Wkra to bardzo wymagająca i technicznie trudna rzeka, dlatego też najczęściej ryby trzeba wypracować. Tak też było podczas Klenia Wkry 2018.
W wielu przypadkach pieczołowite obławianie tzw. książkowych miejsc, przy użyciu wszystkich możliwych „kilerów” okazuje się bezowocne. Taki obrót sytuacji potrafi doprowadzić do szewskiej pasji i całkowicie zdeprymować łowiącego.
Nie inaczej było podczas tegorocznej edycji. Pomimo bardzo ładnej aury ryby nie chciały współpracować i miały w głębokim poważaniu niemal wszystkie wabiki, które zabrałem ze sobą.
Zacząłem tradycyjnie. Na pierwszy rzut poszły różne woblerki, zarówno te najmniejsze długości 1,5-2 cm, jak i nieco większe 3-4,5 cm. Dokładnie obławiałem wszelkie zwolnienia, cienie prądowe, rynny, wypłycenia, płanie, warkocze, strefy napływową i zapływową, ale przez pierwsze kilka godzin nie miałem żadnego kontaktu z rybą.
Brodząc linią brzegową i stawiając stopy w zalanych trawach, kątem oka dostrzegłem małe i dobrze mi znane żyjątko, mianowicie larwę chruścika powoli wędrującą po zatopionym źdźble trawy, w swoim charakterystycznym „domku” zbudowanym z patyków i drobinek piasku. Widząc larwę doznałem olśnienia i szybko sięgnąłem do mojej kieszeni w Tech Packu, gdzie znajdowało się pudełeczko przeznaczone do użycia w tzw. czarnej godzinie (czyt. godzinie rozpaczy). Nauczony doświadczeniem zdobytym w poprzednich edycjach zawodów, z pełną premedytacją umieściłem w nim różnego rodzaju małe, silikonowe imitacje wodnych żyjątek. Moją uwagę skierowałem od razu na wykonane przez Pawła N. imitacje chruścików i widelnic. Szybko zawiązałem "gumowego chrusta" na własnoręcznie wykonanej główce dżigowej (hak muchowy typu jig w rozmiarze 16 plus główka wolframowa 0,8 g wagi). Rzuty wykonywałem w stronę głównego nurtu, pozwalając przynęcie na swobodne spłynięcie do brzegu, jednocześnie cały czas wybierając luz żyłki. Przypominało to nieco łowienie na nimfę w metodzie muchowej.
Kiedy wabik znalazł się pod brzegiem, starałem się prowadzić go bardzo wolno (1/8 obrotu korbki i pauza) nisko trzymając szczytówkę wędziska tak, aby przynęta zanadto nie odrywała się od dna. W drugim, może trzecim rzucie, kiedy mój bezdomny chruścik zbliżał się do zatopionego korzenia poczułem bardzo mocne uderzenie, które skwitowałem natychmiastowym zacięciem.
Ryba zrobiła mały kocioł na powierzchni, ale bardzo szybko została uspokojona i po krótkim, ale pełnym emocji holu bezpiecznie wylądowała w podbieraku. Musiałem jeszcze tylko zrobić szybką przebieżkę do towarzyszącego mi kolegi Piotrka w celu zmierzenia, sfotografowania i wpisania ryby do karty startowej. Złowiony jaź mierzył dokładnie 38,2 cm, tym samym zapewniając mi zwycięstwo w kategorii największy jaź zawodów Kleń Wkry 2018.
Trudny poligon, jakim niewątpliwie jest Wkra, sprawił, że musiałem sięgnąć po wydawać by się mogło nieszablonowe rozwiązanie; ale czy na pewno nieszablonowe? Jeżeli założymy, że stosowanie woblerów jest standardem, ponieważ imitują małe rybki stanowiące pokarm kleni i jazi, to co w przypadku, jeśli ryby te żerują na zupełnie innym pokarmie? Ano właśnie… Szablonów jest wiele, grunt to zdecydować się na odpowiedni, oczywiście po wnikliwej obserwacji tego, co dzieje się w wodzie i wokół niej.
Oprócz samej przynęty, doskonale odwzorującej larwę chruścika, mój sukces zawdzięczam również odpowiednio dobranemu zestawowi. Wędzisko, jakie zabrałem na zawody, to mój podstawowy kij na jazie i klenie: Dragon HM80 Ghost Buster dł. 2,90 m c.w. 2 - 10,5 g. Użytkuję go od początku tegorocznego sezonu i z pełną świadomością przyznaję, że jest to najlepsze wędzisko, jakim miałem okazję łowić srebrnołuskie drapieżniki. Ręcznie uzbrojony blank, wyposażony w doskonałej jakości komponenty tworzy doskonałą konstrukcję najwyższej jakości o ponadprzeciętnych walorach użytkowych.
Akcja spinningu opisana jest jako Medium-Fast i tak też jest w rzeczywistości. Ghost Buster posiada wspaniałą dynamikę, dzięki której zarzucanie nawet małych przynęt na spore odległości nie stanowi żadnego problemu. Doskonale obsługuje wszystkie typowe jaziowo-kleniowe przynęty, ale jego największą zaletą jest sposób, w jaki zachowuje się podczas walki z rybą. Ciepła i spolegliwa charakterystyka blanku oraz głębokie ugięcie wspaniale amortyzuje wszelkie odjazdy, a co najciekawsze uspokaja skore do powierzchniowych harców jazie. Dzięki temu liczba spadów jest znikoma nawet w sytuacji, gdy zastosujemy haczyki czy kotwiczki bezzadziorowe.
Jako uzupełnienie mojego zestawu zastosowałem kołowrotek o wielkości 25 (2500) z płytką szpulką, na którą nawinąłem żyłkę HM80 0,16 mm.
Cały mój przynętowy dobytek oraz prowiant udało mi się bez większego problemu zapakować w moją ulubioną i bardzo wygodną kamizelkę Tech Pack.
Jeszcze raz dziękuję kolegom: Pawłowi za doskonałe przynęty oraz Piotrkowi, który towarzyszył mi przez całą turę i trzymał kciuki podczas ogłaszanych wyników. :)
Mimo dużych trudności jednak udało się przechytrzyć ładniejszego jazia, który dał mi zwycięstwo w kategorii największy jaź zawodów. Warto było obserwować wodę i analizować spostrzeżenia.
Piotr Czerwiński
TEAM DRAGON