Nie tak dawno temu mieliśmy dwie duże imprezy wędkarskie o charakterze sportowym. Pierwsza z nich to „Predator Battle Ireland”, a druga to Spinningowe Mistrzostwa Świata. W obu używaliśmy sprzętu marki Dragon.
To trudne zawody, podczas których używaliśmy sprzętu marki Dragon i w obu sprawdził się perfekcyjnie. Od lat łowimy tym sprzętem na różnych zawodach i nie zdarzyła się nigdy sytuacja, w której to sprzęt zawodził. Czasami nasza taktyka się nie sprawdza, ale sprzęt spisuje się na medal zawsze!
Wracając do zawodów. Pierwsza impreza to zawody, w których startuje wiele drużyn z Europy i niemal wszyscy przewodnicy wędkarscy z Irlandii. Nagrodą jest aluminiowa łódź wartości około 20000 euro! W przeszłości udało nam się wygrać tę imprezę dwukrotnie. Dwa razy byliśmy też drudzy i w tym sezonie trzecie miejsce… Można było wywalczyć drugą pozycję, ale nie walczymy tam nigdy o nic innego jak pierwsze miejsce, więc taktyka trzeciego dnia była ryzykowna, ale gdyby zadziałała, to łódź byłaby nasza. Niestety nie zadziałała… Tak bywa.
Choć na treningu i zawodach połowiliśmy fajnych ryb, to zabrakło kilka centymetrów do zwycięstwa. Podczas tych zawodów trzeba złowić trzy gatunki ryb. W ich skład wchodzą: cztery szczupaki, trzy okonie i jeden pstrąg potokowy. Na wszystko mamy trzy dni. W naszym przypadku zawiodły okonie. Cztery duże szczupaki „zrobiliśmy” już pierwszego dnia; ryby brały w trollingu. Za wędki posłużyły nam fantastyczne do tej roboty Boat Mastery. Do tego woblery od Salmo i cztery szczupaki były na naszej liście. W drugim dniu bardzo mocno wiało, więc schowaliśmy się bliżej brzegu i skupiliśmy na pstrągu. Łącznie wyjęliśmy cztery sztuki, a na listę trafił największy 38-centymetrowy potokowiec. Pstrągi również łowiliśmy w trolingu używając nowego wędziska z serii ProGUIDE X 2,28 cm c.w. 4–21 g akcji X-Fast.
Kolejna impreza to Mistrzostwa Świata, które odbyły się na zbiorniku zaporowym Rutland w Anglii. Bardzo ciekawa woda z dużą ilością sandacza. Cieszyłem się na ten wyjazd, bo miałem od jakiegoś czasu nowe wędki z serii ProGUIDE X i CXT FC-X oba akcji Fast. Te wędziska tak mnie zachwyciły, że nie mogę się nimi nałowić! Blanki są tak czułe, że minimalne dotknięcie ryby w przynętę wyczuwa się bardzo wyraźnie.
Resztę zestawu stanowiły plecionki Nano Braid Ultra 8X, które w kolorze jasnej zieleni są widoczne w każdych warunkach. Ciche na przelotkach i bardzo miękkie, co idealnie sprawdza się przy łowieniu dużych okoni i sandaczy.
Koniec zestawu to oczywiście około metrowy przypon z fluorocarbonu 0,30 mm. W moim przypadku od dawna jest to Invisible Fluorocarbon od Dragona. Idealnie przezroczysty i odporny na kontakt z przeszkodami na dnie.
Jako główki tradycyjnie w naszym przypadku V-Point Dragona. Z kolei, przynęty na sandacze i szczupaki to Lunatic w różnych barwach + Jerki. Okonie kusiliśmy metodą Drop Shot, a to oznacza, że w ruch poszły Larwy, Twin Tail, Baby Roach, Worm, Minnow, Bleak i Real Fish. Najlepiej sprawdziły się ostatnie trzy, ale reszta z nich też łowiła. Łowiliśmy na dużych głębokościach (15-23 m), więc potrzebne było sztywne wędzisko, aby przynęcie nadać odpowiedni ruch. Jednocześnie ugięcie powinno być dość duże, aby nie tracić ryb w czasie holu. Kolejny raz ProGUIDE X 2,28 cm c.w. 4–21 g akcji X-Fast walczył o naszą lokatę. Sandacze łowiłem FC-Xem do 28 g, który spisał się świetnie nawet na największych głębokościach. Plecionka pokazywała wszystkie brania i umożliwiała pewne zacięcie.
