W poprzednich artykułach zachwycałem się połączeniem wędziska Team Dragon Z-series (2,75 m i c.w. 4-18 g) z boleniami. Dziś połączę ten kij z sandaczami. A zachwyt będzie chyba jeszcze większy.
Boleni na tytułowej „zetce” miałem przyjemność wyholować kilkadziesiąt sztuk. Sandaczy co prawda mniej (bo i dużo mniej czasu im poświęciłem), ale na końcu zestawu pojawiły się osobniki, pod którymi chciałem sprawdzić ów kij. I przyjemność z holu jest taka, jak przypuszczałem. No, nie do końca jest to prawdą, bo ta frajda jest zdecydowanie większa, wręcz trudna do opisania.
Aby uniknąć ewentualnego nieporozumienia, napiszę, że sandacze łowiłem woblerami. Na agrafce najczęściej zapinałem Rattlin’ Sting 9 i Whacky 12. Ale nie były to jedyne wabiki, gdyż, w zależności od sytuacji, do wody leciały zarówno lżejsze, jak i cięższe przynęty od tych wymienionych.
Gdy dostałem TD Z-series, od razu zamarzyłem sobie wyholowanie 80-90 cm sandacza z głównego odrzańskiego nurtu. I nie przypuszczałem, że stanie się to tak szybko. Do dziś, z pomocą tego kija, wyciągnąłem kilka sandaczy powyżej 80 cm, a największy (czyli do czasu pisania artykułu), który miał 86 cm, strzelił w samym nurcie. Hol dużego i grubego sandacza, to nie tylko niesamowita przyjemność, ale i pewność. Nie było jednego momentu, abym zwątpił w zapas mocy, jaki posiada ten „patyk”. 6-kilogramowego sandacza można wyjąć równie szybko, jak na przysłowiowym kiju od miotły, ale na tym sztywnym wędzisku będziemy mieć zdecydowanie mniej przyjemności z holu. A przecież nie chodzi tylko o to, aby zaciąć rybę i doprowadzić do brzegu. Czerpać przyjemność z walki z rybą na wędce to jeden z głównych celów naszego hobby.
No dobra, zachwycać tym kijkiem mógłbym się jeszcze długo, ale co z pozostałymi rzeczami? „Reszta” też jest na wysokim poziomie. Mimo, iż na szpuli kołowrotka (Team Dragon FD1030iZ) mam nawiniętą plecionkę 0,16 mm (Guide 8x, VISION), to nawet najlżejsze przynęty latają dalej, niż kiedykolwiek wcześniej, czym jestem pozytywnie zaskoczony. A malutkie przelotki zdają się nie przeszkadzać w osiąganiu imponujących odległości.
Co prawda, Skinner 12 (19 g) ładuje się dość długo, co zmniejsza w jakimś stopniu szeroko pojęty komfort (co mi osobiście akurat nie przeszkadza), ale takie przynęty, jak wspomniane wyżej Sting 9 (11 g) oraz Whacky 12 (14 g), to świetne połączenie z tym wędziskiem. Wylatują jak wystrzelone z procy. Zwłaszcza Sting, który ma zamontowany system do dalekich rzutów. Leci po horyzont.
Czucie
Mimo, iż do „elektrycznej miotły” temu kijkowi daleko, pracę, nawet niewielkich przynęt, czuję wyraźnie. Pomocny na pewno w tym jest goły blank na wysokości mocowania kołowrotka, co pozwala mieć przy klasycznym trzymaniu wędki bezpośredni kontakt z blankiem. To powoduje, że korek nie tłumi tego, co ma nam do przekazania blank.
Brania, mimo, iż nie są tak wyżyłowane jak to jest bardzo często w przypadku wędzisk „iksfastowych”, to czuję je bardzo wyraźnie, a atak dużego, żerującego sandacza, to nie pstryk czy puknięcie, a prawdziwe „kopnięcie”, którego nie sposób przegapić.
Trzymanie ryby
Oczywiście, prędzej czy później, każdy gatunek ryby spadnie z każdego rodzaju wędziska, ale póki co, nie zaliczyłem ani jednej sandaczowej spinki (chyba, gdyż spadła mi jedna niewielka ryba, ale na 90% był to szczupak). Przy rzutach czuć wyraźnie podział na delikatną szczytówkę i mocny dół, ale w trakcie holu, zwłaszcza dużej ryby, mocny dolnik ma ciepłą pracę, co powoduje, że nie ma mowy o jakichkolwiek, nawet chwilowych przesztywnieniach. Nie mam pewności czy dobrze to opisuję i jeśli ktoś nie rozumie moich słów, to może uwierzyć na słowo: praca tego wędziska pod rybą, to przysłowiowy miód. Jestem zachwycony tym kijkiem.
P.S. W czasie przygotowywania artykułu, miałem przyjemność łowić jedynie duże sandacze, a w dłoni trzymałem tytułowy kijek. Ale tuż przed wysłaniem artykułu doczekałem się także małych ryb, z przedziału 50-60 cm. I… brakło mi słów. Chociaż ciężko nazwać wyholowanie tak niewielkiego sandacza za przyjemność, to… tym razem to zrobię. Nigdy wcześniej nie miałem takiej frajdy z holu (nie faktu samego złowienia) tak niewielkiego „jazgarza”. Powtórzę się: po prostu bajka.
Mariusz Drogoś
TEAM DRAGON