Nie od dziś wiadomo, że największe okonie łowi się na pierwszym lodzie. Co prawda nie jestem wytrwanym łowcą podlodowym, ale takie stwierdzenie słyszałem nie raz od znajomych wędkarzy z niecierpliwością wyczekujących pierwszego lodu.
Wiedząc o tym, pomyślałem: dlaczego by nie spróbować już na kilka lub kilkanaście dni przed przewidywanym ścięciem powierzchni okolicznych zbiorników? Wszak długoterminowe prognozy pogodowe są coraz dokładniejsze i z dużym prawdopodobieństwem możemy już przewidzieć przyjście większych temperatur poniżej zera, utrzymujących się co najmniej kilka dni.
Szybkie zakończenie grubego sezonu
Był jeszcze koniec listopada, temperatury dzienne już bliskie zera i na delikatnym minusie w nocy, normalnie o tej porze uganiam się za szczupakami i to nierzadko właśnie z najlepszymi w tym okresie wynikami. W tym roku jednak spełniłem swój plan jeszcze na długo przed nadchodzącą zimą, łowiąc dwie metrowe ryby we wrześniu i październiku oraz sporo pięknych szczupaków w przedziale długości 80-90 cm pod koniec października, więc nie miałem już tak dużego parcia na wielkie grudniowe ryby.
Łowiłem też o wiele ciężej, zastępując dotychczasowe przynęty w przedziale 50-100 g przynętami w zakresie 100-200 g. Do tak ciężkiego łowienia stosuję dość duży i bardzo mocny multiplikator typu okrąglak, którego wadą w połączeniu z grubą plecionką jest niestety mocne chlapanie (moczenie) lodowatą wodą dłoni. Pomimo stosowania najlepszych rękawic wędkarskich niestety nie unikniemy kontaktu gołego kciuka z mokrą, zamarzającą szpulą, co w efekcie powoduje po niedługim czasie utratę czucia w palcu. Te czynniki spowodowały, że w sezonie 2018 odpuściłem już tropienie szczupaków i od listopada zająłem się gonitwą za okoniami, odrzańskimi okoniami.
Przewidywanie i szukanie
Temperatury bliskie zeru także w dzień długo straszyły rychłą powłoką lodową, lecz nadal było sporo czasu na znalezienie dobrych żerowisk z dużymi pasiakami. Zacząłem co kilka dni odwiedzać wszelkie miejsca gromadzenia się białorybu na zimowisku, będąc pewnym iż grube garbusy na pewno zdradzą swoją aktywność. Regularnie starałem się odwiedzać wszelkie odrzańskie rozlewiska, dopływy mniejszych rzek, kanałów, a także starorzecza. Na samym początku od razu odpuściłem odrzańskie porty tzw. pigalaki, mam ich w swojej okolicy co najmniej trzy, jeden został zamknięty jako zimowisko, ale na dwóch pozostałych nadal można było łowić. Każdy wie, że wpływają tam ryby na zimowisko i jest tych ryb naprawdę dużo, wpływają też okonie i inne drapieżniki. Złowienie tam okonia jest naprawdę łatwe, zbyt łatwe i w tym jest właśnie problem. Stojący tam w rzędzie jak na zawodach „trokarze” lub jak kto woli „boczniaki” trzepią okonie dziesiątkami od rana do wieczora. Pewnie gdybym jechał po kilka kilogramów okonków na kotlety, to także bym zawitał, ale jednak wędkarstwo jest dla mnie czymś innym. Ja po prostu lubię szukać ryb, wręcz je tropić, poznawać ich zwyczaje, zachowania, miejsca występowania w danym czasie. Nic nie daje mi takiej satysfakcji, jak nienaganne zdjęcie pięknego garbusa, którego samemu udało mi się wytropić, przechytrzyć i co najważniejsze uwolnić po pięknej i równej walce.
