Pewnego dnia, podczas wspólnego wędkowania z kolegą ucierpiał mój spinning - złamał się nieodwracalnie, bez możliwości naprawy. Stało się to zupełnie przypadkiem, niefortunny splot okoliczności.
Właśnie wtedy przyszła mi myśl, że może to znak opatrzności do nabycia… a jakże – kolejnego spinningu. :) Ja już tak mam: co pomyślę, to wdrażam w życie. Jeszcze z łodzi, telefonuję i rozmawiam z Waldemarem Ptakiem nie tylko o uszkodzonym kijku (który wkrótce został wymieniony na nowy, to przywilej obecności w Team Dragon). Drugi temat rozmowy, to – jak się już domyślacie – mój genialny pomysł nabycia nowego patyka; pytam Waldka wprost: czy te HM-X są czegoś warte, czy to marketingowy pic na wodę. Waldemar zadał jedno pytanie, który kij cię interesuje? Odpowiadam, że Zander II dł. 198 cm c.w. do 35 g. Waldek na to odpowiada: „Bierz w ciemno, bardzo dobry wybór. Mnie się bardzo podoba w akcji.” Akurat tak się złożyło, że w najbliższy weekend mieliśmy się spotkać (z Waldkiem), więc poprosiłem go o zabranie tego kijaszka na Czorsztyńskie, ponieważ przed zakupem chciałbym go zobaczyć, pomacać i może wypróbować. Nie ukrywam, że dla mnie to była komfortowa opcja, ponieważ te wędki do najtańszych nie należą - lepiej wpierw dotknąć kijek. Nadszedł dzień, gdy kij wraz z Waldkiem dotarł. Jeszcze późnym wieczorem, w pensjonacie, gdzie Waldek się zatrzymał, niecierpliwie rozpakowałem usztywniony pokrowiec HM-X i wziąłem kijek do ręki…
Pierwsze wrażenie bezcenne. Co przyciągnęło moją uwagę? Omotki i lakier, kilka szczególików w innych częściach wędki - okazuje się, że kij jest perfekcyjnie zbrojony i wykończony. Ma troszkę grubszy blank (niż moje dotychczas używane Dragony), ale jest bardzo lekki. Najpiękniejsza rzecz w tym kiju to „korek” (rękojeść), który jest niesamowicie wygodny. Cóż, oględziny oględzinami, ale najważniejsze jest poczucie ryby na kiju. Kolejnego dnia wybraliśmy się na ryby, łowione z łodzi. Uzbroiłem HM-X Zandera na dzień dobry w główkę Speed (moje ulubione na sandacze) o ciężarze 20 g oraz w miękką przynętę długości 10 cm. Zarzucam… Blank miło zaskakuje mnie swoją elastycznością, dosłownie przepięknie się ładuje podczas zarzucania, co daje komfort i swobodę rzutu naprawdę na sporą odległość bez wkładania w to (niepotrzebnego) wysiłku. Tę zaletę kija potwierdzili moi znajomi (nieznający HM-ów) jeszcze tego samego dnia i w kolejne, gdy podpływając do ich łodzi na rozmowę i wymianę ploteczek użyczałem kijek do kilku rzutów – byli mile zdziwieni lekkością, płynnością i odległością oddanego rzutu. Jak to bywa na początku poznawania i swoistego testowania nowego kija jest różnie, gdyż nie zna się jego możliwości ani specyfiki. Oczywiście doświadczyłem wpadki i do dzisiaj Waldek ma używanie, otóż w pierwszych kilkunastu rzutach z udziałem HM-X nie czułem dna; ki diabli nadali, czyżby kijek przereklamowany? – w te słowa zwróciłem się do Waldka. Po chwili wpłynęliśmy na inne łowisko i tu wreszcie dowiedziałem się, co trzymam w ręku. Teraz byliśmy nad twardym dnem, a poprzednio – zamulonym w ostatnich dniach, czego się nie spodziewałem, a skupiając się na nowej zabawce pominąłem ten możliwy czynnik.
Po paru godzinach wędkowania utwierdzam się w słuszności zakupu, dostrzegam w kiju niesamowitą czułość przynęty, blank transmituje do dłoni wędkarza mnóstwo sygnałów przydatnych podczas spinningowania. Z łatwością można odróżnić kamienie od roślinności, błyskawicznie - twardszą górkę, spadek, muśnięcie lub lekkie potrącenie przynęty itp. Aż wreszcie doczekałem się pierwszego brania, byłem pod ogromnym wrażeniem dynamiki przekazywania sygnałów: każde szarpnięcie za przynętę, każdy ruch głowy ryby. Wprawdzie ryba nie była wielka, ale mimo tego frajda ogromna, a może nawet podwójna – po zacięciu spodziewałem się naprawdę dużo większej ryby. :)
Kolejne dni prób i poznawania wędziska przyniosły wiele fajnych wrażeń. Jestem zadowolony, ale mam mieszane uczucia, ponieważ… już nie sięgam w ogóle po inne wędki, których przecież mam całkiem sporo. Pewnie z czasem przejdzie mi to zauroczenie, ale to nie zmienia faktu, że kijek jest pierwsza klasą.
Opis ciężaru wyrzutowego na blanku dość wiernie oddaje możliwości wędziska. Bardzo dobrze radzi sobie z przynętami od 10 g do 35 g, oczywiście ma zapas mocy (więc ten zakres można przypisać masie główki jigowej bez przynęty), ale nie aż taki wielki.
HM-X Zander II polecam nie tylko kolekcjonerom, ale też koneserom dobrych spinningów. Polecam każdemu z osobna właśnie tego kijka zamiast innych dwóch, trzech lub czterech tzw. uzupełniających się wędzisk. (Teraz zapewne działam na szkodę Dragona promując zakup jednego zamiast kilku wędzisk – pewnie Waldek mi to wytnie). Moją radę trzeba traktować nieco z przymrużeniem oka, ale istota mojego przekazu jest jedna: kijek rzeczywiście znakomicie funkcjonuje na zmiennym dnie oraz z kilkoma gatunkami ryb w łowisku, więc jeśli ktoś zamierza kupić tylko jeden spinning, to niech zdecyduje się na Zandera II.
HM-X opatrzony numerem indywidualnym i kartą gwarancyjną zapakowany jest w dwa pokrowce: własny materiałowy oraz usztywniany z zamkiem, mogący pełnić rolę pokrowca na czas podróży - pomieści kilka naszych wędek (oczywiście bez kołowrotków i pokrowców). Po więcej szczegółów na temat tego wędziska, technik łowienia sandaczy i okoni na Jeziorze Czorsztyńskim oraz w razie jakichkolwiek pytań natury spinningowej i muchowej zapraszam do kontaktu ze mną.
Krystian Ścisłowicz
przewodnik wędkarski
fot. Waldemar Ptak