Tegoroczny rozpoczynający się sezon jak chyba żadnego roku był ogromnie przeze mnie wyczekiwany i to nie tylko przez przeciągająca się zimę.
Przede wszystkim wyczekiwany z tego powodu, iż pod koniec ubiegłego roku wpadł mi w ręce kijek z nowej serii Dragona, był nim kij SF-X SuperFast 1,95 m c.w. 10 – 35 g. Na pierwszy rzut oka wyglądał dość delikatnie jak na oferowany ciężar wyrzutu. Poza tym kij może cieszyć oko: piękna brązowa barwa blanku, dzielony dolnik z ciemnego korka, pianka EVA ze złotymi metalowymi pierścieniami. Do tego przelotki FUJI z brązowymi omotkami i porządny uchwyt kołowrotka. Te wszystkie elementy sprawiają, iż kij wygląda bardzo ekskluzywnie – w tym miejscu zaznaczę, że jest to spinning stosunkowo niedrogi.
Długo czekałem na otwarcie sezonu szczupakowego w tym roku, aby móc wypróbować mój nowy nabytek. Na wyprawę zabrałem, oczywiście jak co roku, trzy spinningi: jeden o ciężarze wyrzutu do 20 g – do lżejszego łowienia, drugi do 42 g – do ciężkich dużych przynęt, całość dopełniał SF-X SuperFast 1,95 m c.w. 10 – 35 g uzbrojony w kołowrotek wielkości 3000. W tym miejscu przyznam, iż początkowo wahałem się czy kołowrotek wielkości 2500 nie będzie tu lepszym rozwiązaniem. Jednakże po kilku rzutach widziałem, że wybór kołowrotka wielkości 3000 był strzałem w dziesiątkę. Ta wielkość kręciołka idealnie wyważała wędkę.
Mimo tego, iż miałem na pokładzie trzy wędki o różnych wartościach ciężaru wyrzutowego, to uparcie używałem tylko SF-Xa. Ja po prostu zakochałem się w tym kijku. Wędka ta z całą pewnością zasługuje na miano „uniwersał na łódkę”. Doskonale obsługiwała przynęty gumowe wielkości 7-10 cm uzbrojone w główki jigowe w przedziale wagowym 7 – 12 g i cięższe, jak i większe z przedziału 12-16 cm o podobnym zakresie obciążenia. Zaznaczyć należy w tym miejscu, że mimo niewielkiej długości kij ten jest wyjątkowo dynamiczny – blank doskonale i bez żadnego wysiłku ładuje się pod przynętami zarówno lekkimi jak i ciężkimi. Ale prawdziwa „eksplozja” radości ma miejsce z chwilą, kiedy jakiś drapieżnik pochwyci przynętę zaczepioną na końcu zestawu. Samo odczuwanie brania na tej wędce to sama rozkosz dla dłoni – miałem wrażenie, że wszystko czuć podwójnie mocno – wędka po prostu „kopała w dłoń” – coś pięknego. Po „eksplozji” związanej z braniem kolejna cudowna chwila to hol ryby tym kijem – przepięknie pracuje, świetnie trzyma; nie znam drugiej takiej wędki za tak stosunkowo niewielkie pieniądze, która miałaby tak równe i książkowe ugięcie pod obciążeniem.
Kij miał tylko jedną wadę, po pierwszym braniu i pierwszej wyholowanej rybie wiedziałem, że pozostałe wędki bynajmniej na razie będą bezużyteczne. Tym bardziej, że wędka ta doskonale radziła sobie z każdej wielkości gumami, których w ciągu pierwszych dni maja przerzuciłem dziesiątki, jeśli nie setki. Wędką tą łowiłem również na woblery średniej wielkości, jerki oraz przeróżne błystki. Z tymi przynętami wędka również doskonale sobie radziła.
W pierwszych dniach maja udało się złowić przy pomocy SF-Xa kilkanaście szczupaków z przedziału 50 - 70 cm. Mimo tego czułem niedosyt – miałem wrażenie, że nie do końca sprawdziłem mój nowy nabytek. Dlatego też na kolejnej z wypraw postanowiłem trochę popływać po doskonale znanej mi rzece Warcie w poszukiwaniu większych „zembólców” i tu dopiero prawdziwy sprawdzian miał miejsce.
Pierwsze rzuty Salmo Hornetem przyniosły niespodziewany przyłów w postaci suma 110 cm, z którym to kij doskonale sobie poradził. Kolejne rzuty na rzeczonej wyprawie nie dały jednak „zębatego” w pożądanym rozmiarze – dały jednak kolejny przyłów w postaci kolejnego suma – ten miał 133 cm i był mega waleczny. Przyznam, że z przerażeniem patrzyłem na to, co wyprawiała rybka – kijek jednak dał radę na 200%. Jestem absolutnie pewien, że przy odpowiednim holu kij ten wyholowałby rybę dużo większych rozmiarów.
W tym miejscu nieśmiało przyznam, iż drugiego suma holowałem bardzo forsownie – chciałem po prostu sprawdzić ile wytrzyma mój nowy patyk – przecież był na gwarancji. Z pełną odpowiedzialnością mówię „wytrzyma wszystko”.
Na kolejne testy mojego uniwersału troszkę poczekam – mam zamiar skatować go na sandaczach, ale to dopiero za trzy tygodnie. Już teraz wiem, że będzie to kij numer 1 na każdej wyprawie łodzią, której celem będzie sandacz czy szczupak.
Z całą pewnością każdego z kolegów po kiju, którzy nie zachorowali na chorobę kolekcjonerską i ograniczają swój ekwipunek na każdej wyprawie do niezbędnego minimum zachęcam do zakupu tego „patyka” – naprawdę świetna wędka – mega wytrzymała, piękne ugięcie, doskonałe czucie przynęty – cudowne wrażenia z holu, po prostu mega sprzęcik za mikro cenę.
Gorąco wszystkim polecam ten kijek – wart dużo więcej, niż go wycenił Dragon. W załączeniu kilka fotek rybek złowionych na SF-Xa.
Z poważaniem
Łukasz Adamiak