Wytypowanie i badanie
W połowie listopada największą swoją uwagę skupiłem już na ujściach odrzańskich starorzeczy, których w mojej okolicy jest naprawdę sporo. Najszybciej objechałem te małe i średnie, łowiąc tam każdego dnia po kilkanaście fajnych okonków, jednak nie były to ryby, których docelowo szukałem. Na sam koniec zostawiłem sobie do zbadania trzy naprawdę duże starorzecza z obszernymi ujściami oraz szerokimi kanałami ciągnącymi się ponad kilometr. Tu znalezienie większych okoni zajęło mi najwięcej czasu, ponieważ te już pod koniec listopada żerowały naprawdę krótko, czasem 15, a czasem 30 minut o różnych porach, zależnych od wiatru oraz nasłonecznienia danego dnia. Także wytrzymanie od świtu do zmierzchu w temperaturze bliskiej zeru i mocnym odrzańskim wietrze nie było takie łatwe. Upór i konsekwencja pozwoliły mi jednak złowić pięknego garbusa jeszcze w listopadzie i to praktycznie na wejściu z Odry do starorzecza. Na migrującą i wchodzącą na zimowisko rybę czekały już cwane duże okonie, raz dziennie urządzając sobie ucztę przez paręnaście minut.
Przynęty i sprzęt
Na standardowe okoniowe przekąski w rozmiarze do 3" nawet nie reagowały. Szybko zauważyłem, że ganiają małe płotki i krąpiki, a także jazgarze na płytkiej wodzie. Dopiero Lunatic 3,5" w kolorze Tiny Toad, czyli jakby imitacji jazgarza, podany z dna na płytkiej, żwirkowej, przyujściowej wodzie zaczął interesować garbusy. Nośnikiem była główka jigowa 5 g, a cała przynęta prowadzona dość anemicznie po dnie na tzw. leniucha bądź szuranego. Cały zestaw skomponowałem na wędzisku Nano Core Spinn 12, czyli szybkim, lekkim i naprawdę świetnym jednoskładzie długości 1,83 m. Do niego mam podczepiony kołowrotek Nano Lite XT60C FD1020i z nawiniętą czerwoną plecionką Nano Core X4 o średnicy 0,06 mm, zakończoną długim, ponad metrowym przyponem z miękkiego japońskiego fluorocarbonu MOMOI SOFLEX 0,203 mm. Takim zestawem dość finezyjnie mogłem operować nad zróżnicowanym dnem, czując zarówno kontakt z dnem, jego strukturę, czując pracę przynęty oraz anemiczne brania okoni.
Z początkiem grudnia oraz podnoszącym się poziomem wody w Odrze warunki zaczęły się diametralnie zmieniać. Z dnia na dzień drobny białoryb zniknął, a wraz z nim ładne okonie. To był sygnał, aby wejść już dalej w kanał starorzecza. Wyższa woda oraz zbliżające się mrozy spowodowały przesunięcie się ryb oraz zajęcie przez nie docelowych miejsc na przetrwanie zimy oraz odbycie tarła. Dla mnie oznaczało to całą zabawę jakby od początku, czyli kolejne wyjazdy w nowe miejsca oraz próba opracowania gdzie, jak i na co przechytrzyć cwane odrzańskie okonie. Już przed Świętami Bożego Narodzenia duże grupy „boczniaków” zdradzały miejsca, gdzie można łatwo połowić okoni. Już kilka minut obserwacji wystarczyło mi, abym wiedział, że do wiaderek lecą tylko okonie w przedziale 10-20 cm, co niestety nie było szczytem moich marzeń przed zakończeniem sezonu. Kolejny dzień obserwacji pozwolił mi wytypować potencjalne miejsca, gdzie pokazywały się na dosłownie kilka minut duże okonie. Woda była płytka, maksymalnie 80 cm głębokości, do tego dość przejrzysta, co pozwoliło zaobserwować kilka fajnych ataków garbusów. Teraz wystarczyło dobrać przynętę oraz obciążenie pozwalające poprowadzić zestaw w połowie wody nad mulistym i lekko porośniętym jeszcze starorzecznym dnem. Do tego świetnie posłużyły mi ponownie Lunatici, a także Invadery oraz Belly Fishe zbrojone na główkach do 3 g oraz prowadzone trochę szybciej z lekkimi podszarpnięciami.
Grupująca się ryba nie ułatwiała zadania, co rzut można było wyczuć uderzenia ryb, odfiltrowanie sygnału otarcia o białoryb od skubnięcia okonia było naprawdę trudne, ale po kilku godzinach nad wodą pomijanie dochodzących do nadgarstka sygnałów i zdecydowane zacięcia stały się jakby instynktowne. Bardzo czułe wędzisko w połączeniu z najwyższej jakości plecionką pozwalało się cieszyć pięknymi okoniami minimalizując jednocześnie niechciane przyłowy białorybu.
Krzysztof Żukowski
TEAM PRZEWODNIKÓW WĘDKARSKICH