Piątek - weekendu początek, jak to się przyjęło. Gdzie by tu pojechać na ryby…? Dzwoni telefon. To starszy syn. "Jedziemy jutro?" - pyta. "A gdzie?" - odpowiadam zaskoczony. "Jak to gdzie; na morze! Jutro pierwszy grudnia, otwarcie sezonu!" - tłumaczy. Faktycznie! Prawie przegapiłem.
Sprawdzałeś prognozę? – pytam. Tak, wiatr mocny, ale z południa. Będzie dobrze. Pakuj graty. – syn mówi. Młody po szkole zajedzie do mnie i wracamy razem wieczorem. Wyjedź po nas na dworzec na ten pociąg po dwudziestej. Nara. – syn kończy rozmowę.
Ale lipa. Zawsze to tatuś zabierał synków na ryby. Widać „chrupek” się zaczynam robić. Szczerze mówiąc, ostatnio zaczynało mi brakować wędkarskich rodzinnych wypadów. Mają chłopaki już swój świat, swoje towarzystwo i swój światopogląd. Taka kolej rzeczy. Ale jak chcą jechać z ojcem na ryby, to trzeba „wykorzystać” tę rzadką okazję. Może czegoś ich jeszcze nauczę. A może czegoś już nauczę się od nich?
Tak na wszelki wypadek sprawdzam prognozę pogody. Starszy miał rację. Będzie O.K. Idę na strych; kije na morze są, kołowrotki też. Odkopuję pudełko z przynętami. Wycieram z wieczka letni kurz. Co tam zostało z wiosny? Otwieram. No, są: Madman, Madman, Madman, ze trzy prototypy Dragonowskich wahadeł testowanych przeze mnie w ubiegłym sezonie (tak w nawiasie, dwa modele bardzo łowne i mam nadzieję, że zostaną wprowadzone do seryjnej produkcji), Madman, Madman i… dziwolągi, czyli Salmo Wave.
Madman
Tak. Przynętą numer jeden na morskie trocie jest według mnie Madman. Po prostu na tą przynętę ryby biorą i koniec. Ja łowię, synowie łowią i koledzy, których przekonałem do Madmana też łowią, więc po cóż nosić w pudełku coś innego? Lata toto jak wariat, świetnie pracuje w opadzie obracając się wabiąco wokół własnej osi, prowokuje do brań nawet podczas prowadzenia w nielubianym przeze mnie jednostajnym tempie. Pewniak. I tak jest do dzisiaj, chociaż… Firma Dragon zrobiła mi psikusa w 2018 rok oferując Madmana tylko o wadze 25 gramów. Ta błystka ma jedną wadę. Wymaga dość szybkiego prowadzenia. Uwielbiam łowić w opadzie, a na morskiej flaucie, w płytkim łowisku 25-gramowa trochę za szybko grzęźnie mi w dnie. A czasem trocie są chimeryczne i żeby sprowokować je do brania trzeba trochę pograć przynętą w toni. Czym je skusić? Dziwolągiem, czyli Salmo Wave.
Wave
Chociaż do dziś uważam Madmana za przynętę numer jeden, to Wave po kilku trociowych (morskich) wyprawach zaczyna robić robotę w roli przynęty numer dwa. Jest to idealna przynęta na płytkie łowiska, bądź na ryby żerujące blisko powierzchni. Wprawdzie lata zdecydowanie bliżej niż Madman, ale da się poprowadzić zdecydowanie wolniej, bardziej prowokacyjnie. Lubię właśnie takie przynęty, którym pracę nadaje łowiący. To ja mam decydować ruchem szczytówki, szybszym bądź wolniejszym zwijaniem, opadem, lub gwałtownym szarpnięciem połączonym z wyślizgiem przynęty na powierzchnię, o atrakcyjności przynęty dla ryby i prowokować ją do brania. A kolorek? Według mnie nieistotny - tak myślałem do tego wyjazdu. Chłopaki łowią, ja nic. Mają kolejną rybę, u mnie nawet brania. Te same przynęty. Patrzę na kolorki. Obaj łowią na róż. Zakładam ten róż, kilka rzutów, kij się wygina, kołowrotek gra i już. Oj, chyba przyjdzie czas uczyć się od młodzieży. Byle pogoda dopisała. Pakujcie ciepłe ciuchy, spodniobuty, kije, kołowrotki z plecionką, Madman, Salmo Wave i do zobaczenia na zimowej plaży.
Mariusz Sulima & Klan
TEAM DRAGON