Jestem w pracy i dzwoni telefon. Patrzę na wyświetlacz i widzę, że to Waldek stara się mnie wyrwać „na inną planetę” - wędkarską oczywiście. Odbieram tylko na chwilę.
„Właśnie wjechały do magazynu. Są również w wersji castingowej. Jaką chcesz pomacać? Jedno- czy dwuczęściową?” - Słyszę w słuchawce. Doceniam wędziska jednoczęściowe, ale tym razem wybieram dwuczęściowy casting o ciężarze wyrzutowym 7-30 gramów.
Oczywiście paczuszka dotarła jak zwykle szybko i już trzy dni później mam okazję porzucać patykiem marki, której wcześniej miałem tylko kołowrotek - RYOBI. I to kabłąkowy, a Ci, którzy mnie znają, wiedzą jak dawno to było. Dodatkowo w paczce znalazły się zestawy (MIXy) gumek V-Lures. Podoba mi się ten pomysł pakowania gum w kilku kolorach w jednym opakowaniu. W tym roku trafiłem na nowe łowisko i nie znam preferencji mieszkających w nim zębaczy. Oczywiście podpatruję innych wędkarzy, ale z jednej strony sam wolę coś szczególnie skutecznego znaleźć, z drugiej - część wędkarzy skuteczne przynęty trzyma w pudełku wiedząc, że ktoś może ich podpatrzeć. Różne kolory w jednym opakowaniu to brak konieczności wyboru w sklepie, które zestawienie sobie dobrać. Gdy już ryby wskażą czym są zainteresowane, wtedy już będę wiedział w jakich kolorach „szukać”. Z drugiej strony mamy już jakieś swoje upodobania i nasze wstępne wybory są zgodne z nimi. Taki zestawik to korzystanie z nowych kolorów, które mogą zmienić nasze preferencje i przekonania.
Wróćmy do wędziska i ryb. Wędzisko po wyjęciu z pokrowca prezentuje się ładnie. Lubię taką estetykę, chociaż na przykład uchwyt kołowrotka wskazuje swoim wyglądem na wędziska z serii ekonomicznej. Ale o tym byłem wyraźnie informowany, więc wiedziałem co będę użytkować. Montuję zestaw i wypływam. Rzucam i od razu czuję, że przesiadłem się z trochę lepszego sprzętu (ostatnio spinninguję ProGUIDE X, CXT). Tu nie ma finezji czy subtelności i niuansów w blanku. To po prostu wędzisko, które spełnia podstawowe wymogi. I tyle. Chociaż właściwie i aż tyle, bo z biegiem czasu okazuje się, że daje radę. Da radę nim łowić, chociaż żadnej ryby godnej uwagi nie holowałem. Rzutowo i czucie przynęty są O.K. Ale rewelacji się nie spodziewałem. Mam też wrażenie, że kijek ma bardzo duży zapas mocy, co dla niektórych może być niechcianą zaletą. Po kilku godzinach wędkowania dzwoni Waldek, który po moich słowach niemalże płacze ze śmiechu do słuchawki, słysząc moje „wyrafinowane stwierdzenie”: - W tym wędzisku tak brakuje jakiejkolwiek subtelności, że... będę go używać do... niesubtelnych zastosowań.
Szybko się zorientowałem, jak „twórczego” zwrotu użyłem. Łowię dalej, ale nic więcej oprócz drobnych okoni i szczupaków (powtórzę: okonków i szczupaczków) nie zechciało się zainteresować ani moimi przynętami, ani nie doceniło wysiłków włożonych w złowienie czegoś większego. Jeszcze raz przyjrzałem się wędzisku, z którym przyszło mi się zapoznawać.W sumie nie jest aż tak źle, do łowienia szczupaków na średniej wielkości przynęty się nadaje. Oczywiście naprawdę średnie, a nie takie, które preferuje duża część spinningistów (zbyt duże wciąż jest przekonanie do stosowania kilkugramowych przynęt). Patrząc na budowę wędziska obstawiam, że powinno posłużyć długo. Z brakiem subtelności zwykle związana jest trwałość i odporność.
Więc gdybym nie miał tych możliwości, które mam (a mianowicie związane z członkostwem w Team Dragon) i musiałbym liczyć każdy wydany na wędkarstwo grosz, to Applause byłby jednym z tych wędzisk, którymi bym się zainteresował.
Sławek Kurzyński
TEAM DRAGON