zauważyć w chwili lądowania pstrąga, ponieważ w takim momencie drapieżnik nierzadko zwraca treść pokarmową.
Gdy pobieżnie obławiając tą techniką kilka miejscówek nie zauważamy wyjść pstrąga, a tym bardziej odprowadzania przynęt a jedynie niemrawe puknięcia, możemy być pewni, iż ryba w tym czasie żeruje chimerycznie lub wcale. Dalsze, nawet najbardziej precyzyjne podawanie pokarmu w tej postaci może okazać się tylko stratą czasu. W tej sytuacji musimy zastosować oparte bardziej na psychologii (behawiorze ryb) techniki i odnieść się do najbardziej pierwotnych instynktów pstrąga, czyli terytorializmu i związanej z tym wrodzonej agresji. Po odnalezieniu miejsca, gdzie „wściekłe” pstrągi przebywają spróbujmy podać im trochę większą i bardziej agresywną, nawet hałasującą przynętę. Na początek warto podać większy wobler, ale nadal o delikatnej akcji, wyśmienicie się do tego nadaje model Minnow w rozmiarze 9 cm i w szatach (malowaniu) pstrąga. Podany w pstrągowy dołek lub w podmycie burty i przytrzymany w miejscu na kilka sekund, może doprowadzić odpoczywającego tam pstrąga do prawdziwej furii, którą najpewniej wyładuje potężnym uderzeniem w wobler.
Czująca zagrożenie ze strony mniejszego rywala ryba często potrafi uderzyć zamkniętą paszczą, przez co zdarzają się ryby niezacięte w paszczy, lecz w policzek lub podgardle. W tej technice możemy także stosować woblery o bardziej agresywnej pracy, jak Hornet oraz Rattlin’ Hornet pobudzający dodatkowo do agresji wbudowanymi kulkami, wydobywającymi pod wodą głośny, naprawdę drażniący ryby dźwięk.
Mam nadzieję, że przedstawione przeze mnie bardziej psychologiczne a mniej techniczne podejście do połowu ryb drapieżnych, rzuciło Wam trochę światła na ten aspekt pogoni za kolejnym upragnionym kropkiem. Bywa, że nawet najlepsza imitacja pokarmu nie potrafi skusić ryby do ataku, nawet poprowadzona najlepszą i sprawdzoną techniką. Wtedy właśnie powinniśmy bez zawahania sięgnąć do pierwotnych instynktów drapieżnika, kanibalizmu, terytorializmu i najczystszej w swojej postaci agresji!
Krzysztof Żukowski
TEAM PRZEWODNIKÓW WĘDKARSKICH