Szczypce w wędkarstwie, szczególnie spinningowym, są rzeczą wręcz nieodłączną. Są praktyczne i wielokrotnie wykorzystywane do różnych zabiegów. A jak często są przydatne, paradoksalnie wie o tym najlepiej ten, kto… ich nie posiada.
Przynajmniej tak było u mnie, gdy z jakiegoś powodu nie miałem ich nad wodą. Wtedy widziałem, ile razy musiałem ich użyć; i odwrotnie - mając je ze sobą nie zwracałem na to uwagi, tylko sięgałem po nie i robiłem co trzeba.
Braki magazynowe mają też swoje plusy
Jakiś czas temu, przeglądając katalog w celu złożenia autorskiego zamówienia, kolejnymi stronami, na których zatrzymałem się na dłużej, były te z numerami 216-217. Długie szczypce (MT011) do wypinania sumów już mam, ale z racji jesiennego przejścia na łowienie boleni pomyślałem o czymś krótkim i lekkim, co byłoby jednocześnie mocne; aby móc przede wszystkim bez większego problemu przeginać oczka w woblerowych drutach, w celu poprawienia czy zmiany pracy przynęty, a także by zajmowało możliwie mało miejsca.
Pierwotnie zdecydowałem się na model MT009, krótki na 15 cm, ale szybko zostałem poinformowany telefonicznie, że w chwili obecnej już nie ma ich w magazynie, więc wybór padł na „wyższą półkę”. Finalnie w paczce znalazły się nieco dłuższe szczypce (19 cm), ale za to aluminiowe, które okazały się być lekkie niemal jak piórko. Jak podaje producent, są one wykonane z super lekkiego stopu aluminium lotniczego. I są bardzo odporne na korozję (anodowane).
Praktyczniejsze niż „planowałem”
MT033 to szczypce, które w praktyce okazały się być przysłowiowym strzałem w dziesiątkę i mogę się tylko cieszyć, że w momencie składania zamówienia nie było na stanie magazynu tych, które znalazły się w pierwotnym wyborze.
Przyznać muszę, że zdarzyło mi się w przeszłości niejednokrotnie zostawić szczypce nad wodą. A to dlatego, że były „luźne” i gdzieś je dosłownie na chwilę odłożyłem, a następnie zapomniałem o nich. No, cóż…
Te szczypce mają solidnie zaczepiany (o spodnie, pasek itp.) pokrowiec, który ze szczypcami jest połączony mocno rozciągliwą „sprężyną”. Owe zabezpieczenie chroni szczypce nie tylko przed ich zgubieniem, ale jest także bardzo praktyczne, jeśli chodzi o kilkukrotne użycie ich w bardzo krótkim czasie (np. próba ustawienia woblera), a ciągłe ich trzymanie w dłoni najzwyczajniej w świecie przeszkadza. Prawda jest taka, że w takiej sytuacji kilkukrotne chowanie ich do pokrowca i wyciąganie jest uciążliwe, a dzięki owej „sprężynce”, możemy je w ułamku sekundy „porzucić”, by po chwili w równie krótkim czasie sięgnąć po nie.
Mój niedoskonały opis użyteczności może wydawać się śmieszny, ale w praktyce nad wodą jest to nieoceniona wygoda. No, przynajmniej dla mnie, bo jak ktoś ma większe palce, to być może dla takiej osoby dwuręczne operowanie wędziskiem i jednoczesne trzymanie szczypiec w dłoni nie jest problemem.
Kolejnym elementem, który okazał się być praktyczny i ograniczył ilość sprzętu o kolejny „drobiazg”, są wmontowane (i co ważne, są wymienne!) wolframowe ostrza, które tną jak brzytwa. Ich ostrość szczerze mnie zaskoczyła, jestem pod wrażeniem. Taki niewielki „bonus” sprawił, że dodatkowe nożyczki do odcinania żyłek czy plecionek, mogę zostawić w domu i zamiast dwóch akcesoriów, noszę jedno.
Podsumowując
Nigdy nie przykładałem wagi do posiadanych szczypiec. Te „grube” były fajne, ale bez smyczy i je zgubiłem, a tymi „lekarskimi” ciężko nastawiało się woblery. Natomiast do cięcia linek osobno miałem nożyczki. Dziś mam wszystko w jednym i nie muszę martwić się o zgubienie. Jest to przyrząd nader praktyczny oraz niebywale lekki. Mówiąc szczerze, widać, że to jest „górna półka” i z czystym sumieniem polecam - będziecie zadowoleni.
Mariusz Drogoś
TEAM DRAGON