Pierwszego dnia bardzo mocno wiało i nasz dziobowy silnik elektryczny nie był w stanie utrzymać pozycji, która była niesamowicie ważna. Na dnie była kilkusetmetrowej długości rura, przy której stały sandacze, szczupaki i okonie. Większość łódek schowała się w zacisznym miejscu. My podjęliśmy walkę z falami. Tomek szybko złowił szczupaka dł. 76 cm na Lunatica. Ja wyjąłem kilka niewymiarowych sandaczy na Jerkiego. Niestety GPS w silniku wariował na tych falach, czym sprawiał nam niemały kłopot. Organizator zapewnił w łodziach tylko 10-metrowe liny do kotwicy (w trosce o rurę na dnie) i tylko silnik mógł nas utrzymać w miejscu. Uparcie walczyliśmy z dala od innych łodzi na dużych falach, bo wiedzieliśmy, że są pod nimi większe ryby, niż tam gdzie zgrupowały się łodzie. Na treningu połowiliśmy dużych okoni i sandaczy, a przyłowem były szczupaki. Ostatecznie jednak musieliśmy się poddać i popłynąć tam, gdzie była większość łódek. Jakoś znaleźliśmy miejsce, które pozwoliło nam wyjąć kilka dużych okoni i szczupaka, co spowodowało, że zostaliśmy szybko „otoczeni” przez inne jednostki. Mimo to my dalej łowiliśmy, a inni nie… Minnow robił robotę!
Po pierwszej turze nasza drużyna wylądowała na 6. miejscu! Dawało nam to realną szansę zawalczenia o medal. Drugiego dnia podzieliliśmy zadania. Jedna z łodzi pojechała na wczorajsze miejsce, a my z Tomkiem ponownie na tereny, na których wczoraj nie mogliśmy się utrzymać na pozycji. Pierwszy postój na rurze i Tomek łowi okonia 38 cm! Ja poprawiam trzydziestakiem. Oba na Minnowa. Po chwili spada nam wymiarowy sandacz. Rozglądamy się i wiemy, że mamy dobre 300-400 metrów rury dla siebie. Inne łodzie są na miejscu wczorajszego zgrupowania. Dzielimy obowiązki i Tomek łowi grubo. Na przemian Lunaticiem i Jerkim, a ja skupiam się na mniejszych przynętach i okoniach. Na treningu każdy postój na rurze dawał ryby, więc taktyka jest prosta. Przestawiamy się po niej (rurze) co 20-30 metrów. Mimo kilku pustych postojów, dalej wierzymy, że w końcu znajdziemy lepszy fragment i wyrównamy stratę z nieudanych postojów. Niestety do końca tury łowimy tylko 4 okonie i to w miejscu wczorajszych łowów. Reszta rury zawiodła… Po zawodach zastanawiamy się, co takiego się stało. Przecież to było pewne miejsce! Zagadka rozwiązała się podczas gali rozdania nagród. Tegoroczni mistrzowie, drużyna z Czech pierwszego dnia z mocniejszym silnikiem dziobowym pojawiła się na tym terenie tuż po naszym odpłynięciu. Dali radę obłowić miejsce poprawnie i wyciągnęli kilka sandaczy, szczupaków i okoni… Nie wiedzieliśmy o tym i uparcie próbowaliśmy złowić je ponownie (widzieliśmy ryby na sonarze). Ten błąd kosztował nas spadek na 10. miejsce drużynowo. Szkoda, ale tak wyglądają zawody. Trzeba podejmować decyzje. Czasami ryzykować i niestety nie zawsze są one trafne. Tak było na tych mistrzostwach.
Obie imprezy były dla nas bardzo trudne. Na pierwszej się wybroniliśmy, na drugiej poszło gorzej. Na obu jednak nauczyliśmy się bardzo dużo, co powinno zaprocentować w przyszłości.
Bardzo dziękujemy firmie Dragon za sprzęt, który spisał się super. Łowiąc nim wiemy, że nas nie zawiedzie nawet w najtrudniejszych warunkach.
Jacek Gorny
www.fishingireland.pl