Swego czasu łowiłem sandacze rzeczne wyłącznie na gumy i jedynie techniką opadu. Dziś zdecydowanie częściej sięgam po woblery i to o nich chciałbym napisać kilka zdań.
Większość firm (jeśli nie każda) posiada w swoich przynętowych ofertach takie podziały jak: kleniowe, okoniowe, pstrągowe, szczupakowe, sandaczowe, sumowe, itd. I wielu z nas na tej podstawie wybiera wabiki, które chce użyć pod konkretny gatunek ryby. Naturalnie, jest to pewnego rodzaju ułatwienie, ale warto pamiętać również o tym, że ryby katalogów nie czytają i czasami warto pójść „pod prąd”.
SALMO RATTLIN’ STING
Jest to nic innego, jak następca - znanego przez wielu - Stinga. Producent, lubiącym łowić z ręki, poleca tę przynętę do tzw. tłicza. Jednak podczas nocnego łowienia sandaczy ta technika jest zupełnie zbędna, natomiast powolne oraz jednostajne prowadzenie jest w zupełności wystarczające, aby było dla mętnookich drapieżników atrakcyjne.
Na pierwszy rzut oka jego praca wydaje się być zbyt agresywna, jak na te ryby. Jak wspomniałem, to pierwsze wrażenie i szybko się przekonamy – mylne, a nawet bardzo mylne. W nocy łowi się przede wszystkim aktywne sandacze, które wychodzą na opaski, okolice przelewów czy śródrzeczne rafy i tam intensywnie żerują. I taka mocniejsza praca jest czymś, co - tak mi się wydaje - tylko potęguje agresję u tych ryb. Oczywiście nie zawsze tak jest, wiemy, że jednej nocy skuteczna bywa akcja dana przynęty, a drugiej – niekoniecznie, musimy żmudnie sprawdzać skuteczność innych przynęt szukając tej najlepszej w danej chwili. Ryby reagują zmiennie – o tym warto pamiętać.
Kolejną rzeczą, na którą warto zwrócić uwagę, jest - zamontowany wewnątrz korpusu - system do dalekich rzutów, który nie tylko pozwala posłać przynętę na znaczną odległość, ale również pełni rolę naprawdę głośnej grzechotki, która wśród żerujących ryb (a na takie się nastawiam, gdy łowię w nocy) jest mile widzianą cechą przynęty.
Kto jeszcze nie łowił sandaczy na tę przynętę, to może mi uwierzyć na słowo, że brania potrafią być naprawdę atomowe. T o właśnie na te przynęty notowałem najpotężniejsze sandaczowe kopnięcia.
SALMO MINNOW
Jest to chyba najbardziej klasyczny wobler w ofercie Salmo. W zależności od jego rozmiarów (od 5 do 9 cm), można go z powodzeniem używać niemalże na każdy gatunek ryby. Na sandacza tak naprawdę, w zależności od pory roku, nadałaby się każda wielkość, ale w moim pudełku dominują największe egzemplarze. O tej przynęcie nie ma co wiele pisać. Jest to po prostu klasyka, którą zawsze warto mieć w pudełku, bez względu na to, czy łowimy pstrągi, sandacze, czy jeszcze inne ryby.
SALMO SKINNER
Tak, to ten Skinner, tzw. Slider ze sterem. Wybitnie szczupakowa przynęta, świetnie nadająca się na płytkie i zarośnięte wody. Ale jak się okazuje, można tym „agresorem” łowić nie tylko cętkowane drapieżniki. Wymyśliłem sobie kiedyś, że przy bardzo wolnym przypowierzchniowym prowadzeniu sandacze go polubią, gdyż imitacja konającej i przewracającej się z boku na bok rybki to coś, czego mętnookie nie odpuszczą.
I faktycznie, pierwszy sandacz skusił się niedługo po zapięciu tej przynęty na agrafce. Ba, nawet boleń nie oparł się takiej prezentacji.
Jest to przynęta, która w nurcie stawia duży opór, więc dobrze jest zastosować w tym przypadku mocniejszy kij, nawet tzw. kij od miotły, ale przyznam szczerze, że radzę sobie z tym w inny sposób. Trzymam wówczas kij (czasami nawet o akcji Med.-Fast) niemalże równolegle do plecionki. W niczym mi to nie przeszkadza, a nocne brania dużych sandaczy (a także innych gatunków) niemal za każdym razem są atomowe, więc o przegapieniu kontaktu z rybą nie ma mowy.
SALMO WHACKY
Jest to przynęta, która ma bardzo charakterystyczny, łyżeczkowaty kształt steru. Dzięki niemu, praca tego woblera jest inna niż pozostałych przynęt. Poza „drobieniem własnym”, w zależności od szybkości prowadzenia, nie idzie on w linii prostej, tylko niczym sinusoida (patrząc z góry). Im szybciej prowadzimy przynętę, tym odchylenia są większe. Wyjątkiem jest ekstremalnie wolne zwijanie linki na spokojnej wodzie. Wówczas wabik pracuje wyraźnym „X”. Ale jego główną cechą jest wspomniana wyżej sinusoida.
Na razie nie miałem wiele okazji, aby nim łowić, a już kilka sandaczy (w tym niespełna 90-centymetrowy egzemplarz) już się na niego skusiło, potwierdzając, że ta niecodzienna praca bardzo im odpowiada.
Wymienione cztery modele woblerów firmy Salmo są moją „pudełkową podstawą” podczas nocnego łowienia sandaczy. Ale tak jak „przypiąłem” Skinner’a do sandaczy, tak w przyszłości będę chciał zrobić to z kolejnymi Salmiakami, które pierwotnie stworzone zostały do innych zadań i innych gatunków ryb. Na razie nie będę zdradzał, jakie to będą woblery, ale gdy to sprawdzę, to na pewno o tym napiszę.
Mariusz Drogoś
TEAM DRAGON