W końcu zaczęło mrozić! To znak, że lada moment będzie można spokojnie wędkować z lodu! Swoje pierwsze podrygi mormyszką w tym sezonie już mam za sobą i piszę teraz do Was, aby podzielić się moim spostrzeżeniem z ostatniego wyjazdu.
Wędkując na lodzie na pewno nikt nie zaprzeczy, że odpowiedni ubiór odgrywa niebagatelne znaczenie. Jeżeli wędkarz przemarznie to straci zapał i taka wyprawa miast przyjemnych wspomnień wzbudzi niechęć. Niekiedy rezygnujemy z niektórych akcesoriów na rzecz większej skuteczności wędkowania. Co mam na myśli? Otóż, do tej pory wędkując na lodzie rzadko używałam rękawic. Tak – używałam, proszę zwrócić uwagę na czas przeszły wyrażenia „używałam”. Czy coś się zmieniło?
Dlaczego bez?
Co mną kierowało? Przede wszystkim ze względu na ważne dla mnie wyczucie podczas holu ryby. Wędkuję najczęściej na bałałajkę, co zmusza mnie do wyjmowania żyłki z przerębla ręcznie. Chwyt musi być pewny, ale też trzeba wziąć poprawkę na ewentualne zrywy ryby, aby w porę (i z wyczuciem) jej poluzować. Stosowałam różne rodzaje rękawic. Jedne były zbyt sztywne i brakowało mi w nich wyczucia. Inne były takie, że aby założyć ochotkę lub wypiąć hak z rybiego pyszczka musiałam je zdejmować, co całkowicie eliminowało ich użycie w zawodach - tu każda sekunda się liczy i może zaważyć na zwycięstwie. Dorwałam takie z odsłanianymi palcami, jednak rzepy oraz sama odgięta osłonka powodowała zaczepianie żyłki, co szczególnie irytowało i kolejne sekundy uciekały. Jeszcze inne wynalazki chłonęły wodę jak gąbka i było w nich jeszcze zimniej, niż bez.
Aż w końcu...
Przyznam się Wam, że podeszłam do nich szczególnie sceptycznie. Założyłam je w połowie wędkowania i… nie uwierzycie, ale okazało się, że spełniają moje wszystkie wymagania. Przewędkowałam resztę dnia i zdjęłam je dopiero będąc przy samochodzie, szykując się do odjazdu z łowiska.
Dlaczego zatem z?
Rękawice, które wybrałam do wędkowania podlodowego mają po wewnętrznej stronie imitację skóry, która absolutnie nie chłonie wody i umożliwia świetne czucie np. podczas chwytania ryby oraz poniekąd zmniejsza jej wyślizgiwanie się. Zewnętrzna neoprenowa warstwa idealnie izoluje i skóra dłoni, która jest w tym miejscu bardzo delikatna, jest dobrze chroniona. Do tego świetnie leżą na mojej dłoni.
Wybrałam rękawice z odsłoniętymi trzema palcami, dzięki czemu mogę operować żyłką jak należy, zakładać robaki czy wypinać ryby w mig.
Co bardzo ciekawe, dzień wcześniej po wielokrotnym macaniu ryb, z ciekawości zostawiłam rękawice do wyschnięcia bez żadnego płukania, prania (teoretycznie powinny mieć na sobie resztki wody pachnącej rybami). Pisząc tę recenzję podstawiłam je sobie pod nos i… spodziewałam się „sztynksu”, a jestem bardzo mile zaskoczona! W ogóle nie „ciągną” rybą. Wniosek: te rękawice nie chłoną zapachów. Przez moje ręce przewinęło się bardzo dużo płotek, krąpi, jazgarzy i zdarzyły się okonie, a nie ma na nich (rękawicach) nawet grama śluzu. Sprawdzę jeszcze, czy efekt się utrzyma, gdy już przestaną „pachnieć nowością”.
Mankiety na lodzie
Jest jeszcze jeden plus tych rękawic, na który zwróciłam uwagę pod kątem zawodów podlodowych. Częstym problemem przy operowaniu bałałajką są dla mnie mankiety. W rękawie kombinezonu, konkretnie w nadgarstku mam spory luz pomimo spięcia mankietów, a te maksymalnie zapięte mocno odstają. Na zawody owijałam sobie je srebrną bądź szarą taśmą naprawczą jednak było to dosyć problematyczne w zakładaniu i zdejmowaniu, więc praktycznie należałoby czynność ową powtarzać przy każdym wędkowaniu. Mój problem rozwiązał się właśnie sam! Rękawice te zachodzą za nadgarstek, gdzie mają regulowane zapięcie (rzep). Zwyczajnie chowam w środek mankiety kombinezonu i zapinam rzep! Zapięcie jest w takim miejscu, że nie wiem jak trzeba byłoby wydziwiać, aby żyłka zaczepiła się o cokolwiek. Chociaż dla chcącego nic trudnego, podobno.
Gdy ciepło w dłonie można mormyszką pracować przez wiele godzin. A może lepiej będzie bez rękawic? Cofam to, bez dwóch zdań lepiej z!
Magdalena Szpula Szypulska
TEAM MEGA BAITS