Będąc jakiś czas temu nad Wisłą, przy podbieraniu konkretnego klenia połamałem swój ulubiony spinning kleniowy. Wędka już nieprodukowana, więc trzeba było rozglądać się za czymś innym.
Miałem już jeden spinning na oku, jednak był dla mnie ciut za długi i w danej chwili nie na moją kieszeń. Z pomocą przyszła mi firma Dragon. Do wyboru miałem Milenium SP ChubHunter 8 dł. 2,75 m c.w. 0,5 - 8 g oraz Moderate II dł. 2,82 m c.w. 2 - 12 g. Ciężko tak wybrać wędkę bez oglądania na żywo, ale po przestudiowaniu Internetu wybór padł na pierwszą pozycję.
Spinning na blanku muchowym
Spinning na blanku muchowym - fajnie brzmi i podziałało na mnie jak magnes na żelazo. Zawsze chciałem mieć taki patyk w kolekcji. W końcu mam. Wykonanie wędki bez zastrzeżeń. Rękojeść jest z przyjemnej, twardej i nieodkształcającej pianki. Co najważniejsze dolnik jest krótki i nie wystaje za łokieć, przez co długość robocza wędki się nie zmniejsza. Przelotki wydawały mi się troszkę za małe, jednak pierwszy wypad nad wodę rozwiał moje wątpliwości.
Miłe rozczarowanie
Myślałem, że niedużych przynęt nie będzie można posłać daleko, a jednak jak się później okazało myliłem się i musiałem hamować żyłkę palcem… Gdybym tego nie robił, to wobler wylądowałby na drugim brzegu.
Na agrafce zapinałem również obrotówki trójki i kijek też spokojnie dawał radę. A co do samej akcji i pracy… No cóż, po pierwszych machnięciach w domu pomyślałem coś w stylu: ale witka! Mówię sam do siebie: chyba przesadziłem, jak siądzie jakaś konkretna ryba, to hol będzie trwał wieki. Ale to tylko gdybanie, trzeba jak najszybciej pędzić na ryby.
Czas na łowisko
Na drugi dzień z samego rana jestem nad Wisłą. Pierwsze rzuty wykonywałem trochę nieśmiało. Tak miękkim kijem jeszcze nie łowiłem. Po kilkunastu rzutach, coraz bardziej się przyzwyczajam i w końcu śmiało, na pewniaka macham. Woblerki latają tam gdzie chcę, tylko brakuje brania.
Przedzieram się przez gąszcz nadwiślańskich krzaków do kolejnej stanowiska, które już z daleka wyglądało obiecująco: przerwana główka z dość głębokim napływem, tu muszą być klenie, na których dzisiaj mi najbardziej zależy. Wystarczyło kilka rzutów własnoręcznie wykonanym woblerkiem i w końcu mam konkretne branie. Myślałem, że to nieduży boleń, a tu jest klenik. Ryba wzięła z pełnego wyrzutu i po dosłownie chwili kleń około 45 cm ląduje w podbieraku. „Milleniumek” pracował tak jak oczekiwałem: pełne ugięcie, dzięki któremu ryba nie szaleje i daje się spokojnie holować. Kij sprawdzony na dużej rzece, pora zobaczyć jak sobie da radę na dużo mniejszym cieku. Kleniowy poligon Za tydzień jestem na moim głównym, kleniowym poligonie. W wodzie jest pełno zielska. Nad brzegami już troszkę skromniej, ale jeszcze mały sajgonik jest. Mijam kolejne obiecujące miejscówki, pomimo słonecznej i ciepłej aury klenie nie chcą współpracować. Następna miejscówka wydaje się dobrą metą zarówno na letnie jak i jesienne ryby. Odnajduję spokojniejszy nurt, zwalone drzewa i w końcu jest na kiju kleń. Pstrykam fotkę, przechodzę kilka metrów w górę rzeki i za chwilę jest kolejne branie. Rybka jest fajniejsza, szybko okazuje się, że to szczupak pod siedemdziesiąt centymetrów. Niby nic dużego, ale na tej wędce hol takiej ryby to już coś. Żeby nie fakt, że ryba pod samym brzegiem weszła w zielsko i wobler zaczepił kotwicą o rośliny hol trwałby króciutko. Ale frajda z holu była mega i ugięcie kija to dla mnie bajka. Potem doławiam jeszcze kilka niedużych kleni, z którymi też można się fajnie pobawić. Na koniec dnia na przeciążoną obrotówkę typu long doławiam jeszcze bolenia. Na mojej gębusi banan; nie mogę się doczekać kolejnej wyprawy.
Przełomowe doświadczenie
W tygodniu dzwoni kolega, który mieszka nad „tajną” rzeczką na Pomorzu. "Przyjeżdżaj do mnie, bo można połowić konkretnych kleni" – taką dostałem wiadomość od niego. Długo mnie nie namawiał i w sobotę jestem nad tą rzeką. Kolega nie mógł ze mną podreptać, ale dla mnie to żaden problem. Parę razy już tu byłem i co nieco wiem o tej rzece.
Uzbrojony w ten sam zestaw, który ostatnio katuję, czyli Millenium SP ChubHunter 8 dł. 2,75 m c.w. 0,5 - 8 g, kołowrotek Nano Lite FD1020i i żyłkę Momoi o nazwie Kuromasu Lure Soul średnicy 0,16 mm, podchodzę do obiecującego stanowiska. Na końcu zestawu standardowo, czyli własny wobler kleniowy. Pierwsze rzuty i nic. Po chwili widzę rybę, konkretną rybę płynącą za moją przynętą. W pierwszej chwili pomyślałem, że to fajny boleń. Lekko podciągnąłem wobka i bam! Jest branie! Jakież było moje zdziwienie, gdy zobaczyłem, że to nie boleń ani kleń tylko troć. Nogi lekko miękną i myślę sobie: ależ będzie jazda! Na szczęście nie było tam silnego nurtu i jest płytko. Spodniobuty mam na sobie, więc wskakuję do wody...
Myślałem, że na tej wędce nie będę miał żadnych szans. Branie na krótkim dyszlu, żyłka 0,16 mm, kleniowa witka - to na pewno nie jest wymarzony sprzęt na spotkanie z taką rybą. Co jest najciekawsze, troć ani razu nie robi dłuższych odjazdów na hamulcu. Kij doskonale amortyzuje młynki i krótkie zrywy. Po około minucie, może dwóch minutach holowania ryba jest w podbieraku. Wyrywa mi się okrzyk radości i sam nie wierzę własnym oczom: piękna troć mierząca pod siedemdziesiąt centymetrów wyjęta na ten spinning. Gdybym sam tego nie przeżył, to nie uwierzyłbym, że jest to możliwe. Szczupak, boleń, ale trotka…?
Jestem bardzo pozytywnie zaskoczony możliwościami tego spinningu. „Wyholował” kilka sporych ryb i najciekawsze jest to, że żaden hol nie trwał wcale długo. Żadna ryba nie wysnuwała żyłki z kołowrotka. Spinning pięknie pracuje pod rybą i ugina się po sam dolnik, przez co ryby nie wariują i można je spokojnie holować. Wędka jest u mnie około miesiąc czasu, a już dała mi wiele frajdy.
Jeśli komuś zależy na ekspresowym holu ryb, to ChubHunter na pewno nie jest dla niego. Jeśli jednak chcecie mieć mega przyjemność z holu, to powinniście zastanowić się nad użyciem tego spinningu.
Tomasz Sieński