Łowcy przemierzający ze spinningiem w ręku trudne kilometry brzegami rzek nie mają łatwego życia.
Wiosną, latem, jesienią czy zimą, zawsze natrafiają na swej drodze ciężki teren, nierzadko i warunki pogodowe utrudniają wyprawy. Wówczas spinningiści stają przed dylematem nie mniejszym, jak kobiety wychodzące z domu próbujące dobrać garderobę.
Wędrówka i ilość sprzętu
Wiem z doświadczenia, iż na długie wędrówki ze spinningiem nie jestem w stanie zabrać nawet ułamka wędkarskiego szpeju, a już na pewno nie wszystko to, co by mi się przydało akurat tego dnia. Latem, ze względu na wysokie temperatury, na pewno pomija się część sprzętu na rzecz zimnych płynów z zapasem na cały dzień, zimą - na rzecz termosu z gorącym napojem, a także większej ilości ważących przecież nie mało ubrań. Wiosna i jesień też nie jest idealna, raz jest nam za zimno, a raz zbyt gorąco; nawet czyniąc starania w spakowaniu różnej grubości garderobę oraz sprzęt wędkarski na każdą okoliczność - nie damy rady. Nie ma wyjścia, musimy się ograniczyć do najmniejszej jego ilości, najlepiej jak umiemy przewidzieć warunki zastane nad wodą, właściwy (czyt. skuteczny) rodzaj czy typ przynęt oraz ich zakres wagowy. Wiele bym dał, aby posiąść wiedzę jakiż to gatunek będzie aktywny w danym dniu – a z tym nigdy nie wiadomo, co jest normą w mojej rzece.
Pojawia się wariant
Co jednak w sytuacji, kiedy wybieramy się nad dużą rzekę nizinną, przykładowo Odrę? Warto wiedzieć, że bywają tzw. rybne sezony (ta rzeka sprawia niespodzianki, raz jest rybna, innym razem – nie), ale też trafiają się duże odcinki z wodną pustynią i każda ryba jest z mozołem wypracowana. Jednak najważniejszym czynnikiem jest imponujący przekrój gatunkowy ryb.
Wychodząc z domu na jesienny spinning możemy liczyć na spotkanie zarówno z pięknym okoniem, kleniem, boleniem, szczupakiem, sandaczem jak i sumem. Każdy z tych gatunków teoretycznie wymagać będzie innego przygotowania taktyki i sprzętu, innych przynęt, innej techniki a już na pewno wędziska.
Już wspomniałem, że życie rzecznego, brzegowego spinningisty jest pełne trudnych wyborów oraz wyrzeczeń. Oczywiście możemy wziąć nad wodę kilka toreb z przynętami, dwa a nawet trzy zestawy wędzisk. Jednakże gwarantuję, że objuczeni nie dojdziemy daleko, a sama wyprawa będzie niekomfortowa – może nawet stworzymy sobie piekiełko zamiast relaksu. Jeżeli chcemy zwiększyć swoje szanse na spotkanie z drapieżnikiem, niekoniecznie jednego gatunku, weźmy kilka przynęt więcej, ale tylko jedno wędzisko. Dobrze rozłożone w kamizelce obciążenie w znaczący sposób nie ograniczy naszej mobilności i sprawności, jak uczynią to dwa-trzy wędziska; tym sposobem będziemy mogli zajść zdecydowanie dalej i obłowić więcej ciekawych stanowisk ryb.
Mam swój styl
Wędzisko, jakie wybrać? Uniwersalne, chciałoby się rzec; niestety, prawda jest taka, że takie wędzisko nie istnieje. Stara mądrość ludowa mówi, że jeżeli coś jest do wszystkiego, to zapewne jest do niczego. Warto o tym pamiętać.
Opowiem Wam, w jaki sposób ja do tego tematu (wyboru) podszedłem i jakie wędzisko ostatecznie wybrałem. Dodam, że znakomicie sprawdziło się podczas łowienia ze stanowisk brzegowych ostatniej jesieni i zacząłem je nawet zimą zabierać na łódź - oczywiście celem zmniejszenia ilości wędzisk na pokładzie.
