Wisłok to cel moich wypraw w około dziewięćdziesięciu dziewięciu procentach czasu poświęcanego łowieniu. Wychowałem się nad tą rzeką a i mieszkam kilkaset metrów od niej, więc czemu się dziwić.
Po latach obfitości w szczupaki a później pstrągi zostały tylko wspomnienia, więc skupiłem się na kleniach. Stały się moją rybą Nr 1 od kilkunastu lat. Owszem niekiedy zapoluję na bolusia lub odradzającą się liczebnie brzanę, albo oddam się przyjemności dłubania okoni, ale szukanie grubego klenia jest zawsze dla mnie priorytetem każdej wyprawy.
Jesień nad małą rzeką z zarośniętymi brzegami tworzy swoisty klimat. Ilość kolorów w bliskim otoczeniu zniewala. Samo wyjście nad rzekę nawet podczas słabych brań jest czystą przyjemnością i pozwala odpocząć od stresu dnia codziennego. Trud specjalnych przygotowań do wyjścia nad rzekę dla mnie w praktyce nie istnieje. Wędka ta czy inna w danej porze roku zawsze czeka gotowa do użycia, zestaw przynęt w pudełkach również, więc wystarczy tylko wskoczyć w spodniobuty, narzucić kamizelkę i przejść niecałe pół kilometra, aby oddać pierwszy rzut.
Przynęty
Co do przynęt, jak już chyba kiedyś wspomniałem, jestem fanatykiem woblerów i od tych przynęt zawsze zaczynam bez względu na porę roku i typu obławianej wody. Oczywiście po iluś tam pustych rzutach zaczynam kombinować i sięgam po „żelazo” w postaci obrotówek i z lekka zapomnianych wahadełek w najmniejszych rozmiarach.
Moje jesienne woblery to w zależności od pogody od dwu do siedmiu centymetrów o kształcie i pracy dobranej do danej miejscówki. Kolory, jak o każdej porze roku, zbliżone do tych „maluczkich”, które tutaj żyją, czyli kiełbika, uklejki, klenik, okonka, głowacza, piekielnicy bądź płoteczki. Jeżeli wobki i ich praca zostają bez odzewu próbuję przemieszać wodę obrotówkami w rozmiarze od 0 do 2 z paletkami dobranymi do mocy nurtu, ale tu o tej porze roku wolno prowadzona aglia bądź comet wydaje mi się najlepszym rozwiązaniem. Kolory to tylko złoto i miedź.
Wahadełka, jakich używam to tylko rękodzielnicze wyroby od znajomych i odrobina własnych wyrobów, a co do barwy to podobnie jak przy obrotówkach. Jeżeli nic nie mogę złowić sięgam po gumy, a tu wiadomo wybór przebogaty i dobór rodzaju jak i wielkości wydaje mi się li tylko prywatnymi upodobnieniami. Tu od początku sezonu sprawdzają mi się Hitman’y i Jumper’y osadzone na główkach Mustad Micro bądź Dragon X-FINE, starannie dobrane do łowiska pod względem wielkości i ciężaru główki. Kolory moich przynęt w każdym rodzaju zdecydowanej większości są zbliżone do naturalnych.
Sprzęt
Kije spinningowe to obecnie podstawowy Team Dragon Z-series, o którym już pisałem, a dodatkowo posiłkuję się „zabytkami” w postaci Millenium Perch c.w. 4-14 g, Team Dragon Pro Selection c.w. 2-10 g, za które proponowano mi już niezłe pieniążki – znacznie wyższe od wydatków poniesionych przez mnie na zakup. Przyznam, że niekiedy zdarza mi się odkupić spinning od wędkarza, który tak na dobrą sprawę nie wie, co miał w rękach i co odsprzedaje.
Kołowrotek Team Dragon FD 1025iZ bądź Team Dragon FD 935iZ z nawiniętymi linkami w postaci żyłki Lure Soul 0,165 mm i plecionki Nano Clear 8 średnicy 0,06 mm z przyponem z fluorocarbonu Soflex 0,185 mm dopełniającym zestaw. Dodatki to oczywiście agrafki Super Lock i na wypadek spotkania szczupaków na dłuższym wolnym i głębszym odcinku rzeki zakładam metalowe przypony Light Surfstrand 1x19 wytrzymałości 3 kg i 20 cm długości, które to w pełni mnie zadowalają.
Moje miejscówki znam na pamięć i każda pora roku mnie nie zaskoczy oprócz lodu na rzece, wówczas poświęcam się „przewalaniu” zapasów przynęt i planowaniu połowów w korzystniejszej pogodzie. Jesienne łowienie ryb ma swój urok i wszystkim życzę powodzenia.
Grzegorz Bałchan