Coraz częściej, o ile nie w stu procentach przypadków, nasze poszukiwania rozpoczynamy od ,,skarbnicy wiedzy", do której należą m. in. fora internetowe. W dobie Internetu oraz towarzyszącemu nam pośpiechowi, fakt ten jest jak najbardziej zrozumiały, ale czy rzeczywiście jest to słuszne rozwiązanie?
Moim zdaniem nie ma sensu negować plusów płynących z doświadczeń innych kolegów, ale z drugiej strony możemy również spotkać się z wypowiedziami o wątpliwej wartości merytorycznej.
Często zadając pytanie o konkretny sprzęt do wybranej metody czy techniki połowu, która nas interesuje otrzymujemy „gotowy przepis” pozbawiony rzeczowych i konkretnych argumentów.
Jako że sezon pstrągowy niedawno się rozpoczął, wielu wędkarzy zdecydowało się bądź w niedługim czasie zdecyduje na zakup swojego pierwszego spinningu pstrągowego. Jestem pewien, że wielu z nich zderzy się z prawdziwą batalią toczącą się pomiędzy zwolennikami tradycyjnych rozwiązań, a panującą obecnie modą na ultralajtowe pstrągowanie.
Jeszcze do niedawna sam stałem przed podobnym dylematem w kwestii doboru odpowiedniego zestawu i nie ukrywam, że po przewertowaniu wielu stron, for i grup na portalach społecznościowych moje wątpliwości nie zostały niestety rozwiane.
Stara szkoła pstrągowania mówi krótko i zwięźle: sprzęt musi być mocny i z pozoru nieadekwatny do łowiska czy też używanych przynęt. Nowa szkoła natomiast przeciwstawia się temu całkowicie proponując delikatne wędziska i cienkie linki. Nauczony doświadczeniami z poprzednich sezonów w żaden sposób nie byłem w stanie opowiedzieć się po żadnej ze stron, dlatego też musiałem znaleźć odpowiedni kompromis. Na szczęście, dzięki pomocy Waldemara Ptaka, w niedługim czasie stałem się posiadaczem spinningu z serii CXT, a dokładnie modelu MS-X 2,44 m w przedziale rzutowym 3-18 g.
Pierwsze wrażenie
MS-X do 18 g to najdłuższy i najmocniejszy przedstawiciel spinningów MicroSpecial. Już przy pierwszym kontakcie robi bardzo pozytywne wrażenie. Blank w kolorze burgundowym kolorystycznie współgra z omotkami przelotek oraz czarną pianką EVA na dzielonej rękojeści, dodatkowo ozdobionej złotymi pierścieniami. Jakość wykonania stoi na najwyższym poziomie. Nie ma tutaj mowy o nadlewkach lakieru czy też innych podobnych „smaczkach”. Opis wędziska nie jest krzykliwy i idealnie komponuje się z minimalistycznym, ale nowoczesnym i dobrze przemyślanym designem całości.
W akcji
Pierwsza rzecz, na którą zwróciłem uwagę to krótka i dobrze leżąca rękojeść. Manewrowanie wędziskiem, prowadzenie wabików wymagających nieco więcej inwencji oraz rzuty w trudnym terenie, to po prostu bajka. Nic się nie zahacza o kamizelkę czy inne elementy naszego ekwipunku. Całość jest bardzo dobrze wyważona.
Kolejna sprawa to sama akcja i praca blanku pod obciążeniem. Dragon trafnie opisał akcję wędziska jako szybką, o progresywnym ugięciu. Wyraźnie czuć dynamikę oraz spory zapas mocy w dolniku. MS-X jest przy tym niesamowicie czuły, ale o tym za chwilę.
Całość sprawia wrażenie szybkiej i finezyjnej konstrukcji, ale to półprawda, ponieważ jest ona w stanie znieść i wytrzymać naprawdę sporo. Hol silnej i walczącej w wartkim nurcie ryby to prawdziwa przyjemność i czysta formalność - ryby najzwyczajniej w świecie z niej nie spadają. Praktycznie wszystkie zacięte pstrągi bez problemu trafiały do podbieraka, aby po chwili wrócić do swojego królestwa w doskonałej kondycji. Dzięki drzemiącej w dolniku mocy, jesteśmy w stanie przytrzymać większego pstrąga i uchronić przed wpłynięciem w zawadę, co jak wiadomo najczęściej kończy się stratą naszej zdobyczy wraz z ulubioną przynętą; co nie jest niczym miłym ani dla nas, ani tym bardziej dla ryby.