Mowa tutaj o naprawdę świetnym wędzisku Dragona Fishmaker II Jig. Użyłem do połowów w Odrze modelu długości 2,75 m ciężaru wyrzutowego 4-21 g, czyli wersję najdłuższą i najmocniejszą z dostępnych.
Dlaczego ten model? Lubię łowić wklejanką w rzece i to wcale niemałe ryby, jakie się na ogół przyjęło łowić wklejanką. I dlatego wybór padł na najmocniejszy Fishmaker II – ten blank ma świetny zapas mocy i kto miał to wędzisko w ręku, przyzna mi rację.
Pora drapieżników
Jesień dla mnie jest najlepszą porą na prawdziwe drapieżniki, czyli te z zębami jak szczupak i sandacz, dlatego wędzisko i zestaw uszykowałem głównie pod te ryby. Do Fishmakera podpiąłem nowego Team Dragona Z w rozmiarze 1030i, który nie boi się cięższej roboty, a do tego swoją masą świetnie wyważa to wędzisko. Na płytką szpulę nawinąłem plecionkę Ultra 8X Nano średnicy 0,10 mm, a 135 m idealnie wypełniło szpulę kołowrotka (dobrze to widać na zdjęciu), kolejne zwoje plecionki schodzą ze szpuli bardzo gładko, co zdecydowanie zwiększa i tak już duże możliwości rzutowe. Dlaczego wybrałem tak cienką plecionkę do połowu niemałych i silnych ryb, sandaczy i szczupaków? Odpowiedź brzmi: plecionka ta jest najwyższej klasy i bezgranicznie można jej zaufać, jeżeli chodzi o wytrzymałość; sparowana z bardzo precyzyjnym hamulcem nowego Team Dragona oraz świetnie amortyzującym wszelkie zrywy wędziskiem tworzy naprawdę groźną, rzeczną szpadę.
Fishmakera II zeszłej jesieni wybadałem najbardziej szczegółowo jak tylko się dało. Był ze mną chyba w każdych możliwych warunkach na dużej, nizinnej rzece. Przemierzyłem z nim dziesiątki kilometrów brzegami Odry, zarówno w dzień jak i w nocy, w słońce, deszcz i mróz. Z powodzeniem łowiłem z jego udziałem fajne odrzańskie okonie, sandacze oraz szczupaki, a także kilka przypadkowych boleni – dał radę. Jak wspomniałem, wędzisko zrobiło na mnie pozytywne wrażenie i zacząłem zabierać je nawet na łódź. Tutaj także się sprawdziło, mimo sporych rozmiarów łowienie nim było nadal przyjemne, rzuty były ekstremalnie dalekie, czułość dzięki wklejanej pełnej szczytówce najwyższa z możliwych. A co najważniejsze, nadal dysponowałem blankiem o sporej mocy na wypadek spotkania z naprawdę dużym przeciwnikiem. Chciałbym, abyście spojrzeli na zdjęcia jazgarza (malutkiej ryby), którego branie z opadu było widoczne bardzo dobrze, co pozwoliło zaciąć rybę w tempo. Spójrzcie także na piękną odrzańską mamuśkę, która także skubiąc podaną w opadzie gumę dostarczyła mi nie lada emocji i co najważniejsze, dogłębnie zweryfikowała zbudowany przeze mnie zestaw. Tenże początkowo nie wydawał się aż tak czuły, precyzyjny i mocny.
Podsumowanie
Nasunęła mi się puenta. Ostatnimi czasy, aby w środowisku wędkarskim uchodzić za modnego (bądź na topie – jak kto woli), a przede wszystkim za specjalistę spinningowego, nie powinno się wypowiadać słów uniwersalny, a już na pewno wklejanka czy wahadłówka, bo inaczej zostaniesz okrzyknięty na forach "Januszem wędkarstwa". Prawda jest jednak taka, iż w rękach wprawnego spinningisty zarówno wahadłówka, jak i wklejanka mogą stanowić zabójczą broń, zdolną bardzo szybko sprowadzić do parteru niejednego specjalistę od najmodniejszych, najbardziej wyszukanych wędkarskich rozwiązań.
Z wędkarski pozdrowieniem, "Janusz wędkarstwa" Kapitan Szczupak
Krzysztof Żukowski
TEAM PRZEWODNIKÓW WĘDKARSKICH