Jak co roku, w majówkę setki wędkarzy wyruszą nad wodę w poszukiwaniu szczupaków i boleni. Efektem tego jest niestety tłok nad jeziorami i rzekami.
Za tym ściskiem osobiście nie przepadam, stąd też w zeszłym roku podjąłem decyzję o ominięciu zatłoczonych zbiorników i wybraniu bardziej kameralnych miejsc, które w tym okresie są omijane; mowa tu o małych rzeczkach zamieszkiwanych przez klenie, nierzadko pstrągi oraz lipienie, czyli wprost wymarzone ryby do łowienia na muchę.
Dlaczego maj?
Jednym z powodów mojej decyzji jest oczywiście chęć uniknięcia wspomnianego tłoku nad wodą, drugim zaś to, że właśnie na maj przypada rójka jętki; uwielbianej przez wszystkie ryby, które na te kilka krótkich dni stają się wyjątkowo mało ostrożne, przez co łatwiejsze do złowienia. Trafić na okres, w którym wylatują te największe jętki, jest wyjątkowo trudno. O ile larwy tych owadów żyją nawet kilka lat, o tyle ich dorosła postać wylatuje jedynie na jeden bądź kilka dni (stąd często używana nazwa jętka jednodniówka). Ich cykl życiowy jest bezpośrednio związany z wodą, tu żyją i umierają po odbyciu krótkiego, ale bardzo widowiskowego aktu. Właśnie podczas tych miłosnych igraszek padają często łupem wygłodniałych ryb, które „tracą dla nich głowę”, czyli stają się wyjątkowo mało ostrożne.
Maj to jednak nie tylko czas jętki, ale także wielu innych owadów. Ogólnie rzecz biorąc można śmiało powiedzieć, że przyroda budzi się do życia, a ryby to wykorzystują, więc nawet jeśli nie uda nam się trafić w rójkę, to mamy duże szanse połowić. Jak się do tego przygotować?
0,16-0,12 mm
Zawsze staram się minimalizować ilość zabranego sprzętu oraz jego gabaryty; chcę, by łowienie było miłe, lekkie, a przede wszystkim przyjemne. Całe moje wyposażenie musi zmieścić się w kieszeniach kamizelki, stąd też nad wodę zabieram jedynie pudełko z suchymi muchami, kilka szpulek żyłki o średnicach od 0,16 mm do 0,12 mm. Dlaczego aż taka rozbieżność grubości? Otóż chodzi o to, jak chętne do żerowania będą ryby i jak dużych much będę używać. W przypadku kleni staram się nie schodzić poniżej 0,14 mm, a pstrągów i lipieni - 0,14 mm bądź 0,12 mm. Na potrzeby majowego łowienia takie grubości dobrej jakości żyłki w zupełności wystarczą i pozwolą łowić w każdych warunkach.
Team Dragon FX #4 z dużą energią
Kolejnym ważnym elementem jest wędka. Dla mnie musi ona być lekka i pozwolić na bezpieczny hol dużego pstrąga, klenia. Ku mojej uciesze stałem się niedawno posiadaczem ciekawej i spełniającej moje wymagania wędki, mianowicie Team Dragona FX w #4 klasie. Dużym plusem była dla mnie jej czteroczęściowość, co pozwala na łatwy i bezpieczny transport w twardej tubie dołączonej do wędki podczas zakupu. Fajnym patentem, który tutaj zastosowano i który umila wędkarzowi życie są kropki na zakończeniu każdej z części, dzięki czemu wygodniej i łatwiej jest rozłożyć ją prosto; niby drobna rzecz - a cieszy. Do tego, Team Dragon FX, w połączeniu z kołowrotkiem pod tą samą nazwą, tworzą bardzo lekki i elegancki zestaw, a kolor blanku perfekcyjnie wprowadza klasyczny wygląd do nowoczesnej konstrukcji. Ale nie każdego interesuje sama otoczka; ba, nawet nie powinna być eksponowana. Tym, co urzekło mnie w Team Dragonie najbardziej nie jest wcale wygląd (choć piękny) czy praktyczność, ale łatwość wykonywania rzutów. Wszystko dzieje się płynnie, finezyjnie, ale z dużą energią, która pozwala posłać linkę bardzo daleko. Od siebie dodam, że sznur, którego używałem, kosztuje poniżej 100 zł, więc nie jest to „wyłącznie zasługa świetnej linki” - jak powiedział mi kolega, dopóki nie spróbował rzutu moją wędką. Myślę więc, że jest to pozycja warta uwagi każdego muszkarza i będąc w sklepie wędkarskim warto zatrzymać się na chwilę i dotknąć FX’a.
Jeśli chodzi o sprzęt, to byłoby na tyle. Pozostaje tylko wyruszyć nad wodę, gdzie spotkać możemy się z problemem pod nazwą „w którą stronę iść”. Jak dla mnie, odpowiedź jest w większości przypadków jedna: pod nurt, to znaczy w górę rzeki. W ten sposób łatwiej jest nam podejść rybę, którą chcemy złowić, zarośnięte brzegi i tak nie sprzyjają wykonywaniu dalekich rzutów, stąd też staram się podejść bliżej ryby i w tej sytuacji poruszanie się w górę rzeki jest jedyną szansą.
Jest jednak parę rzeczy, o których trzeba pamiętać podczas wykonywania rzutów pod nurt. Pierwsza to wybieranie luzu linki, podczas gdy mucha spływa pod nasze nogi, a druga by podczas rzutu linka nie spadła rybie na głowę (co z pewnością ją spłoszy). Pierwsze rzuty wykonuję lekko do boku, żerująca ryba nie będzie miała problemów z ruszeniem się, aby pobrać naszą muchę, a tym sposobem na pewno jej nie spłoszymy. A teraz chyba o najgorszym z możliwych scenariuszu, kiedy wypatrzymy żerującego pstrąga i rzucimy mu linkę prosto na głowę…
Życzę wszystkim, aby niekorzystne sytuacje spotykały Was możliwie jak najrzadziej, a ryby lądowały w podbierakach jak najczęściej.
Kto wie, może właśnie i Wy również zrezygnujecie z otwierania sezonu nad wielką rzeką lub jeziorem, a staniecie z muchówką czy lekkim spinningiem nad rzeczką odpoczywając od wędkarskiego zgiełku łowiąc piękne ryby w jeszcze piękniejszych okolicznościach przyrody?
Kuba Kaczan
TEAM DRAGON