Na szczególną uwagę zasługuje sam zakres wyrzutowy MS-X. Opisany przez producenta od 3 do 18 g jest trafiony, przy czym należy zauważyć, że kijek bez problemu obsługuje przynęty o wadze poniżej dolnej granicy. Rzucanie lekkimi dżigami czy delikatnie obciążonymi gumkami nie stanowi żadnego problemu, nawet jeśli zastosujemy - jak w moim przypadku - żyłkę o średnicy 0,18-20 mm. Mało tego, dzięki niesamowitej czułości mamy pełną kontrolę nad naszą przynętą.
Wędzisko radzi sobie bardzo dobrze z szerokim wachlarzem typowych przynęt pstrągowych. Bez problemu obsłuży większe, nawet 7-centymetrowe woblery o umiarkowanej pracy i stosowane na początku sezonu blaszki wahadłowe i obrotowe, przynęty gumowe.
Moje łowiska
Imponująca uniwersalność MS-X to jego niezaprzeczalny atut, ale z pewnością nie na każdym łowisku. Wykorzystuję go podczas pstrągowania na niewielkich rzeczkach Ziemi Świętokrzyskiej, gdzie jego długość oraz moc jest zupełnie wystarczająca praktycznie w całym sezonie pstrągowym. Z pewnością, wybierając się na Pomorze, San czy górną Wisłę, zdecydowałbym się na coś mocniejszego i dłuższego, ale w tym konkretnym wypadku charakter wymienionych łowisk po prostu tego wymaga. Jedyna rzecz, która może obniżać komfort łowienia podczas ujemnych temperatur to niewielka średnica przelotek. Umieszczone blisko blanku na krótkich stopkach np. gwarantują lepsze przekazywanie bodźców, ale coś za coś.
MS-X to bardzo udana i przemyślana konstrukcja. Nie można odmówić mu ani walorów wizualnych, ani tym bardziej użytkowych. Na niewielkich rzeczkach, leśnych strumykach czy łąkowych odcinkach ciurków z powodzeniem możemy wykorzystywać go przez cały sezon.
Szeroki zakres wyrzutowy, czułość oraz dynamika umożliwia wykorzystywanie szerokiego wachlarza przynęt począwszy od większych wabików twardych i gumowych (zima i przedwiośnie), poprzez różnego rodzaju imitacji żabek (wiosna), kończąc na dżigach i niewielkich imitacjach różnego rodzaju żyjątek oraz narybku (lato i jesień).
Nigdy nie byłem zwolennikiem bardzo delikatnych zestawów wykorzystywanych do połowu pstrągów. Nie przemawia do mnie również stosowanie bardzo mocnego sprzętu. Musiałem znaleźć rozwiązanie umożliwiające mi odpowiedni komfort łowienia oraz dające gwarancję niezawodności i mocy w przypadku starcia z większym przeciwnikiem. Zapytacie czy się udało? Z pełną świadomością odpowiadam: TAK!
Testowanego MS-X zestawiłem z kołowrotkiem Team Dragon 1025iC z nawiniętą na szpulę żyłką X-Treme Spinn 0,18 mm (na drugiej, zapasowej szpulce znalazła się nieco grubsza 0,20 mm Kuromasu Lure Soul). Takim zestawem operuje się komfortowo i nie męczy ręki, a przy tym dzięki dobremu wyważeniu i fajnej, krótkiej rękojeści wędziska manewrowanie nim nawet w trudnym terenie jest przyjemnością.
Jeśli chodzi o samą żyłkę, jeszcze w tej połowie sezonu używam X-Treme Spinn, ponieważ podobnie jak serie HM80 oraz Momoi (np. Kuromasu Lure Soul) nigdy mnie nie zawiodły, a co najważniejsze trzymają swoje parametry przez długi okres czasu.
Piotr Czerwiński
TEAM DRAGON