Koniec roku to dla mnie czas dużych, lecz pojedynczych ryb. U schyłku sezonu (kalendarzowego) uganiam się za sandaczami, a ten rok był szczególny, ponieważ zdobytą w poprzednim sezonu wiedzę staram się przelać na wyniki w bieżącym roku (2018).
Moim zdaniem, plan już wykonałem w 100%. Licząc do czasu pisania tego artykułu, złowiłem 6 sztuk powyżej 80 cm (na szczęście, sezon na sandacza jeszcze się nie skończył). Jak dla mnie, jest to mega osiągnięcie! Dodam, że nie liczyłem mętnookich w przedziale 60-80 cm. A było ich niemało.
Na ryby przeważnie jeździłem z kolegą Maćkiem. Lubię łowić w dwie osoby, ponieważ jest do kogo się odezwać. Jednak najważniejszym powodem jest to, że we dwójkę możemy w krótszym czasie sprawdzić inne przynęty i dostosować się do wybrednych sandaczy.
Jednak nie zawsze jeździmy razem. Po kilku „pustych” wypadach, Maciek zrezygnował z kolejnego wypadu postanawiając zostać w domu. Ja nie wytrzymałem i jeszcze w dzień skoczyłem na pobliskie starorzecze odreagować napięcie wędkarskie na kleniach i okoniach. Wieczór zaplanowałem niewędkarski - miałem posiedzieć z żoną, ale wędkarski zew, intuicja, wygonił mnie z domu (warto posłuchać instynktu).
Plan obmyśliłem jeszcze w domu: skupię się na czterech główkach, będę obławiał przez 20 minut każdą z nich i wracał na pierwszą. Nie myślałem, że już na „dobry wieczór” zanotuje potężne branie i po krótkim holu spad dużej ryby… Ileż ja niecenzuralnych słów wymamrotałem… Po ochłonięciu z natłoku emocji rzuciłem znowu w to samo miejsce i to było to – bum!! Po sam łokieć poczułem to uderzenie! Zacięcie nie było mocne, bo miałem spinning Dragon X-Treme o szybkiej akcji. Nie jestem zwolennikiem powolnego holu, wręcz przeciwnie - tylko dość mocny, zdecydowany i szybki. Sandacz dosłownie w jednej minucie znalazł się pod brzegiem i z prędkością pociągu pospiesznego wylądował ślizgiem na piaszczystym brzegu. Guma wystawała z paszczy, ale hak V-Point był przebity na wylot i dobrze trzymał. Dobre zacięcie i udany hol zawdzięczam szybkiemu i mocnemu kijkowi, jakim jest X-Treme, a także ostrym hakom z serii V-Point (Speed). Ryba była duża i miałem cichą nadzieję na cyfrę 9 z przodu; niestety, miarka pokazała tylko 87 cm, ale za to naprawdę grubej mamuśki. To w pewnym sensie rekompensowało mój zawód, chociaż tak naprawdę nie powinienem narzekać - kiedyś, to mogłem jedynie marzyć o takim sandaczu.
Jak zwykle, po szybkiej sesji zdjęciowej ryba odzyskała wolność, żeby mogła pomnożyć kolejne pokolenie „nocnych wilków”.
Paweł Młynarczyk